– Czego będziemy szukać? – spytał ostrożnie. Wciąż nie spuszczał wzroku z Christy, co przyprawiało ją o większe podniecenie, niż było to wskazane.
– Poczekaj, aż dojedziemy na miejsce – mruknęła. Nie chciała, by taksówkarz usłyszał, że poszukują „największego łotra świata”.
Jeśli rzeczywiście Lynx nim był, to przecież z ich strony tylko przypuszczenia.
Kiedy wchodzili po wysokich schodach wiodących do szacownej biblioteki, odpowiedziała na jego pytanie:
– Prawdę mówiąc, nie bardzo wiem, gdzie i jak powinniśmy szukać tego Fritza, Linde-Lou. Może jest o nim jakaś oddzielna książka? Przyjrzymy się też historii kryminalistyki.
Przytaknął jej ruchem głowy, ale Christa miała nieprzyjemne przeczucie, że Linde-Lou nie umie czytać, chyba że opanował tę umiejętność przebywając wśród duchów Ludzi Lodu. Ale czy duchom jest to potrzebne?
Christa należała do osób, które niechętnie zwracają się z prośbą o pomoc do innych, gdy chodzi o adres, czas odjazdu pociągu czy też jak teraz o książki. Pokręciwszy się przez chwilę między półkami, westchnęła zrezygnowana.
Linde-Lou posłusznie dreptał za nią.
– Dlaczego tak wzdychasz, Christo?
– Katalog – mruknęła. – Gdzie on może być?
Nie potrafił jej pomóc, nie wiedział nawet, co to jest katalog.
Christa wreszcie go znalazła. Przyjaźnie usposobiony bibliotekarz zaofiarował się z pomocą, ale Christa odprawiła go z nerwowym uśmiechem. Jak mogła wyjawić, że pragnie poczytać o najpodlejszych ludziach na świecie?
Z kart katalogowych spisała tytuły i sygnatury książek, które wydały jej się przydatne.
Powinna się spieszyć! Marco wszak już teraz potrzebował informacji!
Korzystając z pomocy Linde-Lou przeniosła pokaźny stos książek do zacisznego miejsca. Linde-Lou usiadł przy niej i z zainteresowaniem oglądał ilustracje w jednym z tomów.
Pierwsze książki nie przyniosły nic ciekawego. Oczywiście nie znaleźli żadnej pozycji traktującej o jakimś Fritzu, to zresztą byłoby jak szukanie igły w stogu siana. Musieli zadowolić się opracowaniami zbiorowymi.
Historia kryminalistyki norweskiej nic im nie dała. Niektóre z książek opisywały słynnych morderców z całego świata, ale w żadnej nie wspomniano nikogo o imieniu Fritz.
Christa szepnęła do Linde-Lou:
– I tak możemy mówić o pewnym szczęściu, polegającym na tym, że on jest stosunkowo współczesny. Byłoby o wiele trudniej, gdyby jego postać przepadła gdzieś w mrokach historii.
Linde-Lou tylko pokiwał głową. W tej dostojnej sali nie śmiał nawet szeptać.
– Można by przypuszczać, że należał do hitlerowskich „szwadronów śmierci” w obozach koncentracyjnych – ciągnęła Christa. – To były prawdziwe potwory. Ale on prawdopodobnie żył wcześniej, jeśli oczywiście domniemania o latach dwudziestych są słuszne.
Poczuła kolano Linde-Lou przy swojej nodze.
Nie odsunęła się.
– Jeśli Tengel Zły chciał w istocie dotrzeć do najstraszniejszego człowieka na świecie, to naprawdę miał w czym wybierać – stwierdziła słabym głosem, kiedy przebrnęli przez większość przyniesionych tomów. – Wiesz, czuję się chora, czytając o tych nieludzkich postępkach. Elżbieta Bathory pojawia się raz po raz, znamy ją też z wcześniejszych o niej opowieści. To węgierska hrabina, która uśmierciła wiele setek młodych dziewcząt, by móc kąpać się w ich krwi i w ten sposób zachować młodość. W jej twierdzy wszędzie ukryte były zwłoki.
– Czy to prawda? – spytał wyraźnie pobladły Linde-Lou.
– Oczywiście. To działo się w siedemnastym wieku.
– Ale to chyba nie ona…
– Nie, oczywiście, ona to nie Fritz. Jest też wielu mężczyzn, którzy powtarzają się prawie we wszystkich książkach, ale żaden nie ma nic wspólnego z Lynxem. Najbliższe, co udało mi się znaleźć, to Potwór z Dusseldorfu, ale on miał na imię Peter. Stale też powraca oczywiście Kuba Rozpruwacz, ale ten z kolei był Anglikiem i żył znacznie wcześniej. Mogłabym ci opowiedzieć o prawdziwych zwyrodnialcach, ale po co? Nie po to tu przyszliśmy.
– No tak, mamy pomóc Marcowi.
– Właśnie.
Zamknęła ostatnią księgę, trzeba przyznać, że nie bez ulgi. Niemal zielona na twarzy, zapragnęła, by wyznaczono jej inne zadanie.
– W książkach dotyczących historii kryminalistyki nic nie znaleźliśmy – powiedziała. – Gdzie więc szukać? Musimy dalej próbować w bibliotece, innego pomysłu nie mam.
Linde-Lou zrobił tylko przepraszającą minę, że nie potrafi jej pomóc.
– Może policja coś wie? – zastanawiała się na głos Christa. – Ale nie, najpierw sprawdzimy tutaj. Wiesz, wcale nie jest pewne, że coś o nim napisano, mógł działać w tajemnicy, istnieją wszak inne zbrodnie niż zabijanie. Może dręczył kogoś psychicznie, znęcał się nad słabszymi albo był domowym sadystą i tyranem. Pełno jest takich typów i większości z nich uchodzi to bezkarnie. Mógł też być mordercą, którego nie odkryto.
Odstawili wszystkie pożyczone tomy na miejsce.
– A może jednak ktoś napisał o nim książkę – szepnęła. – Tak, to jest jakiś pomysł. Przejrzymy biografie i powieści. Powieści…? Nie znamy autora ani tytułu. Chodź!
Po trwających pół godziny poszukiwaniach ogarnęło ich zniechęcenie.
– Nigdzie o nim nie wspomniano – westchnęła Christa. – A nie mam ochoty zwracać się do bibliotekarza z pytaniem o najpotworniejszego złoczyńcę świata. Poza tym tyle się już naczytałam o ludzkiej podłości, że nie potrafię sobie wyobrazić nic gorszego.
– Nie poddamy się – powiedział Linde-Lou, który nie przeczytał nic. Muskał tylko palcami grzbiety ustawionych na półkach tomów i usiłował wyglądać na zamyślonego. Christa już dawno go przejrzała.
– Wróćmy do półek, od których zaczynaliśmy – zdecydowała. – Mogliśmy coś przeoczyć.
Przeszli tam. Christa wzdragała się przed powtórnym przeglądaniem historii kryminalistyki. Przecież już szukali…
Dostrzegła te książki przypadkiem, stały na sąsiedniej półce. Zerkała tam wcześniej. Zanotowała w umyśle, że są to pozycje w obcych językach, i skupiła się ponownie na norweskich.
Ale jej umysł zarejestrował jedno słowo:
„Crime”.
Zbrodnie.
To nauczka za to, że nie chciałam poprosić bibliotekarza o pomoc, pomyślała. Mogliśmy oszczędzić wiele czasu.
Uścisnęła Linde-Lou za ramię.
– Może tu coś znajdziemy.
Była to cała seria, sześć tomów pod wspólnym tytułem Crime.
– Zgłodniałam – mruknęła. – I w tym powietrzu czuję się taka zakurzona. Pożyczymy te książki do domu, Linde-Lou. Nie są aż takie ciężkie, by nie dało się ich zabrać.
W ostatniej chwili dostrzegła jeszcze jedną: Beasts of the World.
Bestie, albo jak kto woli, potwory świata.
Tę książkę także wyciągnęła z półki.
– Możliwe, że to o dzikich zwierzętach – uprzedziła, pod maską kamiennego spokoju skrywając podniecenie. – Ale może też być o czym innym.
Taksówką wrócili do domu.
– Nareszcie będziemy mogli głośno rozmawiać – powiedziała Christa w samochodzie.
Linde-Lou zaczął się śmiać. Jego jasny śmiech odegnał nieco zły nastrój, w jaki wprawiło ją czytanie o wszystkich tych potwornościach.
Czekało ich jednak jeszcze dużo pracy.
– Te książki są po angielsku – zauważyła dyplomatycznie. – Chyba więc nie zrozumiesz tekstu.
Z wdzięcznością pokiwał głową. Żadne z nich ani słowem nie wspomniało, że Linde-Lou w ogóle nie umie czytać.
Читать дальше