Nie miał sił nawet otworzyć oczu, jęczał tylko cicho, udręczony.
Usłyszał głosy. Szept i chichot kobiet gdzieś w pobliżu.
Kobiece głosy? Po stracie Ellen Tova była jedyną kobietą w ich grupie.
I dałby sobie głowę uciąć, że żadna z tych, które słyszał, nie jest Tovą. Kobiety posługiwały się ponadto tak starą odmianą norweskiego, że Ian, cudzoziemiec, nie mógł zrozumieć, co mówią.
Przy upadku musiał stracić przytomność, a i teraz oszołomienie nie ustępowało. Jak mógł wykazać się taką bezmyślnością i po prostu rzucić się w przepaść? Ale wtedy w myślach miał tylko jedno: ratować Tovę i małego Gabriela.
Co z niego za dureń? W ten sposób nie tylko nikogo nie uratował, ale i sam sobie wyrządził krzywdę.
Wielkie nieba, co te kobiety wyprawiają!
Ich dłonie wędrowały po jego ciele. Czy to dlatego zanosiły się śmiechem? Co one sobie właściwie wyobrażają?
Osłabiony, próbował je odepchnąć poranioną ręką, ale ledwie miał siłę, by ją unieść. Kobiety w pierwszej chwili się cofnęły, ale gdy tylko zorientowały się, jak małe stanowi zagrożenie, zaraz rzuciły się nań od nowa.
Teraz wdarły się poniżej pasa. Przeklęte, nie pozwoli na to, żeby…
Nie!
W jednej chwili wstrząśnięty Ian zdał sobie sprawę, o co naprawdę chodzi. One szukały buteleczki, nic więcej nie chciały. Buteleczki, której przysiągł strzec i oddać za nią własne życie.
Tamci mówili o pięciu duchach w Dolinie. Dwa z nich podobno miały być kobietami. Jak się nazywały? Gro? Nie, Guro. I Ingegjerd. Obie dzikie, szalone, na wskroś złe. Wielbicielki Tengela Złego.
Ale wydawały się takie realne… Choć to o niczym nie świadczy, takie wszak były wszystkie zamieszane w walkę duchy i upiory.
Przykucnęły po jego bokach i zapamiętale go obszukiwały. Jedna o osobliwej, fascynującej urodzie, druga brzydka jak półtora nieszczęścia. Nie wiedział, która jest która, było mu zresztą wszystko jedno. Chichotały przy tym i zanosiły się śmiechem. Brzydula wetknęła mu rękę w spodnie, sprawdzając, jak został stworzony. Uradowana, z uznaniem pokiwała głową, druga zaśmiewając się powiedziała coś, co zrozumiał jak „później”.
Iana ogarnął gniew, dodał mu sił, potrzebnych do odzyskania pełni świadomości.
Obolałymi, pokrwawionymi dłońmi zdołał odepchnąć od siebie tg bardziej natrętną. Upadła na plecy między kamienie, pokazując, że nic nie ma pod spódnicą.
W chwili jednak gdy ją popychał, druga zdołała zerwać rzemień, którym obwiązany był w pasie, i przyciągnęła ku sobie torbę z ukrytą tam flaszką. Wydała triumfalny okrzyk jak drapieżny ptak i ta, która upadła, szybko poderwała się na nogi. Razem pomknęły w dół, ku równinie.
Ian zdołał wstać, miał sporo kłopotów z poprawieniem spodni i paska, i pomimo bólu i skaleczeń, jakich nabawił się podczas upadku, powlókł się za nimi.
Wydawało się, że kobiety nie mają zamiaru rozpłynąć się w powietrzu. Może nie mogły? Może ktoś musiałby je zaczarować? Lynx albo Tengel Zły, czy kto tam wyprawiał takie magiczne sztuki. Ian i tak miał szczęście, przynajmniej je widział.
Zdawał sobie jednak sprawę, że nigdy nie zdoła ich dogonić, ale mimo to biegł tak szybko, na ile pozwalały mu rany i ból całego ciała.
Wkrótce zginęły we mgle, ale wciąż je słyszał, bo podniecone rozmawiały ze sobą w biegu. Nie wiedział, jakie polecenia otrzymały co do flaszki, doszedł jednak do wniosku, że ani Lynx, ani Tengel Zły nie mają ochoty zanadto zbliżać się do jasnej wody, butelka musi więc zostać zniszczona lub ukryta…
Gdy wyszedł na łysą równinę, na której z ziemi tu i ówdzie wystawały tylko pojedyncze kamienie, znalazł się pod pasmem mgły. Właściwie trudno było mówić o równinie, teren bowiem się nachylał, choć był rzeczywiście otwarty, i Ian, gdyby miał czas, mógłby przyjrzeć się Dolinie Ludzi Lodu. Całkowicie pochłonęły go jednak uciekające przed nim kobiety.
Posuwał się naprzód chwiejnym krokiem. Dręczony nieludzkim bólem, parł mimo wszystko naprzód, upadał i znów stawał na nogi…
Kobiety oddalały się coraz bardziej.
Nie sprawdziłem się, pomyślał z rozpaczą. Zlecono mi zadanie, uznano za godnego, a ja dopuściłem do tego, że straciliśmy butelkę. Tak nie może być, tak nie może być…
Nagle zorientował się, że kobiety przystanęły.
Ze zmęczenia pociemniało mu w oczach. Jęcząc z bólu osunął się na kolana, nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
Przed nim coś było, zakrwawionymi rękoma przetarł oczy…
Rozpacz zastąpiła pełna nadziei ulga.
To Marco zagrodził drogę kobietom. Marco przyszedł na ratunek!
Ian zawołał głosem, który nie do końca chciał go słuchać:
– Marco! One zabrały… butelkę! Ma ją blondynka.
Nieprzytomny osunął się na zmrożoną ziemię.
Marco w lot pojął sytuację.
Od razu zrozumiał, kim są kobiety. Na razie musiał zostawić Iana, przede wszystkim należało ratować butelkę.
Jasnowłosa…
On także nie wiedział, która z kobiet jest która, ale też i nie miał zamiaru ich pytać. Odciął im drogę, lecz one wcale się nie rozdzieliły, czego się spodziewał, ani też nie rzuciły się do ucieczki. Zatrzymały się, zafascynowane widokiem zjawiskowo pięknego mężczyzny.
– Ojej – westchnęła Guro.
Ingegjerd, niezdolna wydusić z siebie słowa, otworzyła ze zdumienia usta. Najwidoczniej w Dolinie Ludzi Lodu nie były rozpieszczane męską urodą.
Marco wyciągnął rękę.
– Oddaj mi paczkę – spokojnie zwrócił się do jasnowłosej.
Niemal jak w transie już zamierzała podać mu starannie opakowaną butelkę, gdy wszyscy w swoich głowach usłyszeli coś niby gniewne warczenie. Marco natychmiast pojął, że to zżyma się duch Tengela Złego, który musi znajdować się gdzieś niedaleko w Dolinie. Kobiety z krzykiem poderwały się do ucieczki w stronę pochyłej równiny. Marco rzucił się w pogoń.
Duchy kobiet potrafiły biec bardzo szybko, ale Marco też radził sobie nie najgorzej.
Nagle ujrzał Lynxa stojącego na krawędzi urwiska; najwidoczniej znów szedł na górę.
Kobiety z radości zaczęły się nawzajem przekrzykiwać, triumfalnie pokazując mu paczuszkę z butelką.
Lynx jednak wcale nie wpadł w zachwyt, jak się spodziewały. Wymachując rękami krzyknął coś ostrzegawczo i błyskawicznie zaczął spuszczać się w dół.
Rozczarowanym kobietom głos uwiązł w gardle.
A więc on rzeczywiście boi się jasnej wody, pomyślał ucieszony Marco. Nareszcie mamy pewność.
– Może teraz oddacie mi paczkę – spokojnie zwrócił się do jasnowłosej.
Odczuwał gwałtowną niechęć przed walką wręcz z tymi brudnymi i najwyraźniej wulgarnymi kobietami.
Przemoc, nienawiść, unicestwienie…
Gdyby tylko mógł łagodnie przemówić do ich dusz!
Nagle ogarnęło go zniechęcenie. Przywykły do atmosfery życzliwości panującej w Czarnych Salach i przyjacielskich stosunków wśród Ludzi Lodu, serdecznie dość już miał wszelkiej nienawiści. A tu on i jego towarzysze musieli postępować jak prawdziwe potwory.
Do ich stylu życia w ogóle to nie pasowało.
Nie przypuszczał jednak, by w starciu z Guro i Ingegjerd mógł coś zyskać łagodnością. Ciemnowłosa kobieta nie wyglądała na osobę dopuszczającą działanie w białych rękawiczkach. Zrozumiał, że to musi być Guro, pomimo paskudnego charakteru znana ze swej urody. Ta druga, blondynka, tak brzydka, że aż przykro było na nią patrzeć, to Ingegjerd, gorąca wielbicielka Tengela Złego, która nigdy nie miała okazji go spotkać. Ją pewnie udałoby się przekonać, ale…
Читать дальше