– Nikt nie wie, nikt z żywych, Ale wyliczyli, że za nimi musi znajdować się jeszcze jeden pokój.
Ellen usiłowała odtworzyć w myśli plan zajazdu.
– O ile dobrze sobie przypominam, na tej bocznej ścianie nie ma żadnego okna, tylko ukośny ścięty dach. Ale dlaczego nikt tego nie sprawdzi?
Najwidoczniej teraz następował najbardziej dramatyczny punkt całej historii, bo kobieta aż chrypiała, podekscytowana.
Tych drzwi nikt nie próbował otworzyć od początku lat czterdziestych naszego wieku. A ten, który wtedy podjął próbę, umarł! Padł trupem właśnie w chwili, kiedy już, już miał się tam włamać. I wszyscy inni przed nim, którzy usiłowali tego dokonać, także zginęli, albo od zarazy, albo od wypadku.
Ellen, odrzuciwszy dość wątpliwą informację o zarazie, postanowiła uporządkować szczegóły dotyczące tajemniczych drzwi.
– Czyli że wtedy, około roku tysiąc dziewięćset czterdziestego, tych drzwi także nie otworzono?
– Nigdy nie udało się ich otworzyć. Nikomu się nie powiodło. Jeśli nie dokonali tego nawet Niemcy w czasie wojny, to jak mieliby sobie z tym poradzić zwyczajni przyzwoici obywatele?
– A więc jakiś Niemiec próbował?
– Tak, kapitan, wrzeszczał i krzyczał, wymyślał swoim ludziom od tchórzy, a potem wyciągnął pistolet, żeby kulą roztrzaskać zamek, ale w tej samej chwili padł martwy. Szlag go trafił.
– Pewnie zbytnio się uniósł – mruknęła Ellen, nie mogąc jakoś uwierzyć w złą moc tajemniczych drzwi. – To znaczy, że nikt nie umie wyjaśnić, dlaczego drzwi nie dają się otworzyć?
Kobieta uśmiechnęła się krzywo.
– O, oczywiście, że wiedzą! Podobno kiedyś, w końcu osiemnastego wieku, pewien szlachcic odebrał sobie tam życie. Zamknął się w jednym z pokoi i leżał tam, nie jedząc ani nie pijąc, aż wreszcie wysechł. Wyglądał jak najprawdziwsza mumia, kiedy widziano go po raz ostatni.
– Po raz ostatni? To znaczy wtedy, kiedy go stamtąd zabrano? Z pokoju i w ogóle z domu?
– Tego nie wiadomo – szepnęła kobieta tajemniczo. – Tego nie wiadomo. Mówi się jedynie, że gdy widziano go ostatni raz, był suchy jak mumia. Podobno umarł z miłości. I choć nigdy nie wspomniano o tym wprost, nietrudno zgadnąć, w którym pokoju się zamknął.
– Ale on nie straszy? – Ellen starała się zachować powagę.
– Czy można być tego pewnym? Od tylu lat nikt nie mieszkał w tej części domu. Ale nie ucieknie się od prawdy: z tymi drzwiami łączy się jakaś dziwna historia. Ta kobieta najwidoczniej odnowiła stare pokoje. Chyba pomieszało się jej w głowie! Sądzi, że ktokolwiek będzie chciał tam nocować?!
Letni dzień był złocistożółtozielony i Ellen w powrotnej drodze śmiała się serdecznie z całej historii u duchach. Kiedy wróciła do zajazdu, wspomniała pani Sinclair o rozmowie w sklepie.
– Tak, słyszałam u tym – krótko odparła kierowniczka. – Wsiowe bajdy! Poprzedni właściciel, pan Nicolaysen, traktował tę sprawę śmiertelnie poważnie, ale dyrektor Steen, który odkupił od niego zajazd, jest chyba bardziej rozsądny, miejmy nadzieję. Prawdą jest, że odrestaurowałam najstarszą część domu z własnej inicjatywy, ale wierzę, że ty tak samo traktujesz te głupstwa.
– W nocy niczego nie zauważyłam, a poza tym historie o duchach nigdy nie robiły na mnie wrażenia.
Chłodny powiew strasznego wspomnienia przeleciał przez głowę Ellen. To, co kiedyś przeżyła…
Nie, odrzuciła tę myśl natychmiast.
Pani Sinclair ciągnęła dalej niewzruszona:
– Chciałam, oczywiście, otworzyć te drzwi, ale stolarze mnie powstrzymali. A ponieważ nie ma do nich klucza, zostawiłam wszystko tak jak jest. Nie ma sensu ich wyłamywać. Sama nie jestem dość silna, a nikt nie chciał mi pomóc. Nie zgodzono się nawet na to, żeby je pomalować, więc zajmę się tym osobiście, jeśli starczy mi czasu. Poza tym uważam, że w obecnym stanie podkreślają atmosferę tego miejsca.
Owszem, pani łatwo tak powiedzieć, pomyślała Ellen nie bez złości. Nie musi pani mieszkać całkiem sama w tym wielkim budynku. Rzeczywiście, drzwi wprowadzają szczególną atmosferę, ale jak na mój gust, trochę jej tu za dużo.
I znów odezwało się przykre wspomnienie, którego nigdy nie potrafiła sobie wytłumaczyć.
Że też musiało powracać tak uporczywie akurat teraz, w najmniej odpowiedniej chwili!
Zapadła noc, druga noc, którą Ellen miała spędzić w zajeździe.
Z głową pękającą od zasad rezerwacji pokojów, cen posiłków i napojów i wszelkich rachunków Ellen wsunęła się pod kołdrę ubrana w dopiero co kupioną, nieco może zbyt frywolną koszulę nocną. Ellen nie mogła się powstrzymać od tego zakupu. „Koszula na noc poślubną”, stwierdziła ekspedientka. Dziewczyna starała się więc wyglądać na osobę, która takiej właśnie potrzebuje. Prawdę mówiąc, nie miała nawet sympatii, a co dopiero mówić o narzeczonym. Ale koszulę kupiła, takie cudo nie co dzień widzi się w sklepie. Biała, ozdobiona koronkami i tak romantyczna, że zapierało dech w piersiach.
I tu, na tym ponurym, zapadłym pustkowiu, dodała Ellen trochę otuchy.
Na dworze zerwał się wiatr, cisza nie była już tak przytłaczająca, poza tym w głównym budynku dwaj malarze pracowali po godzinach, nie czuła się więc całkiem samotna. Zasnęła w przyjemnym poczuciu, że pilnie wypełniała swe obowiązki przez cały dzień. Powoli zaczynała coraz lepiej pojmować, czego się od niej oczekuje, i można nawet powiedzieć, że między nią a panią Sinclair nawiązała się cieniutka nić przyjaźni.
Robotnicy wreszcie poszli, Ellen wtedy już spała.
W nocy coś ją obudziło, ale zaspana nie była w stanie określić źródła hałasu. Trochę zirytowana pomyślała tylko, że ojciec powinien staranniej nasmarować drzwi do gabinetu, bo skrzypią już naprawdę przeraźliwie. I nie musi tak trzaskać bramą do garażu, echo roznosi się po całym domu…
Ciężki, głuchy huk rozległ się trzykrotnie, może znów zaskrzypiały drzwi do gabinetu, może było to coś innego. W tym stanie Ellen nie potrafiła odróżnić snu od rzeczywistości.
A sen miała straszny, naprawdę okropny. Sen albo wrażenie, że nie jest sama w miejscu, w którym nikogo nie powinno być. Poderwała się raz, wstrząsnął nią dreszcz, i zasnęła znowu. Już nic się jej nie śniło.
Ale to, co wydarzyło się trzeciej nocy, naprawdę poderwało ją na równe nogi…
W ciągu dnia do zajazdu zajrzał nowy dyrektor, Steen. Towarzyszył mu Nieclaysen, poprzedni właściciel. Steen, parweniusz o czerwonej nalanej twarzy, z grożącym mu w każdej chwili zawałem serca i jedną jedyną namiętnością w życiu, mianowicie pieniędzmi, sprawiał wrażenie nieco zagubionego, gdy słuchał relacji pani Sinclair o renowacji na starszej części domu i wyjaśnień, dlaczego drzwi pozostawiono nie ruszone. Uznał jednak, że historia zamkniętego pokoju jest świetną reklamą dla zajazdu.
– Trzeba to jeszcze grubo polać sosem mokrej od łez romantyczności – przykazał pani Sinclair. – Cudzoziemcy to uwielbiają.
Ale Nicolaysen zareagował z oburzeniem:
Nie zdajecie sobie sprawy, o czym mówicie! Nie wolno narażać życia gości. Panna Knutsen nie może mieszkać w tym skrzydle. Proszę ją natychmiast stąd przenieść!
Ellen zapewniła, że mieszka się jej tu jak najlepiej i nie chce sprawiać dodatkowych kłopotów pani Sinclair, zwłaszcza w sytuacji, gdy żaden z pozostałych pokoi nie nadaje się do użytku. Poza tym nie miała zamiaru otwierać owych owianych złą sławą drzwi, ani nawet wchodzić do tej części korytarza.
Читать дальше