Margit Sandemo - Miłość Lucyfera

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Miłość Lucyfera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miłość Lucyfera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miłość Lucyfera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

O miłości, zdradzie i nienawiści. Fascynująca opowieść o potomkach Tangela Złego, który zawarł pakt z Diabłem. Zdobyła serca czytelników na całym świecie.
Saga Simon należała do wybranych w rodzinie Ludzi Lodu. Kiedy otrzymała wiadomość, że krewni w Norwegii potrzebują jej pomocy, niezwłocznie wyruszyła w pełna trudów i niezwykłych przygód podróż. Los chciał, że za współtowarzyszy miała dwóch fascynujących młodych mężczyzn. Jeden z nich od pierwszego wejrzenia zapłonął gwałtowną namiętnością do pięknej Sagi i było raczej wątpliwe, czy drugi jest wystarczająco silny by zapobiec katastrofie…

Miłość Lucyfera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miłość Lucyfera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Saga słyszała tylko jakieś pełne skargi nawoływanie z oddali, jakby echo słów, które umilkły dawno temu. Ale w tym wołaniu słychać było strach i Saga miała wrażenie, że skierowane jest ono do niej – jak ostrzeżenie wykrzykiwane bez nadziei, że zostanie usłyszane.

ROZDZIAŁ V

– Co ty słyszałeś, Paul? – zapytał Marcel niskim, trochę jakby świszczącym głosem.

Paul przestał nasłuchiwać.

– Jakąś rozmowę, tak mi się zdawało. Blisko nas.

Marcel rozejrzał się uważnie.

– Musiało to nie być tak blisko.

Jeśli Paul dostrzegł ironię, to w każdym razie nie dał tego po sobie poznać.

– Chyba masz rację. Przestrzeń jest tu otwarta jak na morzu. Tylko bardzo szczupłe istoty mogłyby się ukrywać za tymi sosnami. Człowiek sobie wyobraża różne rzeczy.

– Idziemy już bardzo długo. Gdybyśmy teraz usiedli tam, przy tych zaroślach, to nikt by nas nie zobaczył, a my mielibyśmy widok na całą okolicę.

– Bardzo rozsądna uwaga. Ja także zgłodniałem.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Sagę przenikał dreszcz na myśl o zmroku. Nawet drzewa wydawały jej się groźne, niemal wrogie, ale to oczywiście pobudzona wyobraźnia podsuwała jej takie wizje. Przerażał ją ten dręczący lęk, dotychczas zupełnie nie znany.

Ale ona też zrobiła się głodna. Ponieważ nie wiedzieli, kiedy dojdą do jakichś zamieszkanych okolic, musieli oszczędzać prowiant. Paul nie miał już wina, butelki były zbyt ciężkie, żeby je transportować w tych warunkach. Marcel, przyzwyczajony do takich podróży, odkroił tylko cienki kawałek ze swojego bochenka chleba i zjadł odrobinę suszonego mięsa, więc i Saga starała się wytłumaczyć sobie, że głód jest taki dokuczliwy tylko pierwszego dnia. Ona też oszczędnie korzystała z zapasów.

Poza tym miała nadzieję, że wędrówka rychło dobiegnie końca. Martwiło ją to, że traci tutaj cenny czas, zadanie czeka na nią w parafii Grastensholm, a ona się tu włóczy po bezdrożach z dwoma obcymi…

Choć przecież Marcel nie jest obcym. To jej kuzyn, ponadto łączy ich teraz bardzo piękne porozumienie, wzajemne zaufanie. Nie musieli na siebie patrzeć, nie musieli się dotykać. Odczuwali nawzajem własną obecność.

– Marcel, teraz koniecznie muszę usłyszeć twoją historię – powiedziała Saga. – Nadal stanowisz dla mnie zagadkę.

Marcel uśmiechnął się blado, a Paul z nagłym zainteresowaniem zaczął obserwować źdźbło trawy.

– Tak naprawdę to nie ma we mnie niczego zagadkowego – powiedział Marcel. – Jeśli już, to raczej moje przeżycia określiłbym jako tragikomiczne. Podobnie jak ty, Paul, byłem rodzinnym geniuszem, tak przynajmniej wszyscy uważali. Myślę, że wywierali na mnie wielki nacisk, kiedy byłem młodszy. Oczekiwano, że poradzę sobie ze wszystkim, z wszystkimi szkołami, z każdą sprawą, której się podejmę.

– Mieszkałeś wśród Walonów? – zapytała Saga.

– Czasy się zmieniły – odparł. – Walonowie nie są już taką zamkniętą grupą, zaczęli bardziej wchodzić w społeczeństwo szwedzkie. Ale oczywiście to moja walońska rodzina wywierała na mnie presję. A ja się poddawałem, brałem na siebie zbyt wiele…

– Mówiłeś, że byłeś lekarzem?

Marcel westchnął.

– Nie tak od razu. Studiowałem bardzo poważnie wiele przedmiotów. Teologię, historię, filozofię… aż w końcu zająłem się medycyną. Tak, zostałem lekarzem. Ale stawiałem sobie zbyt wielkie wymagania, podjąłem się leczenia bardzo trudnego przypadku, czego nie powinienem był robić. Nie udało mi się.

Paul i Saga siedzieli bez słowa.

– Czy chory zmarł? – zapytała Saga, gdy milczenie się przeciągało.

Marcel wpatrywał się w ziemię pomiędzy swoimi zgiętymi kolanami.

– Coś w tym rodzaju. Nie udała mi się operacja i zniszczyłem cudze życie. Naturalnie straciłem pracę. Później wędrowałem z miejsca na miejsce, a teraz jestem w drodze do Norwegii i mam nadzieję, że tam powiedzie mi się lepiej. No, czy nie powinniśmy ruszać? Im dalej dzisiaj zajdziemy, tym lepiej.

Wstawali opieszale. Saga stwierdziła, że skóra jej stóp jest bardzo wrażliwa. I na pewno będzie miała pęcherz na stopie, jeśli natychmiast nie opatrzy otarcia. Usiadła na powrót i zdjęła but.

Marcel ukląkł przy niej i uważnie obejrzał nogę.

– Połóż tutaj liść – zalecił.

– O, ja mam lepsze środki – uśmiechnęła się Saga. – Czy nie zechciałbyś przynieść z wózka mojego kuferka?

Kiedy zobaczył jej zbiór środków leczniczych, najpierw zaniemówił, a potem rzekł:

– Boże drogi, kto tu jest lekarzem? Ja czy ty?

– Och, to tylko niewielka część zbioru Ludzi Lodu. Ja rzadko tego używam, bo też i skarb nie do mnie należy. Nie jestem jednym z rodzinnych uzdrowicieli.

Marcel brał po kolei różne woreczki i przyglądał im się w najwyższym zdumieniu.

– Masz tu proszki i pigułki, które od dawna wyszły z użycia! Jak na przykład ten środek do tamowania krwi albo lekarstwo na uspokojenie serca i… o, no właśnie, proszek z alrauny. Skąd ty, na Boga, to wzięłaś?

– Mnie o to nie pytaj. To jest spadek, nic więcej nie wiem.

Zdumiony kręcił głową.

– Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, że to jest warte majątek?

Saga była zaskoczona.

– Nikt nigdy w naszym rodzie nie patrzył na skarb z tego punktu widzenia – odparła.

Na dźwięk słowa „majątek” Paul nastawił uszu i podszedł do nich. Ukucnął i z uwagą przyglądał się skarbowi Ludzi Lodu.

W zaroślach wiatr szeleścił zeschłymi liśćmi, co brzmiało jakoś nieprzyjemnie, złowieszczo. Wyobraziła sobie, że tak może szeleścić pełzający grzechotnik.

Marcel podnosił teraz jedną po drugiej maleńkie flaszeczki.

– Tylko za to jakiś aptekarz albo kolekcjoner dałby tyle, że mogłabyś wygodnie żyć przez długi czas!

– Ale ja nie zamierzam tego sprzedawać – uśmiechnęła się, myśl wydała jej się niewiarygodna. – Nigdy w życiu, wolałabym już raczej umrzeć z głodu!

W oczach Paula pojawił się jakiś dziwny blask. Siedział i przekładał poszczególne elementy skarbu, ręce drżały mu z przejęcia.

– Co to, na Boga, jest? – spytał nagle zdumiony dotykając jakiegoś dziwnego przedmiotu. – Jakieś zwierzę, czy co… Au, ratunku! To przecież żywe!

Odrzucił to, co trzymał w ręce, jakby go oparzyło, i zerwał się na równe nogi.

– To jest właśnie alrauna – wyjaśniła Saga. Podniosła amulet z ziemi i ułożyła starannie w niewielkiej szkatułce. – Ona do mnie nie należy.

Zauważyła wyraźnie, że alrauna skurczyła się, jakby ją coś zaniepokoiło. Było to osobliwe uczucie, Saga nigdy by nie przypuszczała, że alrauna zareaguje na jej bliskość; teraz ją to przeraziło.

A może to nie jej obecność poruszała alraunę tak nieprzyjemnie? Może chodziło o Paula? Bo to przecież w jego pięknych oczach dostrzegła obrzydzenie.

Napotkała zdumione spojrzenie Marcela. Oboje popatrzyli w stronę Paula, który cofał się z pobladłą twarzą, sztywny ze strachu.

– Nie bój się – uspokajała go Saga. – Ona nie zrobi ci nic złego, dopóki nie zagrozisz nikomu z Ludzi Lodu. A przecież nie jesteś dla mnie niebezpieczny, prawda? – uśmiechnęła się.

Paul odzyskał spokój, kiedy alrauna zniknęła w zamkniętej szkatułce. Po chwili powiedział już swoim zwykłym, lekkim tonem:

– Powinnaś to sprzedać, wiesz. Bo jeśli tego nie zrobisz, to narazisz swoją duszę na potępienie.

– Nie. Alrauny ani nie trzeba, ani nie można sprzedać – powiedziała Saga tak stanowczo, jakby chciała, żeby szczelnie owinięty amulet słyszał jej słowa. – Zresztą to w ogóle niemożliwe, jak z pewnością wiesz.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miłość Lucyfera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miłość Lucyfera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Miłość Lucyfera»

Обсуждение, отзывы о книге «Miłość Lucyfera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x