Nareszcie! Prześcieradło było zawiązane. Teraz wóz albo przewóz.
Niestety, spróchniała framuga poddała się z miękkim chrzęstem, ale Ellen puściła prześcieradło na sekundę wcześniej, nim doszło do katastrofy. Na szczęście stało się to już w połowie drogi, upadek nie był więc tak silny.
Trochę potłuczona i podrapana podniosła się z usypiska kamieni i zaczęła biec jak szalona. Znów to samo, znów paniczna ucieczka przed wyimaginowanym prześladowcą.
Letnia noc była jasna, słońce już wstało. Ellen biegła gościńcem w stronę uśpionej wioski, popłakując ze strachu, gnana lękiem, którego doświadczyła jeden jedyny raz w życiu. Przez długi czas wierzyła, że to nigdy się nie powtórzy.
Do najbliższych zabudowań nie było daleko. Kto mógł nie spać o tej porze? Lekarz? Ellen nie wiedziała, gdzie go szukać. Policja? Tak, na jednej z pobliskich willi dostrzegła napis: „Urząd lensmana”. Zaraz za rogiem… Jest!
Budynek pogrążany był w ciemności i ciszy, ale najwyraźniej ktoś w nim mieszkał, może sam lensman? Ellen zadzwoniła do drzwi gwałtownie jak na alarm.
Na piętrze otworzyło się okno, wyjrzała z niego rozczochrana głowa.
– Co się stało?
– Czy… czy pan jest lensmanem? Potrze… potrzebuję pomocy.
Nie mogła wydusić z siebie słów. Całe ciało jej drżało, płuca bolały z wysiłku, kolana się uginały, strach dławił gardło.
– Zaraz schodzę.
Okno się zamknęło.
Kiedy lensman otworzył jej drzwi, ciągle jeszcze wpychał koszulę w spodnie. Był to opanowany, grubokościsty mężczyzna o gęstych rudoblond włosach i bystrych, trochę zaspanych oczach.
– Proszę!
Ellen weszła do środka. Wskazał jej krzesło, wyglądało bowiem na to, że dziewczyna nie ustoi o własnych siłach.
– Słucham! – Glos lensmana był cierpliwie wyczekujący.
Ellen kilkakrotnie przełknęła ślinę i odetchnęła głęboko.
– Zajazd… Mieszkam w zajeździe… sama… Te zamknięte drzwi… Ktoś stamtąd wyszedł… Próbował wedrzeć się do mojego pokoju… Wyskoczyłam przez okno.
Zmarszczył brwi.
– Chwileczkę! Wierzę, że naprawdę coś przeżyłaś! Nigdy nie widziałem, by ktoś miał takie blade wargi! Kto wyszedł z zamkniętego pokoju? Tak, tak, znam tę historię. Widziałaś kogoś?
– Nie, ale słyszałam… Myślę, że to był… Panie lensmanie, zapewniam, że jestem rozsądną osobą, zawsze uważałam, że duchy to twory wyobraźni, chorobliwej fantazji, ale… ale to było takie dziwne uczucie. Sądzę, że…
– Spróbuj się trochę uspokoić, a ja zaparzę ci filiżankę herbaty. Zacznijmy od samego początku. W którym pokoju mieszkasz?
Ellen zaczęła opowiadać o wszystkim, co zdarzyło się od chwili jej przybycia do zajazdu, także o tym, co słyszała w półśnie poprzedniej nocy: o skrzypiących drzwiach i ciężkich stuknięciach. Lensman słuchał uważnie, nie przerywając, i skrzętnie wszystko notował. Kiedy skończyła mówić, oparł głowę na ręce i zapatrzył się w stojący na biurku statyw do pieczątek. Wreszcie westchnął głęboko:
Szczerze mówiąc, ja także nie wierzę w duchy. Ale mógłbym cię odprowadzić…
– O, nie, ja tam nigdy nie wrócę!
– Powiedziałem, że mógłbym pójść razem z tobą. Ale nie zrobię tego. Zrobię co innego. – Popatrzył na zegarek i sięgnął po telefon. To sprawa dla Nataniela.
– Dla Nataniela? – powtórzyła Ellen zdumiona.
Nie słyszałaś o Natanielu? No tak, oczywiście, to policja dobrze go zna. On jest swego rodzaju ekspertem w takich niejasnych sprawach jak ta. Sądzę, że może nam pomóc. Halo, tak, panienko, wiem, że jest dopiero piąta, ale czy mogę prosić o międzymiastową? Osobiście z komisarzem Rikardem Brinkiem…
Ellen odkryła nagle, że spod jej swetra wystaje brzeg nocnej koszuli, śnieżnobiałej i frywolnie przezroczystej. Zakłopotana wcisnęła ją w spodnie.
Po chwili połączenie zostało zrealizowane. W głosie lensmana pojawił się bardziej oficjalny ton, przedstawił się i zapytał:
– Czy myślisz, że udałoby ci się przysłać tu do nas Nataniela, i to jak najszybciej? Dobrze go znasz i wiesz gdzie go szukać. Mamy sprawę, która, jak sądzę, mogłaby go zainteresować… Młodziutka dziewczyna zetknęła się z naszym lokalnym duchem. Najwyraźniej przeżyła szok, siedzi tu koło mnie i ciągle tak szczęka zębami o filiżankę, że porcelanę chyba diabli wezmą… Słyszysz, jak dzwoni? Prawdę powiedziawszy, mam dość sceptyczny stosunek do zjaw dziewczyna zresztą także, dlatego jej wierzę. Gdyby więc Nataniel mógł przyjechać i sprawdzić, co tu się dzieje, byłoby świetnie… Są w tej historii również drzwi, których nikt nie zdołał albo nie śmiał otworzyć podobno przez jakieś dwieście lat. Krążą straszne plotki, że wszyscy, którzy tego próbują, umierają. To właśnie przez te drzwi wyszedł dziś w nocy upiór… Tak, sądzę, że to zainteresuje Nataniela.
Nastąpiła dłuższa przerwa, kiedy komisarz Brink mówił coś po drugiej Stronie.
– Nie, zajmę się tym sam – odpowiedział lensman. – Nikt się o niczym nie dowie. Oficjalnie nie podejmiemy żadnych kroków w tej sprawie. Rozumiem… To prawda, dzieją się tu także całkiem zwyczajne, choć tajemnicze rzeczy, na przykład nocne kursy ciężarówek, a więc jest to możliwe… Tak, zapraszamy was obu.
Lensman odłożył Słuchawkę i odwrócił się do Ellen.
– Komisarz Brink także przyjedzie. To, dobry przyjaciel Nataniela i chyba jakiś jego krewny. Nataniel najpierw zadzwoni, żeby usłyszeć pełne sprawozdanie, ale upłyną jakieś dwie, trzy godziny, zanim do nas dotrą, proponuję więc, żebyś w tym czasie wyciągnęła się na sofie na piętrze i spróbowała odpocząć. Dam znać pani Sinclair, ale nazwę to tylko histerią z twojej strony i powiem, że nie ma czym się przejmować. Nie chcemy, by ktokolwiek wiedział, że zamierzamy bliżej się przyjrzeć staremu zajazdowi. Masz klucz do drzwi? Świetnie, pożyczymy go sobie, myślę, że już tej nocy.
Ellen zadrżała. Wiedziała, kto na pewno nie pójdzie z nimi do zajazdu.
Z wdzięcznością przyjęła propozycję wyciągnięcia się na sofie, ale oczywiście o śnie nie ma mowy, była o tym święcie przekonana.
Nataniel? Cóż za dziwne imię! Ani chybi jakiś dziadek-jasnowidz, co to szuka wody za pomocą czarodziejskiej różdżki, odnajduje zgubione portfele i podobne rzeczy w tym stylu. Na pewno w niczym nie będzie umiał jej pomóc.
Ellen zbudziły promienie słońca padające na elegancką sofę lensmana. A może uczynił to ten ogromny mężczyzna, który akurat wszedł do pokoju?
Prezentował się miło, wydawał się sympatyczny, choć trochę misiowaty. Miał bujną czuprynę, a wielkie ufne oczy przyglądały jej się z życzliwym zainteresowaniem.
Nie, nie będziemy się zakochiwać w kolejnym młodym człowieku, pomyślała zaspana Ellen. Miała właśnie za sobą nieprzyjemną historię miłosną, kiedy to znów dała z siebie więcej uczucia niż otrzymała, i nadal jeszcze czuła się ośmieszona i upokorzona.
Przyjrzała się mężczyźnie uważniej i z ulgą stwierdziła, że jest znacznie, znacznie starszy, niż się jej w pierwszej chwili wydawało. Mógł mieć około czterdziestu pięciu lat. Bezpieczny wiek. Wspaniale!
– Nataniel? – spytała zaspanym głosem. Nie znała przecież jego nazwiska.
Ale to był komisarz Rikard Brink. Nataniel miał do przebycia dłuższą drogę, ale i on wkrótce powinien się zjawić. Ellen usiadła na łóżku, starała się poprawić włosy i ubranie.
– Która godzina? – spytała zachrypnięta.
– Dziesiąta. Śniadanie już czeka.
Читать дальше