Marco musiał zdać sprawozdanie ze spotkania z myślowym obrazem ich złego przodka, który – na szczęście – unicestwił dwie kobiety. Potem opowiedział, jak on, Marco, zmusił ów wstrętny cień do opuszczenia Doliny.
Gabriel zaniósł się śmiechem.
– Najzwyklejszym kamieniem? To fantastyczne, genialne! Jak walka Dawida z Goliatem!
– Nie całkiem – zaprotestowała Tova, spoglądając na Marca. – W porównaniu z naszym bohaterem Dawid blednie.
– Dziękuję – odparł Marco, nieoczekiwanie zawstydzony.
Odezwał się Ian:
– Podejrzewam, że wasz zły przodek nie odważy się już wysłać kolejny raz swojego obrazu.
– Na pewno nie – potwierdził Marco. – Ciekaw jestem, ile, będąc tam na lodowcu, zdołał zauważyć.
Na pewno przeżył największy szok w swoim życiu – szorstko oświadczyła Tova. – Wiecie, uważam, że dzisiaj dokonaliśmy prawdziwych cudów.
– To prawda – przyznał jej rację Nataniel. – Faktem jest, że w Dolinie pozostaje już tylko dwóch naszych wrogów: Ghil Okrutny, no i Lynx.
– Otrzymałem wieści od Tengela Dobrego – powiedział Marco. – Christa będzie mogła powiedzieć nam coś na temat Lynxa dopiero jutro, kiedy dostanie pocztę.
– Wobec tego proponuję, abyśmy zostali tutaj na noc – zdecydował Nataniel. – Dzień wkrótce minie, a i tak dobrze go wykorzystaliśmy. Tova i ja pójdziemy zająć się Olavesem-gąsienicą, a potem zaczekamy tu do jutra.
– Tak, o zmroku nie powinniście chodzić tam, gdzie ja trafiłem – pospiesznie przestrzegł Gabriel. On sam za nic nie chciałby tam wrócić. – To najstraszniejsze miejsce, w jakim kiedykolwiek byłem. I wiecie, poważnie mówiąc, sądzę, że tam się w ogóle nie da wejść!
– O co ci chodzi? – zdziwił się Marco.
Gabriel stracił pewność siebie.
– Nie wiem. Nie o to, że duch Tengela Złego pilnował tego miejsca czy coś w tym rodzaju, ale tam było coś innego, strasznego. Samo wrażenie… Nic potrafię tego wyjaśnić. Po prostu ogarnęło mnie takie uczucie: „Nie chodź tam, nie dasz rady, nie ma żadnej możliwości!” Może to był paniczny strach, ale sądzę, że kryje się za tym coś więcej. Nie zdołamy tam wejść.
– To nie był strach – pokiwał głową Marco. – Myślę, że twoje odczucia były trafne, Gabrielu, ale przekonamy się o tym, gdy tam dotrzemy.
– Jeśli w ogóle nam się to uda – ze smutkiem dopowiedziała Tova. – Został nam jeszcze Lynx.
– Wiem o tym. Ciekawe, co przyniesie jutrzejszy dzień. Jeśli Christa zdoła się dowiedzieć czegoś na temat tego Fritza, sprawa nie powinna być trudna.
– Nie możemy zapominać o czymś jeszcze – przypomniał Nataniel. – Do Doliny zbliża się sam Tengel. Dzięki swej niezłomnej sile woli zdołał się przecież poruszyć pomimo tego potwornego ciężaru, jaki za sobą ciągnie. Nie powinniśmy więc zwlekać zbyt długo.
– Kiedy tylko otrzymam jakąś wiadomość od Christy, natychmiast zajmę się Lynxem – zapewnił Marco.
– A jeśli ona niczego się nie dowie?
– Wtedy zaczną się kłopoty. Ale musimy go pokonać, stanowi zbyt wielkie zagrożenie. Dzisiejszą noc powinniśmy jednak spędzić tutaj, także ze względu na Gabriela. Nie podoba mi się, że jest taki blady, to może wskazywać na lekki wstrząs mózgu.
Gabriel pokiwał głową. I jemu także zaświtała taka myśl.
– Chodź tutaj… Przyłożę ci ręce do głowy – zaproponował Marco.
Po krótkiej chwili chłopiec poczuł leczące ciepło płynące z dłoni Marca, które jednak nie dotykały jego skóry. Ból głowy stopniowo ustępował, jakby te niezwykłe dłonie powoli go wyciągały.
– Fantastycznie szepnął. – Mam się o niebo lepiej.
– Ja też się uderzyłam w głowę – nieśmiało powiedziała Tova.
Marco promiennie się do niej uśmiechnął.
– Och, rzeczywiście! A dłonie Iana to dwie otwarte rany. Zaraz zajmiemy się wami obojgiem!
Podczas gdy Marco trzymał swe uzdrawiające ręce nad głową Tovy, a ona bez oporów się tym rozkoszowała, Nataniel opatrzył skaleczenia Iana.
Kiedy już udzielono pomocy wszystkim poszkodowanym, Tova i Nataniel wyruszyli, aby rozprawić się z Olavesem Krestiernssonnem.
Gdy powrócili, nad Doliną Ludzi Lodu zapadł już zmrok.
– Udało mi się – oświadczył ciągle zdziwiony Nataniel. – Udało mi się unicestwić także ducha Olavesa!
– Tak – Tova z zapałem włączyła się do opowieści. – Ten łotr cały czas pełzał jak gąsienica, a Nataniel zaczął świecić na niebiesko i puff, już Olavesa nie było.
– Świetnie – pochwalił Marco. – Wobec tego dziś wieczorem nic już nie robimy. Każde z nas po kolei będzie trzymało straż, bo Ghil i Lynx ciągle się tu kręcą.
– Ja dzisiaj najmniej się zmęczyłem, obejmę pierwszą wartę – zdecydował Ian.
– Wobec tego dotrzymam ci towarzystwa – natychmiast zaofiarowała się Tova.
Czule pogładził ją po policzku.
– Nie, moja droga! Pozwól mnie czuwać nad twoim snem, będę z tego dumny.
Zgodziła się. Ułożyli się jak mogli najwygodniej, a Ian usiadł na płaszczu od deszczu na samej krawędzi nawisu z widokiem na równinę.
Wzeszedł księżyc, blady i bezsilny. Wiosenna noc przybrała swą osobliwą niebieską barwą. Wszystkie dźwięki słychać teraz było wyraźniej: gdzieś szumiała rzeka, spływały z gór potoki, ptaki podrywały się do lotu, daleko skamlał lis.
Wiatr ucichł całkowicie.
Ian Morahan siedział zatopiony w myślach, oszołomiony nastrojem. Taka zdumiewająca cisza, właściwie można by przypuszczać, że jest się na tamtym świecie. Już bym nie żył, gdybym nie spotkał tych ludzi, których tak szczerze pokochałem.
A może… a może to, co przeżywam teraz, to właśnie śmierć? Niezwykła kraina, w której pojawiają się na przemian żywi i zmarli, wydarzenia następujące w szalonym tempie?
Trudno jest mi to osądzać.
Nagle usłyszał odległy zgrzyt i rumor.
Dochodził gdzieś z lewej strony. Z przełęczy!
Ian wstrzymał dech w piersiach.
Tengel Zły dotarł do granic Doliny.
Christa, czekając na powrót Linde-Lou, zrobiła coś, czego właściwie się wstydziła. Nie mogła jednak się powstrzymać.
Chociaż rano brała prysznic, teraz wykąpała się w wannie, nasmarowała ciało balsamem, a na twarz nałożyła maseczkę. Potem dokładnie ją zmyła i dyskretnie, lecz nadzwyczaj starannie się umalowała. Delikatnie skropiła się swymi najdroższymi perfumami, które dostała w prezencie od krewnych z Lipowej Alei, Abel bowiem nigdy nie zaakceptowałby takiej ekstrawagancji.
Po długich dyskusjach z samą sobą nad tym, co powinna włożyć, ubrała się w strój nie mający nic wspólnego z żałobą.
Posunęła się jeszcze dalej: Zmieniła pościel na najlepszą jaką miała, wprawdzie nie w małżeńskim łożu, tylko w pokoju gościnnym, w którym stało również bardzo szerokie łóżko.
Trudno było stwierdzić, nawet jej samej, czy robiła to świadomie, czy też nie. Opuściła zasłonę na wszystkie swoje myśli, czynności wykonywała automatycznie niczym robot. Nie chciała się nad niczym zastanawiać.
Nareszcie uporała się ze wszystkim i usiadła na kanapie. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, co zrobiła. Nerwowo splatając palec, mówiła sama do siebie:
– Nic się nie stanie. Oczywiście nic nie może się wydarzyć. Ale lepiej się upewnić, czy wszędzie jest porządnie i ładnie!
Włączyła telewizor, lecz nic akurat nie nadawali.
Podenerwowana krążyła po domu, wynajdując sobie rozmaite zajęcia, takie jak nastawianie kawy, o której zaraz zapomniała, porządkowanie półki z książkami (przesunęła trzy książki, resztę zostawiła), wyciąganie robótek ręcznych, które zniecierpliwionym ruchem zaraz odkładała.
Читать дальше