Gdyby zdawał sobie z tego sprawę, pękłby z wściekłości.
Dygocząc na całym ciele usiadł tak jak stał. Ale nawet siedzieć nie mógł, przeszkadzały mu trupie kajdany, skuwające jego nogi.
Nie potrafił dać ujścia swej irytacji, o mały włos, a by go zadławiła.
– Poczekaj tylko! – syknął. – Gorzko tego pożałujecie, diabelskie pomioty!
Nie przyszło mu do głowy, że w tym przypadku to on jest diabłem, ale nawet gdyby o tym pomyślał, i tak by mu to w niczym nie przeszkadzało.
Marco, prowadząc kulejącego Iana, wrócił do miejsca, z którego spadła lawina odłamków skalnych. Zastał tam Nataniela.
– Zszedłem tak szybko jak mogłem – wyjaśnił. – Ale i tak zabrało mi to sporo czasu. A gdzie macie Tovę i Gabriela?
– Sądziłem, że są tutaj – odparł Ian, który wreszcie mógł stanąć o własnych siłach. – Marco, czy ty…?
– Nie, nie widziałem ich. Rozglądałeś się już za nimi, Natanielu?
– Tak, nie ma ich tutaj.
– Boże! Znów się zaczyna – szepnął Ian. – Gdzie ich szukać?
– W każdym razie nie w dole – odparł zatroskany Marco. – Głowę dam, że nie zeszli poniżej pasma mgły.
Szybko opowiedział Natanielowi, jak to Ian został napadnięty przez Guro i Ingegjerd, jak Lynx uciekł przed jasną wodą, a duch Tengela Złego unicestwił owe kobiety (prawdę mówiąc Marco cieszył się, że jego to ominęło, ale o tym nie wspomniał), i jak on później poradził sobie z obrazem Tengela Złego, rzucając w niego kamieniem skropionym jasną wodą.
– Naprawdę wspaniale! – orzekł Nataniel, a Marco miał w sobie tyle z człowieka, że ucieszył się z pochwały. – To znaczy, że mamy w Dolinie o jednego mniej.
– To prawda, nie przypuszczam bowiem, żeby Tengel Zły przysłał tu swój nowy obraz.
– Na pewno nie – zgodził się z nim Nataniel. – A ponieważ mnie udało się pozbyć Paulusa, nie tak wielu wrogów nam tu zostało.
– O dwóch za dużo – stwierdził Marco zamyślony. – A Tova i Gabriel zniknęli.
– Zacznijmy ich szukać poprosił Ian.
– Oczywiście, sądzę jednak, że jeden z nas powinien zostać tutaj na wypadek, gdyby wrócili.
Przygnębieni i zmęczeni wyruszyli na poszukiwania najmłodszych członków grupy. Serca mroził im strach.
Powrót Tovy do przytomności był jeszcze bardziej brutalny niż ocknięcie się Iana.
Właściwie trudno mówić o powrocie do stanu przytomności, ponieważ dziewczyna świadomości nie straciła. Zaraz po pierwszym dość paskudnym upadku prawie na samej górze, skąd ruszyła lawina odłamków, ześlizgnęła się w dół. Była śmiertelnie przerażona, nie wiedziała przecież, czy uderzy w jakiś wielki głaz, czy też spadnie jeszcze niżej po stromiźnie. Zsuwała się wszak leżąc na plecach, na najgorszy wstrząs była narażona jej głowa.
Jednym się pocieszała, a mianowicie tym, że w Górze Demonów wypili wzmacniający i chroniący ich napój, w którego sporządzeniu miały swój udział wszystkie zaangażowane grupy. Ufała więc, że jest w pewnym sensie nieśmiertelna, przynajmniej na czas trwania ich wyprawy. Jedno tylko ją niepokoiło: znalazła się w królestwie kamienia, którym władał Shama. Ziemia, ogień, powietrze i woda chroniły ją, ale niestety nie kamień.
No cóż, co ma być to będzie, na razie nie miała żadnego wpływu na bieg wydarzeń.
Nic więcej nie zdążyła pomyśleć, bo nadszedł koniec tej przejażdżki. Spadła na zmrożoną trawę porastającą halę. Obolała nie otwierała oczu, chcąc dojść do siebie i zorientować się, na ile groźny był pierwszy upadek.
Bolał ją tył głowy i łokcie.
Łokciami się nic przejęła, ale głowa ją zaniepokoiła. Po wstrząsie mózgu niebezpiecznie jest się ruszać…
Zauważyła nad sobą jakiś cień. Otworzyła oczy.
Pochylał się nad nią mężczyzna, z jego cudownie pięknych oczu bił cynizm. Był to człowiek obdarzony rzadko spotykaną urodą, ale w spojrzeniu miał lodowaty chłód, a wyraz twarzy świadczył o tym, że jest z gruntu zły.
Natychmiast domyśliła się, z kim ma do czynienia, i zadrżała.
– Widziałam cię już wcześniej – powiedziała krótko. – W Nidaros, kiedy prowadzili cię na miejsce kaźni za to, że obciąłeś głowę kobiecie.
Twarz ściągnęło mu pełne urazy zdumienie.
– Skąd o tym wiedziałaś?
– Nie twoja sprawa – oświadczyła Tova usiłując się podnieść. – Odbyłam podróż w czasie. Potrafię to.
Każdy ma prawo niekiedy zabłysnąć, prawda?
Rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu przyjaciół, lecz wyglądało na to, że jest sama. Tu na dole mgła także była dość gęsta.
Olaves Krestiernssonn przyglądał jej się niepewnie, z niedowierzaniem, w końcu przypomniał sobie, po co tu przybył.
– Oddaj mi to!
Tova natychmiast zrozumiała, o co mu chodzi.
– Jeśli wydaje ci się, że mam przy sobie flaszkę z jasną wodą, to musicie, ty i ta ohydna kupka szmat, którą masz za pana, zmienić zdanie. Nikomu nie wpadłoby do głowy powierzenie mi czegoś tak cennego.
– Nie próbuj mnie oszukać – powiedział Olaves z przerażającą ostrością w głosie. Twarz miał jak wyrzeźbioną w chłodnej stali. W następnej chwili w jego ręce pojawił się duży nóż o szerokim ostrzu.
Tovę przeszył lodowaty strach. To prawdopodobnie ten sam nóż, którym się posłużył, kiedy…
Zakręciło jej się w głowie. Czy duchy mogą zabijać? Przypomniała sobie jednak wszystkie straszne przygody, jakie ich spotkały po drodze do Doliny, i już wiedziała, że duchy Tengela Złego są tak samo rzeczywiste jak duchy stojące po stronie wybranych Ludzi Lodu.
Olaves, by jeszcze bardziej przestraszyć Tovę, pochylił się nad nią, trzymając nóż w pozycji odpowiedniej do zadania morderczego ciosu, choć w pewnej odległości od jej szyi.
Tova zareagowała jak dawniej za młodu, kiedy jeszcze przepełniała ją wrogość do świata. Podniosła nogi i wymierzyła celnego kopniaka w najbardziej wrażliwe u mężczyzn miejsce. Olaves zgiął się wpół i zatoczył, nóż niebezpiecznie zbliżył się do dziewczyny, ale ona była na to przygotowana i z całych sił odepchnęła grożącą jej rękę. Błyskawicznie obróciła się na bok, a Olaves runął na ziemię. Tova poderwała się na nogi i rzuciła do ucieczki.
Kątem oka dostrzegła małego Gabriela, leżał zwinięty w kłębek i przecierał oczy. Dzięki Bogu, przynajmniej żyje! Nie mogła jednak pozwolić na to, by Olaves go zobaczył. Zawróciła więc i ominęła swego przeciwnika, który najwyraźniej podczas upadku zranił się nożem.
Nie przejęła się tym, uznając, że to nie jej sprawa.
Usłyszała, że podnosi się z przekleństwem na ustach i puszcza w pogoń za nią.
Biegł, oczywiście, szybciej niż ona, dlatego zdecydowała się wykonać szybki, nieoczekiwany manewr: skoczyła w bok, w dół zbocza, i stamtąd ruszyła naprzód, ku swemu niezadowoleniu oddalając się od ich celu – miejsca, w którym ukryte było naczynie Tengela Złego. Zmierzała teraz do przełęczy, z której wyruszyli.
No cóż, przełęcz była dość daleko, a ona wciąż słyszała nad sobą kroki Olavesa Krestiernssonna, który biegł położoną wyżej półką skalną, przez cały czas nie spuszczając jej z oczu.
Znaleźli się teraz poniżej pasma mgły, widoczność była tu niezła. Pod sobą Tula miała rozległy, opadający ukosem teren z licznymi urwiskami, przed nią zaś pojawił się nagi brzozowy lasek, zbłąkana gromadka drzew, która nie powinny rosnąć w tak wysokich partiach gór.
Przypomniała sobie jednak dawne opisy miejsca, w którym ukryto wodę zła. Położone ono było mniej więcej na tej samej wysokości, gdzie teraz znajdowała się Tova, tyle że w przeciwnym kierunku. I tam także rosły brzozy, przynajmniej w czasach Sol.
Читать дальше