Załkała i czym prędzej pomknęła do pokoju gościnnego. Linde-Lou stał dokładnie w tym miejscu, gdzie go zostawiła. Wyglądał na udręczonego, ale kiedy przyszła, starał się uśmiechnąć.
Christa mocno go objęła.
– Uwolnij mnie od wszelkiego zła, Linde-Lou – szepnęła, jakby nagle zagroziło jej wielkie niebezpieczeństwo. – Od całej tej ohydy, o której się dzisiaj naczytałam, pozwól mi zapomnieć o tym do jutra! Pomóż mi uciec od wyrzutów sumienia, od mojej samotności!
Linde-Lou mocno przytulił ją do siebie.
– Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. Ale ja także muszę prosić cię o pomoc.
– Oczywiście, najdroższy. O co chodzi? – spytała cichutko, wtulając się w jego ramię. Zapomniała już, o ile przewyższał ją wzrostem.
– Pragnę ofiarować ci całą moją miłość, ale do tego potrzebuję wskazówek. Tak mało o tym wiem.
Zaśmiała się zakłopotana.
– Właściwie ja też. Prawdę mówiąc nie ma mowy o dojrzałej kobiecie, wtajemniczającej młodego chłopca w arkana erotyzmu. Tu chodzi o dwoje samotnych ludzi z nigdy nie zaspokojoną tęsknotą za bliskością drugiego człowieka i zrozumieniem. – Bliska desperacji szepnęła: – Nagle zrozumiałam, że wcale nie zdradzam Abla. Dostał ode mnie trzydzieści lat lojalności. Ze względu na niego z tylu rzeczy rezygnowałam, tłumiłam swoje pragnienia. Jeśli teraz przez jedną noc pomyślę o sobie, nie będzie to miało żadnego związku z moim szacunkiem dla niego. Ty i ja jesteśmy sobie bliżsi niż kiedykolwiek byliśmy z Ablem. Jesteś jedynym człowiekiem, któremu mogłabym się w pełni oddać.
Słowa Christy napełniły Linde-Lou bezmiernym szczęściem, ale wciąż nie miał odwagi do końca w nie uwierzyć.
– Ale ja jestem twoim wujem!
– To bez znaczenia. Za twoich czasów taka miłość byłaby zabroniona, ale teraz to legalne.
Co miało oznaczać owo „to”, nie objaśniła bliżej nawet samej sobie.
– W dodatku uważam, że nasza sytuacja jest ze wszech miar wyjątkowa – ciągnęła z zapałem, chcąc go przekonać. – Nie żyliśmy w tych samych czasach, przed naszym spotkaniem nic o sobie nie wiedzieliśmy, a nawet później nie zdawaliśmy sobie sprawy, że pochodzisz z Ludzi Lodu. Poza tym jesteś tylko moim przyrodnim wujem, jeśli takie określenie w ogóle funkcjonuje.
Uśmiechnął się delikatnie.
Linde-Lou wyczuwał jej nieśmiałość. Uniósł jej dłoń i złożył na niej ostrożny pocałunek. Odwróciła ją, aby mógł ucałować także wnętrze dłoni, zawsze o wiele bardziej wrażliwe. Gdy poczuła jego usta na skórze, całe ciało przeszył dreszcz.
Wciąż jeszcze nie do końca uporała się z wyrzutami sumienia.
– I ten dom jest także moim domem, nie tylko jego! Wiele serca w niego włożyłam. Nie naszą winą jest, że tak mało czasu upłynęło od pogrzebu, po prostu fatalny zbieg okoliczności. I dana nam jest tylko ta jedna noc!
Ileż to razy już sobie to powiedzieli?
Z drżeniem przeleciało jej przez głowę, że gdyby Tengel Zły nie zabił Abla, nie mogłaby teraz stać w objęciach Linde-Lou, ale ta myśl wywołała tyle dobrych i złych uczuć jednocześnie, że prędko ją zdławiła.
Zamiast tego powiedziała zamyślona:
– Często zastanawiałam się, co by się stało, gdybyś mógł żyć dłużej, gdyby „pan Peder” cię nie zabił. Ile byś miał lat wtedy, gdy się spotkaliśmy, w roku tysiąc dziewięćset dwudziestym ósmym?
Zastanawiał się nad tą oszałamiającą perspektywą. Żadnemu z nich nie spieszyło się do łóżka, nie ta strona ich miłości była najważniejsza. Najważniejsze, że mogli być razem. Stać koło siebie i czuć wzajemną bliskość i napływający spokój.
W końcu Christa sama odpowiedziała na postawione przez siebie pytanie:
– Urodziłeś się w roku tysiąc osiemset siedemdziesiątym dziewiątym. A to znaczy, że gdybyś żył, miałbyś czterdzieści dziewięć lat. Akurat tyle, ile ja mam teraz, bo dopiero za kilka tygodni skończę pięćdziesiąt.
– A więc sytuacja jest dokładnie odwrotna – roześmiał się. – Ty miałaś wtedy osiemnaście lat. A ja miałbym czterdzieści dziewięć.
Christa powiedziała zamyślona:
– I tak bym cię kochała.
– Tak jak ja cię kocham teraz – rzekł z powagą. – Ale, Christo, nie jestem już tym samym osiemnastolatkiem, jakim byłem wtedy! Może wciąż tak wyglądam, ale się rozwinąłem, dojrzałem u przodków Ludzi Lodu.
– Powinieneś – uśmiechnęła się. – Bo właściwie masz teraz osiemdziesiąt jeden lat… No, dość tego, bo to się staje zbyt zawikłane! Linde-Lou, wiem, że nie jesteś tym samym, co kiedyś. Twój zasób słów znacznie się powiększył, przybyło ci pewności siebie.
– Dziękuję – rzekł po prostu. Wyglądał na zadowolonego.
Nagle tego wszystkiego było już dla Christy zbyt wiele.
– Och, najdroższy, dlaczego tak się stało? Dlaczego urodziliśmy się każde w swoim pokoleniu i spotkaliśmy się, i zakochaliśmy w sobie? Znów ten czas! Brutalny, bezlitosny czas! Linde-Lou – płakała. – Zajmij się mną, kochaj mnie tej nocy, tej naszej jedynej nocy! Nie chcę być silna, rozsądna, starsza z nas dwojga! Bo wcale nie mam takiego wrażenia, akurat teraz wydaje mi się, że jesteśmy równolatkami, ty tak dorosłeś, czuję, że mogę ci w pełni zaufać, tobie i twojemu dla mnie oddaniu.
– Oczywiście – zapewnił ją i znów w oczach zakręciły mu się łzy wzruszenia. – Nietrudno cię pokochać. O wiele trudniej przestać.
To proste wyznanie miłości odniosło znacznie większy skutek niż żarliwe zapewnienia.
– Ale musisz mi wszystko powiedzieć – poprosił. – Ja tak mało wiem, a chcę, żeby ci było dobrze.
Przyciągnęła jego głowę do swojej i płakała przytulona do jego policzka.
– Linde-Lou, Linde-Lou, nikt wcześniej nie chciał tego zrobić! To najpiękniejsze, co mogłam od ciebie usłyszeć!
Leżał w łóżku. Czuł dotyk nagiej skóry Christy.
Nie śmiał oddychać, napięcie wprost zapierało mu dech w piersiach.
Christa wiedziała, że jej pragnie, nie dało się tego nie zauważyć, ale wcale jej to nie peszyło.
Pocałował ją. Tak prawdziwie, a ona pokazała mu, jak można całować, by czuło się to w całym ciele. Szeptem wyznała mu, że nigdy nie ośmieliła się pocałować w taki sposób Abla. To dobrze. Linde-Lou zrozumiał, jak bardzo jego ukochana musiała być samotna. On się nią zajmie…
Gdyby tylko nie był tak podniecony, nie spieszył się tak bardzo! Przecież właśnie na tym etapie Abel ją zaniedbywał, myśląc tylko o sobie samym. On tego nie zrobi, chociaż jego ciało płonęło z tęsknoty, by już być w niej. Musiał czekać, nasłuchiwać, wyczuwać, być ostrożny i delikatny. Musiał ją zrozumieć. Christa była teraz onieśmielona, ponieważ poprosiła go, by zrobił coś, o czym pierwszy raz słyszał. Jej nie wolno się niczego wstydzić, nie teraz, kiedy jest razem z nim!
Całował ją jak najdelikatniej, pragnąc, by znów poczuła się przy nim bezpieczna. Zrozumiał jednak, że i ona jest podniecona. Właśnie szepnęła: „Poczekaj na mnie, Linde-Lou!”
Uczynił to, o co go prosiła. Nie było to ani trochę nieprzyjemne, przeciwnie, cudowne i jak najbardziej na miejscu. Gdy jej to wyznał, wyraźnie się rozluźniła.
Linde-Lou drżał na całym ciele.
Christa przyciągnęła go w górę.
– Linde-Lou, jeśli musisz… już teraz, to możesz. Potem spróbujemy znów… tak, żebym i ja…
– Nie, nie chcę…
Ale jej zaproszenie było zbyt kuszące. Ciało przestało go słuchać, dało się porwać nagłej, niepowstrzymanej fali.
O Boże, pomyślał. Czy naprawdę tak może być? Czy może być tak niesamowicie?
Читать дальше