Pomyśleć tylko, ile możemy zdziałać! – westchnęła Tova zachwycona sama sobą.
Nataniel wstał i wszyscy pospieszyli za jego przykładem.
– Przygotujmy się do zejścia w Dolinę. Pójdziemy drogą naszkicowaną przez Tarjeia. I bez względu na wszystko musimy unikać okolic pod występem, na którym duch Tengela Złego czuwa nad doliną.
– Chcesz powiedzieć, że możemy przekraść się obok niego? Wyminąć od tyłu? – spytał Ian.
– W każdym razie musimy spróbować. Pójdziemy wzdłuż zboczy, tak wysoko, jak tylko się da. Czasami trzeba będzie zejść w dół, ale Tarjei był zdania, że to powinno się udać.
Tova zapatrzyła się na Dolinę, trochę się wahając:
– Gdyby tylko nie było tej mgły! Chciałabym się porządnie zorientować, do tej pory jeszcze nie mieliśmy takiej okazji.
– Mgła podnosi się i opada – rzekł Nataniel. – To poranna mgła, wkrótce się rozejdzie.
– Na pewno będzie lepiej, jak zejdziemy pod nią – zauważył Gabriel.
– Oczywiście! A teraz się przygotujemy. Przekąsimy coś i wyruszamy w drogę.
Przygnębieni pokiwali głowami. Ostatni etap wędrówki mógł się rozpocząć.
Ruszyli w prawo, wzdłuż chropowatych górskich zboczy. Posuwali się po bardzo trudnym terenie, tak stromym, że wystarczyłby jeden nieuważny krok, by wraz z całą grzechoczącą lawiną odłamków skalnych spadli w przepaść. Wędrowali teraz akurat w paśmie mgły, co wcale nie ułatwiało sprawy.
– W każdym razie Lynx nas nie widzi – pocieszała się Tova.
Nataniel w milczeniu parł do przodu. Rozmyślał o tym, co widział na lodowcu, zanim wyruszyli w głąb doliny.
Spostrzegli to wszyscy, ale nikt nie skomentował ani słowem.
Tengel Zły w ciągu nocy zdołał się przemieścić. Wprawdzie nie pokonał dużej odległości, lecz wielokrotnie dochodził do nich zgrzyt, kiedy z niezłomną siłą woli przesuwał stopę po lodzie, ciągnąc za sobą cały długi łańcuch skamieniałych ciał.
Nataniel od czasu do czasu się budził i dostrzegał wtedy istoty, wysłane przez Tengela Złego, które miały ich przestraszyć. Nigdy się nic dowiedział, czy otrzymały polecenia unicestwienia ich grupy, użył bowiem przeciwko nim broni, jakiej się nie spodziewały.
W mroku nocy pojawiły się straszliwe zjawy, rozmyte i zamglone, o ciałach sprawiających wrażenie pozbawionych jakiejkolwiek substancji, i tak też pewnie w istocie było. W Natanielu jednak obudziła się litość dla nich i szepnął:
– Biedne stworzenia, nie możecie zaznać spokoju! Chodźcie, weźcie mnie za ręce i zaczerpnijcie od nich ciepła i siły! Daję wam prawo do przejścia w sfery, do których tak naprawdę należycie. Mogę to uczynić z mocy pozycji, jaką zajmuję we wszechświecie. Wszelkie siły, jakie stoją za mną, wszelka moc, jaka jest w mojej krwi, błaga was o odejście stąd i udanie się tam, dokąd same pragniecie się udać, abyście mogły odzyskać spokój, którego szukacie przez stulecia.
Krążyły wokół niego oszołomione, niepewne, z ich twarzy na początku biła podejrzliwość i nienawiść. Potem któraś ze zjaw zbliżyła się i na próbę wyciągnęła ręce do Nataniela, prędko je cofnęła i znów podsunęła się bliżej.
Nataniel poczuł lodowate zimno, ale mocno uchwycił te ręce i spojrzał w gorejące czarne oczy w na wpół rozpadłej twarzy.
Zdawał sobie sprawę, że naraża się na wielkie niebezpieczeństwo. Żywy człowiek nie powinien dotykać nieczystej duszy, bo może się dostać pod wpływ zmarłego. Nataniel jednak był na tyle pewny swej wewnętrznej siły, że zaryzykował. Nie wiadomo, jakie było zadanie zjaw, ale gdyby nie zrobił wszystkiego, co w jego mocy, jego towarzyszom mogłoby zagrozić ogromne niebezpieczeństwo.
Poczuł, że przepełnia go niesamowita moc.
Na tym właśnie polega moja potęga, pomyślał. W tym tkwi moja siła, przekonałem się o tym już wiele razy.
Kiedy ciepło bijące od Nataniela przeniknęło zjawę, wydała z siebie przeciągły jęk, który jednak wyrażał niewypowiedzianą ulgę. Istota uniosła się z ziemi i uleciała w górę ku niebu.
Ośmielone przykładem pierwszej, odważyły się i inne. Było ich sześć i Nataniel nigdy się nie dowiedział, kogo reprezentowały. Dzięki jego wysiłkom wszystkie zjawy zniknęły, a jego towarzysze nie mieli pojęcia o tym, co się wydarzyło.
Potem musiał przez długi czas odpoczywać. Po tak bliskim kontakcie ze zmarłymi przeniknął go chłód, nie mógł też zapanować nad drżeniem ciała.
Nie wiedział, czy do Tengela Złego dotarła wiadomość o jego wyczynie, ale przypuszczał, że nie. Przodek miał wszak paskudny zwyczaj wydawania z siebie przenikliwego krzyku, gdy coś układało się nie po jego myśli.
Nataniel nic takiego nie słyszał, dość regularnie rozlegało się tylko szuranie po lodzie, kiedy Tengelowi Złemu udawało się przesunąć stopę o kilka centymetrów.
Przedzierali się dalej po paskudnym łupkowym podłożu. Czasami musieli pełznąć na czworakach, często rozpaczliwie wypatrywali czegokolwiek, czego mogliby się przytrzymać. Mieli wrażenie, że ziemia usuwa się im spod nóg.
– Robimy chyba sporo hałasu – cicho powiedział Ian.
– Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że Lynx jest daleko stąd – odparł Nataniel.
Gabriel przystanął. Wśród popękanych odłamków łupku znalazł nieduże wzniesienie z litej skały. Pozostali dołączyli do niego.
– Przed chwilą we mgle zrobiła się dziura – oznajmił chłopiec, siadając, by choć na chwilę dać ulgę obolałym stopom. Zajrzałem w dolinę. Jesteśmy strasznie wysoko!
– To prawda, pod samymi szczytami – powiedział Nataniel. – Dostrzegłeś coś szczególnego?
– Zdążyłem tylko zobaczyć jezioro i schodzące do niego hale. I stromizny pod nami. To znaczy widziałem tylko skalne występy, a niżej zbocza w ogóle nie było widać. Musi więc być strome.
– Czy na którymś z nich dostrzegłeś ducha Tengela Złego? – spytał Nataniel.
– Nie, chociaż specjalnie się za nim rozglądałem. Ale tam nic nie było.
– Mądry chłopaczek! – Tova pogłaskała Gabriela po głowie.
Podjęli mozolną wędrówkę. Wszystkie mięśnie bolały od napięcia przy zapieraniu się o drobne kamienie, które w każdej chwili mogły się usunąć, palce mieli poranione.
I wreszcie się stało. Wzburzenie, strach i panika zwyciężyły.
Usłyszeli okrzyk triumfu i unieśli głowy. Na skale nad nimi stał młody chłopak. Wyciągnął w bok ramiona, a potem zeskoczył, lądując między Gabrielem a Tovą. Właściwie miał zamiar uderzyć w któreś z nich, ale oboje instynktownie się usunęli i katastrofa stała się faktem.
Gabriel źle stąpnął. Postawił nogę na kamieniu, który wydawał się całkiem stabilny, ale tak nie było. Gładki łupek poddał się pod jego ciężarem i ześlizgnął, a wraz z nim stopa Gabriela. Chłopiec runął w dół, za nim poleciała zdająca się nie mieć końca lawina odłamków.
Tak samo źle, jeśli nie gorzej, powiodło się Tovie. Ona bowiem upadła do tyłu, paskudnie się uderzając. Zupełnie bezradna zaczęła się zsuwać na plecach głową w dół.
Ian rzucił się za spadającymi, chcąc ich ratować.
Ale Nataniel odwrócił się ku temu, który wystraszył towarzyszy.
Chłopak był bardzo młody. A zatem to Paulus.
Nataniel stanął więc znów twarzą w twarz z jednym z cieszących się najgorszą sławą wśród dotkniętych z Ludzi Lodu. Paulus został obdarzony niezwykłą urodą, niezwykłą wśród dotkniętych. Piękni byli Olaves Krestiernssonn, Solve i jeszcze ze dwóch. Kiedy ze złośliwym chichotem napotkał wzrok Nataniela, z żółtych oczu biła przebiegłość i wyrachowanie.
Читать дальше