Lynx stanął jak skamieniały i przysłuchiwał się słowom Marca. W pewnym momencie zawył przerażony.
– W bawieniu się lalkami nie ma nic złego! – wołał Marco. – Wielu chłopców to robi, a wyrastają z nich potem normalni mężczyźni. Ale ty…
Lynx, do szaleństwa wystraszony tym, że Marco zna takie szczegóły z jego dzieciństwa, błyskawicznie zaczął się oddalać.
Marco przeskoczył na drugi brzeg i podjął pościg.
Gdy tylko Lynx zdołał upatrzyć sobie odpowiednią kryjówkę, a Marco dotarł do pagórka, gdzie jego wróg stał przed chwilą, macka znów wystrzeliła w powietrze.
I znów Marca uratowało tylko to, że macka miała teraz znacznie mniejszy zasięg. Lynx widząc, co się dzieje, opuścił kryjówkę i rzucił do ucieczki.
Marco nie musiał już teraz wołać tak głośno, bo plusk wody w strumieniu stłumiły oddzielające ich od niego wzniesienia:
– Kiedy miałeś szesnaście lat, oskarżono cię o nieprzyzwoite zachowanie wobec dzieci i wysłano do szpitala dla umysłowo chorych na obserwację. Uciekłeś stamtąd po pół roku. Nie zaprzestałeś popełniania drobnych przestępstw i występków przeciwko małym dzieciom. Wielokrotnie siedziałeś w więzieniu za włamania, kradzieże, oszustwa i szmugiel, i wszystko to, co nieodłącznie kojarzy się z postacią typa spod ciemnej gwiazdy.
Najbliższy współpracownik Tengela zatrzymał się, uspokojony.
– To sprawy bez znaczenia, wszyscy tak robią. Nie zaszkodzisz mi takimi drobiazgami! – zawołał piskliwym głosem.
– Wcale tak nie sądziłem. Twój ojciec załatwił ci pracę na kolei, ale ty ukradłeś całą kasę plus wszystko, co tylko mogło ci się przydać, i zniknąłeś. Chciał cię umieścić w więzieniu albo w zakładzie, ale zawsze potrafiłeś się wyłgać. Nie pojmuję, w jaki sposób udało ci się zostać policyjnym kapusiem, ale gwarantowało ci to pewną ochronę…
Do Lynxa-Haarmanna zaczynało docierać, że Marco wie o nim o wiele więcej, niż mu się z początku wydawało. Zatkał uszy rękami, żeby nie słyszeć śmiercionośnych słów. To jednak utrudniało mu ucieczkę, a Marco ani na chwilę nie dawał mu spokoju.
– To wszystko jest ledwie przygrywką, Haarmann. Twoje prawdziwe zbrodnie rozpoczęły się po zakończeniu pierwszej wojny światowej…
Wokół nich panowała teraz absolutna cisza, strumień został daleko z tyłu.
Marco nie chciał zanadto zbliżać się do swego wroga, jeszcze nie teraz. Najpierw musiał się upewnić, że Lynx mu nie zagraża. Obezwładnić go mógł dopiero wtedy, gdy do końca odkryje jego tajemnicę, zburzy fasadę jego mieszczańskiego spokoju, tak że pozostanie tylko naga, straszliwa prawda.
O, jakże Marco się wzdragał przed mówieniem na głos o makabrycznych uczynkach Haarmanna! Nie miał jednak innego wyjścia.
Spostrzegł to już wcześniej, ale dopiero teraz naprawdę zwrócił uwagę na pewne osobliwe zjawisko. Z głową tego łajdaka coś było nie tak. Gdy Lynx chciał się zorientować, gdzie przebywa jego przeciwnik, potrafił obrócić głowę niemal całkiem do tyłu, nie zmieniając przy tym pozycji reszty ciała. Marco nie mógł tego zrozumieć, tak samo jak nie mógł pojąć, z jakiej materii powstał ten stwór.
Nie żywy, nie umarły…
I wtedy zaczął sypać śnieg.
Przekleństwo, pomyślał Marco. On nie może mi umknąć.
Przyjaciele… gdzie oni są, czy zdołali ukryć się w bezpiecznym miejscu?
Przesłał kolejną wiadomość o grożącym im niebezpieczeństwie, Nataniel odpowiedział, że zachowują czujność.
Nie była to duża śnieżyca, biały puch sypał tylko z krawędzi chmur wiszących nad wierzchołkami. Istniało jednak niebezpieczeństwo, że śnieg zacznie padać gęściej. Czy w walce przeciwko Tengelowi Złemu bogowie pogody nic stoją po naszej stronie? pomyślał Marco z goryczą. Może popierają jego? Właściwie nie zdziwiłoby mnie to, potrafią być tacy zmienni w nastrojach. Norwegia nigdy nie była krajem odpowiednim do podejmowania przedsięwzięć pod gołym niebem, w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto kończy się to źle. Ale przynajmniej teraz pogoda mogłaby być nam życzliwa!
Lynx zniknął.
Zanosiło się na długą walkę.
Marco stanął. Wokół niego panowała cisza tak idealna, że słyszał, jak płatki śniegu upadają na trawę.
Nigdzie ani śladu Lynxa.
A przecież powinien coś zobaczyć, jakąś ciemniejszą plamę za śnieżną kurtyną, odcisk buta na ziemi…
Wtedy to Marco zrozumiał, że Lynx porusza się jak chce. Przez moment zapomniał o tym fakcie, bo przeciwnik wydał mu się ciężki i niezgrabny.
– Natanielu – przesyłał wieści. – Spróbuj otoczyć całą waszą grupę welonem mgły albo wymyśl jakiś inny sposób kamuflażu! Szczególnie uważajcie na Gabriela, on nie ma przy sobie butelki. Lynx porusza się poza moją kontrolą.
– Już tu jest – odpowiedział mu Nataniel w myśli. – Stoi w odległości około pięćdziesięciu metrów od nas i próbuje nas odnaleźć. Do tej pory ukrywaliśmy się w jamie, z której obsunęła się ziemia, ale jeśli podejdzie bliżej, zobaczy nas.
– Gdzie jesteście?
Nataniel opisał miejsce, Marco zrozumiał.
– Zaraz do was idę – obiecał.
Marco szybko jak kozica pomknął po wzniesieniach i kamiennych zboczach przez zarośla i na wpół zamarznięte potoki na następną półkę.
Starał się dotrzeć do ukrywających się w wyrwie przyjaciół.
Lynx tymczasem zbliżał się od drugiej strony. Jasne się stało, że właśnie ich spostrzegł. Mimowolnie poruszył ramieniem, jak gdyby przygotowując się do pojmania Gabriela.
– Haarmann! – zawołał Marco, a jego głos echem odbił się od odległej skalnej ściany. – Chcesz posłuchać o Friedelu Rothe?
Lynx drgnął i podniósł głowę. Ujrzał Marca stojącego na krawędzi nawisu poza jego zasięgiem, śmiertelnie niebezpiecznego przez swoją wiedzę.
Zdecydowanym krokiem ruszył jednak ku czworgu, nieugięty w swym postanowieniu, że teraz ostatecznie się z nimi rozprawi.
– Zostańcie tam, gdzie jesteście – spiesznie polecił Marco. – Ta jego macka staje się krótsza z każdą wypowiadaną przeze mnie prawdą. Tu na górę nie możecie wejść, jest za stromo. Nie próbujcie uciekać, bo wtedy on złapie Gabriela. Pilnujcie chłopca, on nie ma butelki.
– To znaczy, że Lynx boi się jasnej wody? – spytała Tova.
– Bardzo. Haarmann! – zawołał Marco ponownie, kiedy Lynx podszedł niebezpiecznie blisko. – Po pierwszej wojnie światowej w Niemczech panował głód, wszystkim brakowało jedzenia. Nie byłeś rzeźnikiem, ale ludzie znali cię jako sprzedawcę mięsa na czarnym rynku.
Lynx zawahał się, gotów do ucieczki w wypadku, gdyby cała prawda wyszła na jaw, wciąż jeszcze jednak chęć złapania ofiar, tak bezbronnych i znajdujących się tak blisko, przeważała.
– Po dworcu kolejowym w Hanowerze wałęsali się młodzi chłopcy – ciągnął Marco bezlitośnie. – Przybyli do miasta, sieroty pozbawione korzeni, bez grosza przy duszy, bez jedzenia i pracy. Chodziłeś wśród nich i szukałeś. Lubiłeś młodych mężczyzn, Haarmann. Wybrałeś jednego, takiego, który ci się spodobał.
Lynx cofnął się, Marco ruszył za nim.
– Uważaj, Marco – mruknął Nataniel.
– Poradzę sobie. Już go znam. Nie ma nic złego w tym, że woli się mężczyzn od kobiet, Haarmann, z tego powodu nie musisz uciekać, to tkwiło w twojej naturze. Dzisiaj ma się już zrozumienie dla takich skłonności, nie uważa się tego za przestępstwo.
Lynx znów się zawahał, przystanął. Ale Marco nie miał zamiaru dawać mu ani chwili wytchnienia.
Читать дальше