W pewnym momencie szamoczący się z Vingą rozbójnik podniósł ją w górę, by uciec jak najdalej ze swoją zdobyczą, zanim Heike zdoła przyjść jej z pomocą.
Najwyraźniej jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, jak może się zachowywać uprowadzona młoda panienka. Może zdarzyło mu się kiedyś oglądać obraz zatytułowany „Porwanie Sabinek”, gdzie piękna dziewica bezradnie wyciąga ramiona z błaganiem o pomoc do kogoś, kto stoi z tyłu.
Jakkolwiek było, popełnił błąd.
Vinga należała do osób zupełnie innego rodzaju, o czym napastnik przekonał się bardzo szybko. Bardziej rozwścieczonej kobiety nigdy w ramionach nie trzymał. I nie chodziło tu o żadne niegroźne bębnienie dziewczęcych piąstek po plecach, o nie! Rozbójnik zawył z bólu, gdy zęby Vingi wbiły mu się w szyję tuż nad barkiem, jedną ręką ciągnęła go z tyłu za włosy, tak że widział tylko niebo nad sobą. Vinga trzymała jedynie cieniutki kosmyk jego włosów, co sprawiało nieznośny ból, a przy tym przez cały czas kopała go w golenie swoimi twardymi butami tak, że poraniła mu nogi do krwi. I ani na moment nie przestawała wrzeszczeć, wzywając pomocy, a słowa, których używała, stanowczo nie były przeznaczone dla uszu księdza. Toteż nie będziemy tu przytaczać wyzwisk, które miotała na rozbójników, ale nawet oni uważali, że posuwa się za daleko.
Od strony Elistrand rozległy się głosy. Służba wołała, że biegnie na pomoc. Nagle niosący Vingę napastnik potknął się – bo przecież nic nie widział – na małym kamieniu i runął tak długi na ziemię, zadowolony, że Vinga musiała uderzyć się bardziej. Ale ona natychmiast znowu rzuciła się na niego z zębami i paznokciami; drapała, aż trzeszczało. Rozbójnik wrzeszczał, uznał, że nic już nie wskóra, i zawołał do swoich kompanów:
– Chodźcie, wiejemy stąd!
Ten, któremu przypadkiem udało się złapać Heikego za szyję, nie chciał zrezygnować z szansy. Ale nie doceniał Vingi. Dumna z efektu, jaki wywołały jej zęby i paznokcie, gdy tylko się uwolniła, rzuciła się na pomoc ukochanemu.
Rozbójnik jednak walczył zaciekle i nie zamierzał ustępować jakiejś smarkuli. Zniósł ból, choć z pogryzionego nadgarstka zaczęła mu kapać krew. Vinga, widząc, że Heike sam niewiele może zrobić, wsunęła rękę między nogi napastnika, chwyciła całą garścią I z całej siły przekręciła.
Skutek był natychmiastowy. Rozbójnik zawył z bólu i uskoczył w bok. Heike zerwał się na nogi, gdy tylko znowu mógł złapać oddech, ale wtedy napastnik, zgięty wpół, zawodząc rozpaczliwie uciekał w ślad za swoim kamratem.
Trzeci wciąż leżał na ziemi z twarzą zalaną krwią.
Przybiegli ludzie z Elistrand. Chcieli gonić uciekających, lecz Heike ich powstrzymał. Tamci byli już za daleko, nikt ich nie złapie.
Stał pochylony, trzymając rękami obolały kark.
– Dziękuję ci, Vingo – wykrztusił.
– Mój kochany, jak ty wyglądasz? – zawodziła Vinga zrozpaczona. – Wszędzie krew. Och, Heike!
Służący z Elistrand wyprostował się.
– Ten człowiek nie żyje.
Heike zbladł.
– Nie żyje?
– Tak. Musiał upaść na kamień, o, tutaj.
Heike jakoś dziwnie się skulił. Trzymał się na nogach, kiedy razem z Vingą szli w stronę dworu, ale jakby wola życia i cała radość go opuściła. Vinga musiała go prowadzić, nie był zdolny do niczego, do niczego. Służba zajęła się trupem. Wszyscy uważali, że państwo powinni wrócić do domu i ogarnąć się trochę.
– Idziemy na górę do mojego pokoju – powiedziała Vinga tonem doświadczonej pielęgniarki. – Trzeba ci obmyć twarz.
– Ale przecież mieliśmy…
– Zapowiedzi mogą poczekać. Teraz chodzi o ciebie, Heike. Nie wyglądasz najlepiej.
– Ja, ja…
Ukrył twarz w dłoniach, a kiedy Vinga podeszła bliżej, przyciągnął ją gwałtownie do siebie.
– Trzymaj mnie mocno, Vingo! I powiedz, że jest jeszcze we mnie coś wartościowego!
– Masz mnóstwo wartości – szepnęła, głaszcząc go delikatnie po włosach.
Kiedy poczuła, że ramiona mu drżą jak w spazmatycznym płaczu, przeraziła się.
– Ależ, Heike, wszystko się dobrze skończyło!
On bezradnie potrząsał głową.
– Nie, Vingo, nie skończyło się dobrze! Ja przecież nie chcę zabijać, przecież nie chcę! Ale sama widzisz, ile jest śmierci na mojej drodze!
Wydawało się, że nogi zaraz się pod nim załamią, powoli więc podeszli do łóżka, a potem Heike padł na posłanie. Długo leżał na plecach, wciąż zasłaniając rękami skrwawioną twarz.
– Od urodzenia jestem naznaczony nieszczęściem i śmiercią, Vingo. Matka umarła z mojego powodu, moja biedna matka, o której nic nie wiem, bo Solve nie chciał mi nic powiedzieć. Ona była nikim, twierdził, zerem, jedyne, co możemy zrobić, to zapomnieć o niej. A ja przecież kosztowałem ją życie, czy to nic nie znaczy? I od tego czasu śmierć prześladowała mnie nieustannie. Solve… mnóstwo ludzi w Szwecji…
– Tak, ale to byli przecież źli ludzie – zaprotestowała Vinga. – Walczyłeś ze złem, Heike, więc nic dziwnego, że otaczała cię śmierć
On potrząsał tylko głową.
Vinga położyła się przy nim i gładziła delikatnie jego poranioną, brudną twarz, bo w tej chwili nie było czasu na drobiazgi, mycie i opatrunki, teraz chodziło o Heikego. O spokój jego serca i jego przyszłość.
– Ale masz przecież mnie, Heike. Czy to nic nie znaczy?
Przerażony, wykrztusił:
– Ależ tak, Vingo! To znaczy dla mnie wszystko! Jesteś jedynym światłem mojego życia. Ale tak się boję owych cieni, które sprowadziłem na ten świat; nie mam dość siły, by nimi kierować. To… To ostatnie wydarzenie. Ja ich nie rozumiem. Dlaczego pozwolili tym trzem rzezimieszkom się tu kręcić? Dlaczego ich najpierw nie wystraszyli z Grastensholm? Czy zostawili ich umyślnie? Ze złośliwości? Żeby mogli napaść na ciebie, małą, niewinną istotę, kiedy pójdziesz do kościoła w swoim najlepszym ubraniu? Byłaś taka śliczna, Vingo. Jeszcze cię takiej nie widziałem. I czy naprawdę musieli to wszystko zniszczyć? Czy szary ludek oszczędził tych drani po to, żebym jednego z nich zabił i przez całe życie nie mógł się uwolnić od wyrzutów sumienia? W takim razie szary ludek działa przeciwko temu, kto dał mu wolność! Jakie to niesprawiedliwe!
Vinga przytuliła go, zanurzyła palce w jego włosach, leciutko ucałowała twarz.
– To nie tak, Heike, nie wolno ci tak mówić – szeptała tak przekonująco, jak tylko umiała. – Nie sądzę, by szary ludek miał jakąkolwiek kontrolę nad czymś, co się dzieje poza granicami Grastensholm. Nikt nie był w stanie tego przewidzieć. A ty przecież nikogo nie zabiłeś, bo nie miałeś takiego zamiaru. Musiałeś nas bronić, a on upadł i uderzył głową w kamień. Poza tym to nie był dobry człowiek, świat naprawdę nie ma czego żałować.
Heike, owa ogromna bestia o czułym sercu, obejmował ją rozpaczliwie jak tonący, który szuka ratunku.
– Wciąż mam wrażenie, jakbym błądził w ciemnościach, Vingo. Zabierz mnie do swojego jasnego świata, zostań ze mną, pomóż mi zapomnieć, po co się urodziłem! Powiedz, że jestem człowiekiem jak inni!
Głaskała go, jakby go chciała osłonić, bo wyczuwała jego lęk.
– Nie. Jesteś lepszy, dużo lepszy niż wielu innych, mój kochany – powiedziała cicho. W oczach miała łzy, ale nawet nie pomyślała o tym, by je obetrzeć.
– Tak się boję tych cieni, które mnie otaczają. Taki od nich płynie chłód; oddech śmierci!
– Jestem z tobą! I zostanę z tobą na zawsze!
Objął ją czule, on, który sam potrzebował czułości.
Читать дальше