Z czasem pewnie wrócę do domu. Teraz jednak znalazłem się blisko celu mej podróży, mam tam więc zamiar pojechać.
Wasz mimo wszystko oddany syn Eskil.
Wiele dni spędził w gospodzie, zanim wypoczął i nabrał sił.
W końcu jednak wyruszył w stronę morza, by znaleźć łódź, która zawiozłaby go do Eldafjord.
Rodzice Eskila, Heike i Vinga, w domu na Grastensholm przez całą zimę dokładali wszelkich starań, by trafić na bodaj najmniejszy ślad swego zaginionego syna. Nie było od niego żadnej wieści. Listy między nimi a Tulą krążyły często, ale i Tula nie potrafiła powiedzieć niczego, co byłoby dla nich w jakikolwiek sposób pomocne. Rozpaczała zresztą z tego powodu, po tysiąckroć oskarżając samą siebie, że nie postarała się wyciągnąć z Eskila więcej informacji o planowanej przez niego wyprawie. Ale Eskil był taki tajemniczy i okazywał wyjątkową małomówność, jeśli chodziło o Eldafjord. Zrozumiała tylko, że było tam jakieś domiszcze, opuszczone, bądź wręcz wymyślone, wiązała się z nim jakaś zagadka. Tula rozstała się z Eskilem w Christianii, stamtąd miał wyruszyć na północny zachód ku czemuś, co wydawało mu się niezwykle interesujące. Eskil wspominał, że będzie miał okazję wypróbować niezwykłe moce Ludzi Lodu które, jak sądził, posiadał. Twierdził, że prawdopodobnie jest jednym z dotkniętych lub wybranych. Tula gorzko teraz żałowała, że nie wyjaśniła mu, jak bardzo się myli. W ich pokoleniu to przecież ona była dotknięta, ale bała się do tego przyznać. Gdyby to ujawniła, być może wiele spraw potoczyłoby się inaczej.
Heike odpisał jej swym nieporadnym pismem, że nie wolno jej o nic się obwiniać. Dobrze rozumiał jej rozterki.
List Tuli nie podniósł go jednak na duchu. Tajemniczy dom w Eldafjord, gdzieś na północnym zachodzie…
Doprawdy, mało precyzyjne wskazówki!
Wiele razy chciał wyruszyć z domu i szukać na oślep, ale Vinga mu tego zabroniła. Zima tego toku była niezwykle surowa i taka wyprawa źle mogła się skończyć, przede wszystkim dla konia, ale i dla Heikego. Heike ugiął się więc pod wpływem jej rozsądnych argumentów.
Lęk o syna jednak nie dawał mu spokoju.
Odwiedził wszystkich chyba badaczy zajmujących się geografią Norwegii oraz specjalistów od map. Rozmawiał z wędrownymi rzemieślnikami, chcąc się dowiedzieć, gdzie leży tajemnicze Eldafjord, ale nikt nie potrafił udzielić mu odpowiedzi. Ku jeszcze większemu przygnębieniu Heikego wiele osób podsuwało Islandię, choć jeśli byłoby tak naprawdę, miejsce powinno raczej nazywać się Eldafjordur. A może leżało w Szwecji? Nie, w to oczytana Vinga nie chciała wierzyć. Stwierdziła, że Eldafjord to stara, wręcz prastara norweska nazwa.
Tajemnicza miejscowość musiała więc znajdować się w Norwegii – gdzieś w Vestlandet albo jeszcze dalej na północ.
Było to jak poszukiwanie igły w stogu siana.
Nadszedł jednak czas topnienia śniegów i Heike zaczął się sposobić do podróży. Liczył na łut szczęścia, a nie mógł dłużej czekać, bo niepokój o los syna doprowadzał już i jego, i Vingę niemal do obłędu.
Jak wiadomo jednak wiosna przychodzi do Vestlandet znacznie wcześniej niż do wschodnich krańców Norwegii. List Eskila, który od pewnego czasu był już w drodze, dotarł do Grastensholm tuż przed tym, jak Heike miał wyruszyć w drogę.
– Och, dzięki, dzięki Bogu – westchnęła Vinga i wybuchnęła płaczem.
Heike szukał daty nadania przesyłki.
– Eskil wysłał ten list dawno temu. Upłynęły już co najmniej dwa tygodnie!
– Dobrze, ale co on pisze? Pokaż mi!
Przeczytali razem.
– Co to ma znaczyć, że Eskil przeżył piekło? – zapytała Vinga zdumiona.
– Zobacz, pisał do nas już wcześniej – zauważył Heike. – Tyle że żaden z jego listów niestety nie dotarł.
– Co mu się właściwie przydarzyło? – jęknęła Vinga. – Ach, biedny chłopiec, sądził, że go opuściliśmy! Ale gdzie on jest?
Heike obracał list na wszystkie strony.
– Nic na ten temat nie wiadomo. Stempel jest zatarty. Ale roztrzepaniec! Dlaczego o tym nie wspomniał?
– Może nie wiedział.
Heike westchnął.
– A więc mimo wszystko będę musiał jechać w nieznane…
Następnego dnia jednak nadeszła pocztą kolejna przesyłka. Wygnieciony list, najpewniej wysłany w pośpiechu, za to z wyraźnym odciskiem stempla.
– Świetnie – uradował się Heike, gotowy do drogi. – Tyle przynajmniej wiemy. To bardzo ułatwia sprawę.
– Jeśli wiesz, dokąd wyruszasz, to jadę z tobą – błyskawicznie postanowiła Vinga. – Ale otwórz ten list człowieku!
Heike nie odrywał wzroku od stempla.
– Ten list dotarł do nas o wiele szybciej – skonstatował zadowolony. – Został wysłany w tym tygodniu.
Zniecierpliwiona Vinga wyrwała papier z jego rąk i szybko otworzyła.
Razem zaczęli czytać, czując, jak strach coraz mocniej ściska im serca.
Na miłość boską, pomóżcie mi! Pomóż mi, ojcze, szybko! Znalazłem się w skrajnym położeniu, to takie przerażające! Tutaj jest strasznie i ja niczego nie rozumiem! Pomóż mi, myślę, że wkrótce umrę. Ratuj nas wszystkich, jesteśmy straceni! Otarłem się o coś, co powinno pozostać w ukryciu na całą wieczność!
Eldafjord już na pierwszy rzut oka wzbudziło niechęć w Eskilu. Nie tak wyobrażał sobie to miejsce.
Od rybaka wypożyczył łódź wiosłową; dobrze zapłacił za zgodę na używanie jej przez tydzień. Nie przypuszczał, by wyprawa miała potrwać dłużej. W zastaw dał rybakowi konia.
Eskil ani słowem nie wspomniał nikomu, dokąd się wybiera. To miała być wyłącznie jego przygoda. Otrzymał zresztą dokładne wskazówki, jak ma dotrzeć do wytęsknionego miejsca.
Okazało się jednak, że jest tam znacznie, znacznie dalej niż przypuszczał. Jak wysoko sięgały strome, urwiste zbocza! Białe plamy śniegu połyskiwały na niebosiężnych szczytach. Eskil nie spodziewał się także, że po długim pobycie w więzieniu jego kondycja okaże się tak marna. W zetknięciu z szorstkimi uchwytami wioseł jego dłonie pokryły się pęcherzami, wiosłował więc coraz wolniej. Na dobrą chwilę znalazł się na otwartym morzu, łódką zaczęło niemiłosiernie wprost kołysać i sytuacja stała się naprawdę groźna. Wkrótce jednak wpłynął na fiord i fale się uspokoiły.
Był to jednak dopiero główny fiord. Kiedy słońce skryło się za górami, a na wodzie pokładły głębokie cienie dotarł wreszcie do miejsca, w którym wpływało się na Eldafjord, maleńką odnogę ukrytą między sięgającymi nieba zboczami.
Gdyby Eskil nie wiedział o jego istnieniu, nie przypuszczałby nawet, że w tym miejscu kryje się nieduża, lecz głęboko wyrzeźbiona w skale zatoka.
Sterował w taki sposób, by okrążyć skałę. W pewnym momencie na chwilę odwrócił się w łodzi. Chciał zobaczyć, ku czemu zmierza.
Przeszedł go dreszcz, jakby nagły powiew wichru uderzył go w twarz. Poczuł, że policzki mu płoną, tak wielkie wrażenie wywarł na nim widok.
Ujrzał olbrzymie, sinoszare góry, zdawało się, że ich szczyty ranią niebo. Pionowe zbocza były tak gładkie, jak gdyby zostały wypolerowane przez niezliczone lawiny schodzące nimi przez tysiące lat. Dopiero w głębi, na samym krańcu wąskiej zatoki, tłoczyła się gromadka chałup, bezradnie kuląc się pod naporem ogromnej skalnej ściany. Było tam kilka większych, kilka mniejszych domów, najpewniej nieduża przystań rybacka. Na nic więcej nie starczało miejsca.
A jednak… Czy to nie dach jakiegoś domu wystaje tam, ponad lasem, z prawej strony? Ściśle przylegający do samej góry, przesłonięty sterczącymi występami skalnymi?
Читать дальше