Trudno stwierdzić.
Eskil zrozumiał, że prawdopodobnie za dnia musiało być tu niewypowiedzianie pięknie. To tylko on, niepomyślnym zrządzeniem losu, przybył tu o najsmutniejszej porze dnia, kiedy zapadający zmrok paraliżuje ludzkie serca.
Ale jak wyglądała ta okolica zimą? W porze rozszalałych wichrów lub w cichym mroku bezustannie sypiącego śniegu?
Zadrżał.
W tym fiordzie tkwiło jednak coś jeszcze, co nie na żarty go wystraszyło. Co to mogło być? Jakby coś gdzieś się czaiło?
Och, nie, dał się tylko opanować granatowobłękitnemu, pełnemu cieni nastrojowi wieczoru. Był także śpiący i zmęczony, bo jednak pobyt w więzieniu i długotrwałe choroby odcisnęły ślad na jego organizmie, a i całodzienne wiosłowanie także dało się we znaki. Eskil czuł teraz ssący głód, a ponadto niezwyczajny podróżowania łodzią musiał pokonywać objawy morskiej choroby.
I jeszcze ten chłód bijący od skalnych ścian… Eskil miał wrażenie, że spowija go całun mgły.
W takich okolicznościach nietrudno stracić animusz.
Czego on, na litość boską, tutaj szuka? Dlaczego natychmiast nie pospieszył do domu, do wspaniałego, ciepłego i jasnego Grastensholm?
Ale matka i ojciec nie napisali ani razu. Nie próbowali wyciągnąć go z więzienia.
Może coś złego im się przytrafiło?
Jaki z niego osioł, że tak za wszelką cenę chciał najpierw odnaleźć skarb w Eldafjord. Powinien był od razu wyruszyć do domu.
Ale teraz dotarł tutaj. Do celu swej wędrówki.
Cóż to jednak był za cel! Czy w całej Norwegii mogło istnieć miejsce bardziej ponure?
Westchnął, postanawiając już więcej się nie odwracać i pokrytymi pęcherzami dłońmi mocno chwycił za wiosła.
Ale gdy pokonywał ostatni odcinek fiordu, jego ciało przenikały dziwne dreszcze. Czuł, że podnoszą mu się delikatne włoski na karku, miał wrażenie, że od strony małej przystani rybackiej Eldafjord obserwują go czyjeś złe oczy.
Tak naprawdę bał się spojrzeć za siebie.
Starał się nie odrywać wzroku od dużego, bardziej rozległego fiordu, ale ten wkrótce zniknął mu z pola widzenia. Miał przed sobą tylko ciemne, gołe skały.
Nie był to widok napawający optymizmem.
Woda, w której przeglądały się masywne zbocza, wydawała się niemal czarna i lodowato zimna. Nikt nie mógł wiedzieć, co kryje się w głębinie. A może łódkę zaraz porwie czyhający w otchłaniach potwór?
Kiedy łódź nagle uderzyła o coś i z okropnym zgrzytem gwałtownie się zatrzymała, Eskil poderwał się na równe nogi i o mały włos, a uderzyłby w krzyk. Przez moment zdawało mu się, że sparaliżowane strachem serce nigdy już nie odzyska zwykłego rytmu, czuł, że twarz wykrzywia mu grymas, a palce kurczowo zaciskają się na wiosłach.
Zaraz jednak zrozumiał, co się wydarzyło. Po prostu dobił do brzegu. Łódź zatrzymała się na podwodnym głazie blisko stałego lądu.
Na pomoście siedziało i stało kilka osób, z zainteresowaniem obserwując jego dość niezgrabne poczynania.
Wśród zgromadzonych było kilkoro dzieci, paru starszych mężczyzn opierających się o poręcz i jakaś wyniosła matrona. I dwie młode dziewczyny, które, pochyliwszy ku sobie głowy, szeptały coś chichocząc.
Jedna z nich była, doprawdy, bardzo urodziwa!
Więcej Eskil nie zdążył zobaczyć. Szybko przemieścił się na tył łódki, by przód uniósł się nieco do góry, i odsunął od przeszkody. Zawstydzony, z uśmiechem przyklejonym do ust, przesadnie wesoło pomachał gromadce zebranej na brzegu i skierował się ku pomostowi. Mali chłopcy ochoczo wbiegli do wody, chwycili dziób łodzi i pociągnęli w stronę brzegu, a Eskil w efekcie omal nie stracił równowagi. W możliwie elegancki sposób starał się powrócić do normalnej pozycji, co u dziewcząt wywołało kolejny napad chichotu.
Chwilę później znalazł się w otoczeniu ludzi, wypytywał i wyjaśniał. Mieszkańcy zastanawiali się oczywiście, co przywiodło obcego wędrowca do Eldafjord, ale nie powiedzieli tego głośno. Eskil tylko wyczuwał ich ciekawość.
Wyjaśnił więc, i nie było to wcale kłamstwo, że pewien człowiek, którego spotkał wiele lat temu, polecił mu to wspaniałe miejsce jako szczególnie godne zobaczenia. Ponieważ bardzo go to zainteresowało, kiedy przypadkiem znalazł się tu w pobliżu, postanowił skorzystać z okazji i zatrzymać się kilka dni w Eldafjord, o ile znajdzie się pokój, który mógłby wynająć.
Popatrzyli po sobie. Umilkli.
– Terje zwykle wynajmuje pokoje – wyrwało się jednemu z chłopców, ale dorośli go uciszyli.
– Terje? – powtórzył Eskil pytająco.
Powoli i bardzo niechętnie jeden z mężczyzn odpowiedział:
– No, tak, to prawda, że Terje Jolinsonn wynajmuje gościom. Ale nie bierz pierwszego lepszego miejsca, które ci zaproponuje, chłopcze! Proś o pokój w jego własnym domu! Nigdzie indziej. Nie wszystko, co on ma do zaoferowania jest… równie dobre.
Ucichł. Zachęcające: „Naprawdę?” Eskila nie doczekało się odpowiedzi.
Chłopak nadstawił jednak uszu, słysząc nazwisko Jolinssnn. Jolin… Tak przecież nazywał się mężczyzna, który zbudował tajemniczy dom.
Tam musi trafić! Ale na razie nie warto zadawać zbyt wielu pytań.
– Czy ktoś może wskazać mi drogę?
Dziewczęta zdecydowały się błyskawicznie.
– My, my pójdziemy!
– Doskonale.
Starsi mężczyźni z nieskrywaną wesołością obserwowali wysiłki Eskila, szczura lądowego, który starał się przycumować łódź.
– My się tym zajmiemy – życzliwie rzekł jeden z nich.
Początkowa nieufność wobec przybysza minęła. Młodzieniaszka, który nie miał pojęcia o morzu i łodziach, nie można było traktować poważnie.
Eskil chętnie zostawił im łódkę.
Kobieta sapiąc już wspinała się pod górę, tak szybko jak mogły ponieść ją grube nogi. Widocznie jako pierwsza chciała przekazać nowinę sąsiadom.
Eskil wraz z dziewczętami zszedł z pomostu. Panny nie spuszczały wzroku z jego twarzy, poczuł się tym wręcz zakłopotany.
Ale prawdą też było, że Eskil Lind z Ludzi Lodu wyrósł na bardzo przystojnego młodzieńca. Miał ciemnomiedziane, gęste, wijące się włosy, w zielonobrązowych oczach paliły się wesołe iskierki, dodające mu ogromnie wiele uroku. A tysiące piegów, którymi obsypana była jego twarz… No cóż, być może stanowiłyby problem dla nadwrażliwej dziewczyny, ale u Eskila były po prostu czarujące. Krótki, wesoło zadarty nos i promienny uśmiech to walory, o których także warto wspomnieć, nie mówiąc już o długich nogach i smukłej sylwetce. Wygląd zewnętrzny Eskil odziedziczył z pewnością po dziadkach ze strony matki, Elisabet i Vemundzie Tarkach. Nie miała znaczenia, że w więzieniu pobladł i wychudł. Dzięki temu wydawał się bardziej romantyczny, a poza tym większość mieszkańców wsi i miast była w owych czasach niedożywiona, tak więc nie wyróżniał się niczym szczególnym. A kiedy, w połączeniu z chłopięcą śmiałością, zdarzały się chwile, że się czerwienił, z czym było mu wyjątkowo do twarzy, stawał się wręcz nieodparcie pociągający.
Tuż przy nim, jak to zwykle bywa, szła ładniejsza z dziewcząt. Dowiedział się, że ma na imię Inger-Lise. Sądził, że w tak mrocznym zakątku świata spotka nieśmiałe, lękające się ludzi dziewczęta, ale Inger-Lise cechowała pewność siebie, jaką zwykle daje uroda. W dodatku przez pewien czas chodziła do szkoły w miasteczku. Była więc „obyta” i zadowolona z siebie.
Druga dziewczyna, Mari, okazała się raczej typową mieszkanką zapadłej wioski na zachodnim wybrzeżu Norwegii. W kontaktach z Inger-Lise odgrywała z pewnością rolę tej, która podziwia i poświęca się dla przyjaciółki. I między nimi było tak, jak ta zwykle się dzieje. Kiedy tylko ładniejsza, śmielsza znajdzie sobie chłopaka, natychmiast zapomina o tej drugiej, którą tak długo traktowała jako tło dla swej urody i w której podziwie egoistycznie się pławiła.
Читать дальше