Duchy z takim samym szacunkiem odwzajemniły powitanie.
Mężczyzna o niezwykle szlachetnej pomimo brzydoty twarzy powiedział do niego:
– Nazywam się Tengel Dobry. Witaj w rodzinie, Marco z rodu Ludzi Lodu i czarnych aniołów. Nie spodziewaliśmy się twojego pojawienia, twoje przyjście na świat było dla nas wszystkich niespodzianką. Ale nigdy nie mieliśmy niespodzianki bardziej radosnej.
Otoczyły go uśmiechnięte twarze. Zgadywał, że młoda czarnowłosa piękność to czarownica Sol, a wiedźma o rudych włosach to Ingrid, rozpoznał Villemo, Dominika i Niklasa, Didę, Wędrowca w Mroku i Heikego, Ulvhedina, Shirę i Mara…
Nie, nie wszystkich umiał połączyć z imionami, ale sami się przedstawili. Było ich wielu, między innymi Trond i kilkoro z pradawnych czasów, i trochę mu się pomylili. Zwykle przy takich prezentacjach nie zapamiętuje się wszystkich imion lub też mieszają się one ze sobą, po to by w następnej chwili całkiem ulecieć z głowy.
Podczas ich pierwszego spotkania przodkowie Ludzi Lodu byli bardzo poważni. Później miał ich spotkać jeszcze wiele, wiele razy, jednego lub kilkoro. Ale wtedy, na wzgórzu, poprosili go, aby, gdy nadejdzie czas, służył pomocą i wsparciem Wybranemu.
– Kim jest ów Wybrany? – spytał Marco.
– Jeszcze się nie urodził – odrzekł Tengel Dobry.
– Ale będzie to twój krewny, wiemy bowiem, że pochodzić będzie z linii twojej babki, Anny Marii.
– Mój krewny? – zdumiał się Marco. – Ale przecież jesteśmy tylko my dwaj, Ulvar i ja.
– Nie wiemy nic o tej przyszłości poza tym, że będzie to potomek Anny Marii. Czy obiecasz nam pomóc?
– Tak, naturalnie – odpowiedział chłopiec oszołomiony. – Ale jeśli będę wówczas bardzo stary?
Uśmiechnęli się.
– Czy twoi krewniacy, czarne anioły, nie powiedziały ci, że czas jest dla ciebie tylko słowem?
Marco przypomniał sobie wtedy coś, co słyszał już dawno temu, ale do czego nie przywiązywał szczególnej wagi: że posiadanie w żyłach krwi czarnych aniołów łączy się z nieśmiertelnością. Wiedział wszak, że jest prawie nietykalny. Ale to, co oni sugerują?
Był jeszcze wciąż na tyle dziecinny, by przyjąć tę nowinę z ulgą. Myśl o śmierci wielokrotnie już go przerażała, tak jak często budzi grozę nie tylko u dzieci, lecz także u dorosłych.
A jednak śmierć to najlepsze, co może spotkać człowieka, choć tak niewielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę.
Marcowi w oczach zakręciły się łzy.
– Jeśli tylko będę mógł służyć jakąkolwiek pomocą, jestem do dyspozycji – oświadczył w uniesieniu.
Widać było, że przyjęli to z ulgą.
– Dziękujemy – powiedział Tengel Dobry. – Wybranemu twoje wsparcie będzie bardzo potrzebne. O ile dobrze rozumiemy, on także odziedziczy pewne cechy czarnych aniołów, mogą one jednak być mniej wyraźne niż twoje. Ty jesteś o wiele bliższy waszemu potężnemu władcy.
Marco pochylił głowę. Wiedział już, kto jest jego ojcem, ale wciąż traktował to jako element ekscytującej przygody, właściwie nie do końca pojmując prawdę o swoim pochodzeniu. Nigdy nie widział ojca ani matki. Henning, opiekujący się nim jak starszy brat, i Malin, w której objęciach odnajdywał poczucie bezpieczeństwa, niemal całkowicie zastąpili mu rodziców, których nie znał.
– Dzisiaj i w przyszłości wtajemniczymy cię w wiele spraw dotyczących Ludzi Lodu – rzekł Tengel Dobry. – Prosimy jednak, abyś nie wspominał o nas swemu bratu.
Prześliczną twarz Marca zmącił cień smutku.
– Dlaczego Ulvar stale musi stać z boku? Bardzo mi z tego powodu przykro.
– Nam również, Marco. Ale on nie potrafi właściwie wykorzystywać zdolności. Mógłby wyrządzić wiele szkód, gdyby dowiedział się o nas i o tym, o czym rozmawiamy.
– Jakich szkód? – dopytywał się Marco, nie chcąc zrozumieć dystansu przodków do jego jedynego brata.
– Nie wiesz, że Ulvar pozostaje w ścisłym kontakcie z naszym najgorszym przekleństwem, Tengelem Złym? – powiedział Heike zasmucony.
Marco spojrzał na Heikego; jego świadomość buntowała się przeciwko tej wieści. Powoli jednak straszna prawda zaczęła do niego docierać i chłopiec zasłonił twarz dłońmi.
– Mimo to nie potrafię się od niego odwrócić – wyszlochał. – Ulvar mnie potrzebuje! I ja go kocham!
– Wiemy o tym – powiedział Heike łagodnie. – I nadal możesz być jego przyjacielem, ma ich tak niewielu.
Marco skinął głową.
– Będę uważał na to, co mu opowiadam. Ale musi wiedzieć, że zawsze ma we mnie bliską osobę.
– To dobrze, Marco – cicho rzekła Sol. – A teraz usiądźmy, porozmawiajmy. Wiele mamy ci do powiedzenia.
– To prawda – włączył się młody mężczyzna. Marco pamiętał, że to Tarjei. – Wcześniej właściwie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że pokonanie Tengela Złego przez samych Ludzi Lodu byłoby niemożliwe. Dlatego tak ogromnie się cieszymy, że znalazłeś się wśród nas.
Marco został więc włączony do grona przodków Ludzi Lodu, choć wcale nie był duchem jak oni. Łączyło ich jednak coś innego: Czas ich życia na ziemi nie był ograniczony.
Dwa wilki przemieniły się w czarne anioły i także uczestniczyły w rozmowie. Gdyby jednak tamtędy przechodził jakiś wędrowiec, ujrzałby samotnego chłopca siedzącego na ziemi, opartego plecami o skałę i z zapałem prowadzącego dyskusję z samym sobą.
Przez następne lata Marco często spotykał się z przodkami Ludzi Lodu i wiele się od nich nauczył.
Bliźnięta skończyły dwadzieścia dwa lata. Uznano, że Marco przyjął wszystkie niezbędne mu ludzkie nauki.
Zdawał sobie sprawę, że czarne anioły wkrótce po niego przyjdą, wiedział także, że wcześniej zażądają od niego czegoś nieludzkiego. Nie powiedziały mu, czego, ale Marco drżał na samą myśl u tym. Kiedy owo tajemnicze zadanie zostanie wykonane, miał udać się do Czarnych Sal, o których mu opowiadały, tam spotkać rodziców i rozpocząć kolejny etap kształcenia, ten związany z jego drugim światem.
„A co z Ulvarem?” – spytał.
Czarne anioły pokręciły głowami i powiedziały: „Jeszcze nie czas”. Widząc smutek na ich twarzach, Marco nie śmiał pytać o nic więcej.
Oczywiście wiedział, w czym rzecz! Ulvar nigdy by nie dochował tajemnicy Czarnych Sal, nie mówiąc już o szkodach, jakie mógł tam wyrządzić.
Marcu wyczuwał, że musi to być bardzo szczególne miejsce, i faktycznie nie wyobrażał sobie obecności tam Ulvara z jego złośliwością i pragnieniem czynienia zła.
O, Ulvarze, myślał Marco. Gdybym tylko potrafił sprawić, abyś zrozumiał!
A potem nadszedł dzień, gdy uświadomił sobie, na czym ma polegać jego ostatnie w świecie ludzi zadanie…
Marco nigdy miał nie zapomnieć tego dnia i nieznośnego bólu, jaki wrył mu się w serce. Przez długie, długie lata dręczył go niczym ostry cierń.
Ulvar działał w desperacji. Wcześniej Marco miał dlań zrozumienie, wybaczył nieszczęsnemu bratu czyny, za które trafił do więzienia. Po wyjściu na wolność Ulvar zhańbił i uczynił ciężarną narzeczoną Henninga, ale i to Marco mu odpuścił, wiedział bowiem, pod czyim wpływem działa brat. Ale teraz…
Ulvar dowiedział się o skarbie Ludzi Lodu i postanowił zdobyć go za wszelką cenę.
Jasne się stało, że jeśli Ulvar nie otrzyma skarbu, rodzina zapłaci za to życiem córeczki Henninga, dobrej, choć dotkniętej przekleństwem Benedikte.
Marcowi przyszło więc wybierać między życiem Benedikte a życiem Ulvara.
Tak naprawdę jednak nie miał wyboru. Kiedy stał na dziedzińcu wśród targanych wiatrem lipowych liści, zrozumiał, do czego został przeznaczony. Bez dłuższego zastanowienia posłużył się magią, której nauczył się od czarnych aniołów, i pistolet z jednej z szuflad w Lipowej Alei nagle znalazł się w jego ręku.
Читать дальше