Nagle Marco zorientował się, że łotr zmienił kierunek ucieczki. Nie biegł już do wnętrza doliny, lecz wzdłuż niej, zmierzając do przełęczy, gdzie znajdował się teraz Tengel Zły.
Dobrze, tam możesz iść, powiedział sobie w duchu Marco. To daleko. Bardzo daleko.
Chyba że…
Marco przestraszył się nie na żarty. Jeśli ten człowiek w istocie potrafi przemieszczać się w dowolny sposób, jest także w stanie w ciągu kilku sekund dotrzeć do Tengela Złego i być może u niego zaczerpnąć siły. Jeśli to właśnie tam było jej źródło.
Przez chwilę Lynx działał najwidoczniej w panice, pędził przed siebie na oślep. Wkrótce jednak mógł się ocknąć i wykorzystać swoje możliwości.
Ale dlaczego tego nie zrobił, osaczony przez Nataniela i Marca? Dlaczego wtedy nie zniknął? Nie przemieścił się gdzieś daleko?
Może już nie mógł?
Czyżby ujawnienie przez Marca szczegółów z jego przeszłości zadziałało i w taki sposób?
Marco nie był pewien, czy odważy się podejść blisko Lynxa. Rana na ramieniu przeraziła go. Nie wiedział przecież, ile zostało z macki.
Irytowało go, że nie może po prostu zaatakować przeciwnika, że musi trzymać się w odległości kilku metrów od niego, choć z łatwością już setki razy mógł dopaść go wcześniej.
Marco zdawał sobie jednak sprawę, bez fałszywych wyobrażeń o swej wielkości, że nie wolno mu przepaść w Wielkiej Otchłani. Za nic w świecie nie chciał się tam znaleźć, poza tym Ludzie Lodu wciąż go potrzebowali. Walka przeciwko Tengelowi Złemu zbliżała się ku końcowi i Marco był w niej absolutnie niezbędny. Ostateczny cios miał zadać Nataniel, lecz wiadomo było, że wybrany potrzebuje teraz wszystkich sojuszników, jacy tylko mogą przyjść mu z pomocą. Och, było ich ledwie troje! Na Gabriela szczególnie liczyć nie można, Ian też niewiele mógł zdziałać. Pozostawali Nataniel, Tova i Marco. Jak, na miłość boską, zdołają pokonać potężnego Tan-ghila?
Byleby tylko udało im się pozbyć Lynxa!
Byli już bliscy powodzenia.
Marco wciąż znajdował się w odległości kilku metrów za zbiegiem. Bez najmniejszego trudu utrzymywał dystans. Lynx zaczął wspinać się pod górę, Marco dzięki swej młodzieńczej sile i zwinności mógł zyskać nad nim przewagę.
Błyskawicznie wysunął się naprzód i zagrodził Haarmannowi drogę. Uciekający zbir natychmiast się zatrzymał.
– Wiele razy o mały włos cię nie odkryto, prawda? – bezlitośnie ciągnął Marco. – Tak jak wtedy, gdy spotkałeś na schodach sąsiada i nagły powiew zdmuchnął gazetę, którą przykryłeś niesione wiadro. Było pełne krwi, ale ponieważ znano cię jako handlarza mięsem, znów się wykręciłeś. Albo gdy jacyś rodzice spotkali syna twojej gospodyni, ubranego w wierzchnią odzież ich zaginionego dziecka.
Haarmann oddychał z wysiłkiem, oczy wychodziły mu z orbit ze strachu. Zerknął za siebie, sprawdzając, czy nie uda mu się uciec w dół, ale zrezygnował. Był wycieńczony, słowa Marca odebrały mu wiele z nadnaturalnej siły, w jaką wyposażył go Tengel Zły. Stawał się coraz nędzniejszym człowiekiem, takim jakim był niegdyś.
Marco z przerażeniem obserwował, w jaki sposób Lynx ogląda się za siebie. Nie zmieniał przy tym pozycji ciała, bez najmniejszego trudu obracał głowę do tyłu, tak jak potrafią tylko sowy.
Straszny widok.
Marco ośmielił się postąpić o parę kroków bliżej. W dolinie zapanował spokój, przestało wiać, a śniegowe chmury odsunęły się dalej, odsłaniając górskie szczyty.
Marco po raz pierwszy ujrzał dwa proste, strzeliste wierzchołki, oznaczające miejsce, w którym Tengel Zły ukrył swoje naczynie z wodą. Zobaczył też coś jeszcze: potworną jamę w ziemi, na którą wcześniej natknął się Gabriel. Z czeluści unosiły się opary i choć ziemię pokrywała cieniutka warstewka śniegu, widać było, że ma ona chorobliwą szaropomarańczową barwę.
Przyjaciół nie mógł nigdzie dostrzec, pocieszało go jednak, że znajdują się tak daleko od celu. Nie chciał, by zbliżyli się do tej potwornej okolicy, kiedy jego nie było przy nich.
Marco czuł się odpowiedzialny za swych ziemskich krewniaków.
Kiedy postąpił parę kroków ku Haarmannowi, ten cofając się potknął się o kamień i upadł.
Marco podszedł jeszcze bardziej. Patrzył na bezwzględnego zbrodniarza i nie mógł wykrzesać z siebie ani odrobiny współczucia dla niego.
Szyja…
Teraz to zobaczył. Wokół szyi zbira biegła pręga.
Marco przełknął ślinę, czuł się coraz bardziej nieswojo. Zastanawiał się, co też Tengel Zły uczynił, by przywołać tego potwora do życia, i kiedy to zrobił.
Przeciąganie czasu nie miało sensu, Marco musiał się rozprawić z Lynxem jak najszybciej.
Morderca usiłował się podnieść, lecz Marco nie miał litości. Jego gniew nie pozwolił uciekinierowi ruszyć się z miejsca.
– Przypomnieć ci schemat twego postępowania? Niezmiennie taki sam, bez żadnych odstępstw od reguły. Szedłeś wieczorem na dworzec kolejowy, żeby zwabić chłopca, którego uważałeś za przystojnego. Brzydkich i najbiedniejszych zostawiałeś w spokoju. Wybierałeś zawsze młodych ludzi w wieku od trzynastu do dwudziestu lat, nie mających żadnego punktu zaczepienia w życiu.
Łotr trząsł się teraz na całym ciele, uszy zasłonił dłońmi.
– Nie chcę tego słuchać, nie chcę – zawodził.
Marco bezlitośnie mówił dalej, nie zdając sobie sprawy z tego, że po policzkach płyną mu łzy na myśl o zbrodniach, których dopuścił się ten człowiek.
– W domu, w swoim pokoju, wykorzystywałeś chłopaka. Czy go gwałciłeś, czy też z własnej woli sprzedawał się za noc spędzoną w cieple i odrobinę pożywienia, nie ma w tej chwili żadnego znaczenia. Ale spełnienie dawało ci tylko stosowanie przemocy. Pamiętasz, co robiłeś?
Haarmann wrzeszczał, lecz nie z gniewu, tylko ze strachu, że oto magia imienia przestała działać i wkrótce zostanie unicestwiony.
– Trzymałeś ich za włosy – wołał Marco, a na jego twarzy malowała się rozpacz. – Przytrzymywałeś ich za włosy i przegryzałeś gardło. Dopiero wtedy osiągałeś zaspokojenie. Do tego momentu można cię było uważać za człowieka chorego, za żałosnego nędznika, który nie potrafi zapanować nad swymi żądzami. Ale różnisz się od innych zabójców, wiedzionych żądzą mordu. Być może da się również wytłumaczyć, że z głodu jadłeś ich ciała. W sytuacjach ekstremalnych można zetknąć się z kanibalizmem, ale występuje on nadzwyczaj rzadko. Reszty natomiast, nawet przy najlepszej woli, nie da się wytłumaczyć. Należące do twych ofiar rzeczy sprzedawałeś na czarnym rynku, a ciała oprawiałeś i handlowałeś nimi na targu jak mięsem!
Marco musiał kilkakrotnie głęboko odetchnąć, aby mówić dalej:
– To było wyrachowanie, Haarmann, i ono właśnie czyni z ciebie najnędzniejszego z nędznych. Zaszlachtowałeś w ten sposób pięćdziesięciu młodych chłopców, niektórzy z nich byli jeszcze dziećmi. Zrobiłeś to dla zysku, dla pieniędzy, w czasach kiedy wszyscy cierpieli wielką biedę.
Fritz Haarmann wydał z siebie jęk i skulił się. Magia imienia przestawała działać.
Ale Marco wciąż jeszcze nie miał zamiaru dać mu spokoju.
– Przez wiele lat trudniłeś się swym makabrycznym rzemiosłem. Ktoś z twoich klientów podejrzewając, że może to być ludzkie mięso, dostarczył próbki lekarzowi policyjnemu, a ten stwierdził, że to wieprzowina! Nie mogę pojąć, jak to możliwe!
Łajdak na to wspomnienie uśmiechnął się z triumfem, a wtedy Marca ogarnął taki gniew, że podszedł jeszcze bliżej. Gdyby Lynx miał teraz swoją mackę, los Księcia Czarnych Sal byłby już przesądzony.
Читать дальше