Powóz nagle gwałtownie skręcił i Saga mimo woli wpadła na Marcela. On ją podtrzymał, nie mogło być inaczej, i przez chwilę czuła jego ręce na swoim ciele. Przerażona własną reakcją wyprostowała się i przeprosiła.
Z jednym ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów Paul zaproponował:
– Sądzę, Marcelu, że powinniśmy się zamienić miejscami. Co ty na to, Sago?
Ona, skrępowana, nie odpowiedziała na pytanie. Rzekła natomiast stanowczo:
– No, a wracając do demonów…
– No właśnie, wybacz mi, rzadko mi się zdarza wtrącać takie długie dygresje. Przepraszam – uśmiechnął się Marcel, a Sadze ten jego uśmiech niezwykle się spodobał. Nie rozumiała też, dlaczego jest taka poruszona. Oprócz sprawy z Lennartem nie bardzo się dotychczas zajmowała mężczyznami. I gdyby powiedzieć prawdę, to Lennart wcale jej tak bardzo nie podniecał, w każdym razie nie było o czym mówić. Mimo to przecież właśnie on, Lennart, znaczył dla niej najwięcej ze wszystkich młodych mężczyzn, których spotkała i którzy jej się podobali.
Ale bliskość Marcela sprawiła, iż doznawała zawrotów głowy. Musiała spuścić wzrok, nie była w stanie patrzeć mu w oczy.
Marcel nie zdążył dokończyć swoich wyjaśnień o demonach, gdy Paul przerwał mu zirytowany:
– Wszystko to tylko takie wyssane z palca sprawy, krótko mówiąc, niepoważne gadanie. Chciałbym się dowiedzieć czegoś bardziej interesującego. Opowiedz nam o swoim rozwodzie, Sago. To przecież wielki skandal! Jak mogłaś coś takiego zrobić? Sprawiasz wrażenie porządnej panny.
Twarz Sagi wykrzywił grymas. Myśl o rozwodzie nadal sprawiała ból.
– Myślę, Paul, że użyłeś najwłaściwszego słowa. Byłam po prostu za bardzo porządna.
– A dziewczyna nie powinna taka być? – pytał złośliwie.
– Nie wiem, ale myślę, że do nieszczęścia doszło z mojej winy.
Choć było to dla niej bardzo trudne, opowiedziała im o swoim niezbyt romantycznym i niemal od początku nie bardzo udanym małżeństwie z Lennartem. O tym, że ona sama nie miała do ofiarowania żadnych uczuć, i o tym, że chcąc mu to zrekompensować, starała się być tak zwaną dobrą żoną i że chyba przez jakiś czas jej się to udawało. Potem, nie patrząc na nich, opowiedziała o tamtym fatalnym dniu, kiedy poznała, jak się rzeczy mają naprawdę.
– Czasami myślę, że może byłam zbyt nieustępliwa – powiedziała zaciskając dłonie. – Inne kobiety z pewnością przemilczałyby to, co się stało, i trwały w małżeństwie. A może nawet z czasem by wybaczyły. Jakoś by z tym żyły, by uniknąć skandalu. Ale dla mnie kompromis był niemożliwy. Zostałam z mężem, dopóki moja matka żyła, ponieważ nie chciałam jej ranić. Ale z trudem znosiłam nawet widok Lennarta, więc opuściłam go tego samego dnia, w którym moja ukochana mama zamknęła oczy. Masz rację, Paul. Jestem zimną kobietą.
– A ja uważam, że postąpiłaś właściwie – rzekł Marcel po chwili milczenia.
– Oczywiście, na tego człowieka w żaden sposób nie mogłaś liczyć – zgodził się Paul. – Zachowałaś się bardzo dzielnie, że odważyłaś się odejść mimo skandalu.
Saga zachichotała.
– Ale teraz uciekam!
– O, to raczej twoje zadanie skłoniło cię do wyjazdu – rzekł Marcel. – A teraz Paul będzie mi musiał wybaczyć, ale jestem ci winien jeszcze wyjaśnienia, Sago. Co do twoich demonów…
– Tak. Dziękuję ci! – zawołała, a Paul westchnął ciężko.
Marcel mówił wolno:
– Otóż wydaje mi się, że kiedy ów Tengel Zły osiągnie władzę nad światem – Boże, uchowaj nas przed tym – to będzie ona obejmować również złe bóstwa i złe duchy. I właśnie tego demony się lękają. Nie chcą się znaleźć pod panowaniem Tengela Złego.
– Wszystkie złe moce? – zapytała Saga. – Takie jak Szatan?
– Jak Szatan chrześcijan i jak Ibis islamu, Ahriman Persów, Kali hinduistów, choć akurat ona jest i dobra, i zła, jak Baal, Moloch…
– I jak Nga Samojedów – wtrąciła Saga.
– Dużo wiesz! – uśmiechnął się Marcel.
– Ech, to nie ja, o tym można przeczytać w księgach Ludzi Lodu.
– Bardzo bym chciał je kiedyś przejrzeć.
Saga stwierdziła, że ten pomysł bardzo się jej podoba. Byłaby okazja do zacieśnienia znajomości…
– Zatem uważasz, że władza Tengela Złego będzie wielka? – zapytała i nie mogła się pozbyć niejasnego wrażenia, że mają jakąś złą moc blisko siebie, w powozie. To oczywisty absurd, rezultat rozmowy o sprawach nadprzyrodzonych.
– Będzie to władza ogromna – powiedział z naciskiem. – Jeśli wszystko, co nam opowiedziałaś, jest prawdą, a nie mam powodu w to nie wierzyć, to Tengel Zły rzeczywiście znalazł źródło zła, to potworne miejsce, z którego ono wypływa. Dlatego jego przebudzenie będzie katastrofą, tragedią dla świata. Skoro drżą bogowie i demony, to co się stanie z nieszczęsnym człowiekiem? Jeśli wziąć za punkt wyjścia historię religii, to widać, że…
Paul, który przysłuchiwał się ich rozmowie z rosnącą irytacją, teraz rzekł sarkastycznie:
– Cóż to za gadanie? Nie macie o tym wszystkim najmniejszego pojęcia… To wyssane z palca teorie, Marcelu. Rozprawiasz o diabłach i demonach, jakbyś rozwiązywał matematyczne zadanie. A to sprawa uczuć. Albo wiary, jeśli kto woli.
Światło padało z boku i oczy Paula wydawały się przezroczyste. Wyglądało to okropnie i odbierało urodę jego fascynującej twarzy, zwłaszcza że był taki zirytowany. Saga myślała początkowo, że Paul należy do ludzi, którzy biorą życie lekko, cokolwiek by się działo. Teraz stwierdzała, że wygląda… no tak, tak, niemal demonicznie!
– Mój drogi hrabio – rzekł Marcel. – Oczywiście to jest sprawa wiary. Szatan i to wszystko to tylko symbole. Wiara ludu. Przecież żaden człowiek wykształcony w nic takiego nie uwierzy z całą powagą!
Mieli wrażenie, jakby Paul rósł im w oczach. Ale on po prostu uniósł się gniewnie, wypiął pierś do przodu i oddychał ciężko.
– Teraz znowu szydzisz – syknął ze złością. – Bardzo dobrze wiesz, że bez zła nie mogłoby się ujawnić dobro. Czy naprawdę chciałbyś zaprzeczyć istnieniu książąt Ciemności i Światła? Odrzucasz ich istnienie? Ale zapewniam cię, mnie możesz wierzyć. Ja wiem lepiej!
Sytuacja zaczynała być nieprzyjemna. Powóz był zbyt ciasny na takie gwałtowne dyskusje. Ponadto Saga uważała, że Marcel bywa niekonsekwentny, ale może to jej wina, że nie nadąża za jego rozumowaniem.
– Nie chcę w żaden sposób zaprzeczać istnieniu Boga ani Diabła – odparł Marcel spokojnie z największą powagą. – Oni żyją. Lecz żyją dlatego, że ludzie ich stworzyli. W chwili gdy ludzie przestaną w nich wierzyć, dokładnie w tej samej chwili będą martwi. Czym na przykład jest dzisiaj Baal? Albo Moloch?
– Oni byli bożkami – sprostował Paul krótko.
Saga jednak zwróciła się ku Marcelowi:
– Dokładnie to samo, co teraz mówisz, powiedział kiedyś Shama do Shiry.
– Był to bez wątpienia bardzo rozsądny człowiek – odparł Marcel ze śmiechem.
– To nie był żaden człowiek. Shama był duchem.
– Tak, chyba musiał być duchem. Albo złym bożkiem. Paul, jeśli wyrażam się tak krytycznie o ojcach Kościoła, to dlatego, że oni wypaczyli opowieści biblijne. I teraz już nie wiadomo, co jest prawdą, a co zostało przez nich upiększone. Weź dla przykładu opowieść o kraju Kanaan, który Pan obiecał swojemu ludowi. Przyrzekł, że to będzie ich kraj. Biblia ukrywa jednak fakt, że w tym kraju żył już inny lud. Plemię liczące wiele tysięcy osób. I nie wspomina też nic o tym, że dzieci Izraela obcięły głowy większości z nich, a resztę wypędziły na pustynię. Otóż ja nie wierzę, że dobry Bóg obiecał ten kraj swemu ludowi, uważam natomiast, że to jest nadużycie twórców Pisma, sposób na uspokojenie wyrzutów sumienia po tym zbiorowym mordzie. Bóg ze Starego Testamentu to okrutny władca.
Читать дальше