Abel nigdy nie wchodził do tego pokoju. Był człowiekiem o stałych przyzwyczajeniach, miał swoje ulubione miejsca w domu. Gdzie indziej rzadko zaglądał.
Ten pokój był neutralny. Więcej nawet, był jej. Umeblowany przez nią, częściowo sprzętami z Lipowej Alei, częściowo dokupionymi.
Nikt inny nie miał nic wspólnego z tym miejscem.
Dłonie Christy osunęły się na kołdrę. Linde-Lou zrozumiał, że zakończyła masaż, ale nie naciągnął skarpetek. Delikatnym ruchem Christa uniosła jedną jego stopę i przytuliła ją do policzka. Kiedy zadrżał z rozkoszy, skupiła się na jego pytaniu.
Przygryzła wargę. Ogromnie potrzebowała rozmowy właśnie na ten temat. Ale tutaj?
Owdowiała. Przez trzydzieści lat była Ablowi dobrą żoną. Z tak wielu rzeczy dla niego zrezygnowała.
Ale przecież nie mogła o tym mówić. Teraz? Tutaj?
A kiedy indziej? I z kim? Linde-Lou był jedyną osobą, której mogłaby się zwierzyć. Byli bliźniaczymi duszami.
– Wszyscy mówią o tym, jak cudownie jest się kochać! – wyrwało jej się z głębi serca. – W łóżku. I rzeczywiście, na początku było dobrze, kiedy sądziłam, że wystarczy tylko uszczęśliwić męża. Ale to za mało, Linde-Lou! W końcu poczułam się wykorzystywana. Jak słomianka, o którą wyciera się nogi. On nigdy na mnie nie czekał. Och, nie powinnam była tego mówić – mruknęła z nieco spóźnionymi wyrzutami sumienia.
Linde-Lou siedział cicho. W końcu powiedział:
– A więc ty nie wiesz…
– Nie – wyrwało jej się. – Nie wiem, co to jest ta ekstaza, o której wszyscy mówią. Przez ostatnie pięć-sześć lat nawet się nie… wiesz, o czym mówię.
O, jakim tchórzem jesteś, że nie potrafisz nazywać rzeczy po imieniu!
Linde-Lou westchnął drżąco. Czyżby z ulgą?
– Ale jak sobie radziłaś? – spytał cichutko. – Przez tyle lat?
Christa poczuła się nagle bardzo zmęczona.
– Ciało ma własne rozwiązanie takich problemów. Zostają jeszcze senne marzenia.
– Tak – odparł. – Wiem o tym. Ja też je miałem.
Podała mu rękę. Przyciągnął ją bliżej, przesiadła się, nie siedziała już u jego stóp.
I znów Linde-Lou milczał przez jakiś czas.
– Chcesz spróbować?
– Eksperyment? Żeby sprawdzić, czy mnie to rozpali? Nie, dziękuję.
– Nie, nie o tym myślałem – powiedział, nieszczęśliwy, choć spokojny. – Pragnę cię, dobrze o tym wiesz. Ale chcę na ciebie zaczekać, żebyś też mogła to przeżyć. Rozumiesz?
– Dziękuję, Linde-Lou – odrzekła wzruszona. – Ale wciąż daje się w tym wyczuć jakieś wyrachowanie. – Odwróciła się do niego. – Zastanawiam się tylko… jak możesz tak swobodnie o tym mówić? Skąd tyle wiesz? Sądziłam…
– Za mego ziemskiego życia niczego nie przeżyłem, Christo – uśmiechnął się z łagodną pewnością, która napełniła ją spokojem. – Byłaś dla mnie pierwszym doświadczeniem i sama wiesz, że wszystko ograniczyło się do dotknięcia twojego nagiego ciała. Nic więcej nie zdążyliśmy zrobić, a mimo to uważam, że nasza miłość była płomienna i szczera.
– Bo tak w istocie było. Nigdy nie zdążyłeś nawet mnie pocałować, ale w moich wspomnieniach ciągle to robisz. Tak bliscy sobie byliśmy. Ale gdzie wobec tego nauczyłeś się tego wszystkiego o potrzebach i pragnieniach kobiet?
– Po pierwsze, przed chwilą sama mi o tym trochę powiedziałaś – z uśmiechem ujął ją za rękę. – Po drugie, nie zapominaj, że długo byłem duchem opiekuńczym Nataniela.
– Ale on chyba nie… – zaczęła wstrząśnięta tym, czego dowiadywała się o synu.
– Nie, nie, o jego prywatnym życiu nic wiem nic, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Ale przebywałem wśród innych opiekunów, wśród przodków Ludzi Lodu!
Ojoj – mruknęła Christa. Między innymi w towarzystwie Sol.
– Owszem, właśnie Sol. Wiele się od niej nauczyłem. Tak samo od Ingrid, Villemo i Ulvhedina. Żadne z nich nie ma zwyczaju owijać niczego w bawełnę.
Christa była wstrząśnięta.
– Wy chyba nie…
– Oczywiście, że nie – uspokoił ją. – Ale oni wyjaśnili mi wiele tajemnic, oczywiście tylko ustnie. Chętnie wszystko tłumaczyli.
– Powinnam chyba być im wdzięczna – bąknęła oszołomiona.
– Dlatego właśnie dokładnie wiem, co czujesz – powiedział trochę przemądrzale.
Mam szczerą nadzieję, że tak nie jest, pomyślała. Nie chciałabym, żebyś wiedział, jak… jak płonę.
Raptownie się podniosła i pospieszyła do drzwi.
– Jeśli ty nie jesteś zmęczony, to mnie w każdym razie chce się spać. Obawiam się, że czeka nas jutro ciężki dzień. Dobranoc, Linde-Lou.
Tchórzliwa ucieczka zakończyła się przy drzwiach. Zagrodził jej drogę.
– Dlaczego wychodzisz? – spytał urażony. – Nie uczynię niczego wbrew twej woli.
Christa przymknęła oczy.
– Wbrew mojej woli – rzekła znużona. – W tym właśnie tkwi problem.
– Rozumiem – odpowiedział łagodnie. – Chodź, Christo, jedyna miłości mojego życia…
– To nieprawda! Nie jestem miłością twego życia! Umarłeś, zanim ja się urodziłam.
– Łapiesz mnie za słowa. Dla mnie i dla ciebie granice życia nigdy nie istniały. I co, Christo?
Nie ruszali się spod drzwi. Jeśli teraz ustąpię, jestem stracona. Nie mogę do tego dopuścić! Nie tutaj, nie teraz, jest na to jeszcze zbyt wcześnie!
A jutro już będzie za późno.
Linde-Lou było tak samo ciężko jak jej, nie chciał bowiem do niczego jej przymuszać, zdawał sobie sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazła.
– Co mam powiedzieć Lucyferowi? – spróbował, nie czekając na odpowiedź. – Podarował nam tę chwilę, a my z niej nie skorzystaliśmy.
Ogromnie to wszystko było trudne, zwłaszcza w tym domu. W dodatku ona tak niedawno została sama. A zresztą to nieprawda, była samotna przez cały długi czas trwania swego małżeństwa.
Czy to źle, że on się z tego cieszy? Doszedł do wniosku, że tak, chyba jednak tak.
– Oczywiście, jeśli jesteś śpiąca… – zaczął, ale Christa natychmiast mu przerwała.
– To było kłamstwo. Muszę pomyśleć, Linde-Lou. W samotności.
Jak gdyby nie dość miała czasu na myślenie!
Nie odchodź, nie odchodź, błagał ją w duchu. Co mam robić, jak wesprzeć ją w staraniach o nieskalanie pamięci męża, wiedząc jednocześnie, że ona mnie potrzebuje, tak samo jak ja potrzebuję jej!
– Szkoda, że nie możemy wyjść na dwór – westchnął. – Ale na ziemi byłoby ci za zimno.
– Ależ Linde-Lou! – zganiła go zakłopotana.
– Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
Tak jednak właśnie się stało.
Jednocześnie wybuchnęli śmiechem. Dziwne, jak śmiech potrafi połączyć!
Christa pierwsza wzięła się w garść.
– Pójdę zamknąć drzwi na klucz i pogasić światła.
Z jego oczu bił nieopisany strach. Błagały ją: Nie odchodź! Nigdy mnie nie zostawiaj! Ale Christa pospiesznie opuściła pokój, żeby niczego więcej już nie słyszeć.
Maszerując przez hall przykładała dłonie do rozpalonych policzków. Próbowała odzyskać normalny, spokojny oddech, ale tu się jej nie udało.
Upłynęła dobra chwila, zanim drżącymi palcami zdołała zamknąć wejściowe drzwi. Nerwowo krążyła po domu, gasząc światła.
W drodze do salonu spojrzenie jej padło na angielskie książki o przestępczości, napłynęło wspomnienie wszystkich perwersyjnych zbrodni. Prędko pobiegła do małżeńskiej sypialni, żeby i tam zgasić światło. Popatrzyła na łóżko, przywodzące na myśl wspomnienia o wszystkich doznanych tu upokorzeniach.
Читать дальше