– Co takiego? – spytała niemądrze. – To znaczy jak?
– Sama najlepiej wiesz – odrzekł, nie patrząc na nią.
Halkatla taksująco przyjrzała się jego okaleczonym dłoniom.
– Potrafiłbyś?
– Nie wiem – odparł zawstydzony. – Ale nie chcę, żebyś się zadawała ze zwykłymi śmiertelnikami.
Halkatla przełknęła ślinę. Rune wyglądał na nieszczęśliwego, zrozumiała, że mówił szczerze. A także, że robi to tylko i wyłącznie ze względu na nią, on sam czuł się w tej sytuacji bardzo, bardzo niezręcznie.
I tego znieść nie mogła.
Uśmiechnęła się do niego smutno i pogłaskała po chropawym policzku.
– Dziękuję ci, Rune – rzekła z czułością w głosie. – Sprawiłeś mi wielką przyjemność, ale muszę, niestety, odmówić. Przydałaby się odrobina entuzjazmu z twojej strony.
Stał oniemiały, nie mogąc się poruszyć. Halkatla po koleżeńsku ucałowała go w policzek.
– Bardzo cię lubię, mój przyjacielu – dodała łagodnie. – Ale nie całkiem pojąłeś, o co mi chodzi.
Zaczęła schodzić w dół zbocza, zaskoczona własnym postępowaniem. Co ja powiedziałam, zastanawiała się. Czy sama właściwie wiem, za czym gonię? Wydawało mi się, że chodzi mi o błyskawiczną przygodę, zwykłe przeżycie z mężczyzną.
Ale pragnę chyba czegoś więcej?
W każdym razie nie chcę przeżywać tego sama, jak stałoby się, gdybym przyjęła propozycję Runego. To nie tak ma być. Poświęcenie z jego strony, o, nie, dziękuję!
Rune stał, spoglądając za nią. Gdyby ktoś go teraz obserwował, z jego twarzy i tak nic by nie wyczytał.
Śledził ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła w hotelu.
Halkatlę jednak ogarnął bunt. Dlaczego on to zrobił, dlaczego tak powiedział? Te pytania bezustannie krążyły jej po głowie. Oddychała szybko, co chwila wzdychała z niecierpliwością. Nie miała ochoty kłaść się spać, zresztą snu wcale nie potrzebowała.
Jestem taka diabelsko samotna, myślała. Co ja robię na tym świecie, mój czas przecież skończył się już wiele setek lat temu.
Ale szczerze mówiąc, w nowym życiu czuła się doskonale. Wszystko było takie inne, ale żyć było łatwiej z tymi udogodnieniami, o jakich nawet jej się nie śniło. Dzień wcześniej weszła z Tovą do kiosku i mnogość towarów absolutnie zawróciła jej w głowie. Wybrała sobie to i owo, ale Tova odebrała jej rzeczy, mówiąc, że trzeba za nie zapłacić. A Halkatla nie miała pieniędzy, dobre duchy, przenosząc ją w lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku, całkiem o tym zapomniały.
Teraz jednak nie mogła odzyskać spokoju.
Nie chciała budzić towarzyszy, a i do Runego po takim godnym sortie wolała nie wracać. Ale całej nocy przesiedzieć nie mogła, nie w takiej sytuacji, kiedy jej ciało płonęło ogniem.
Miała tak mało czasu. Nie wiedziała, kiedy jej nowe życie dobiegnie końca.
Odszukała wzrokiem Runego czuwającego na wzgórzu.
Czy uda jej się minąć go niezauważenie?
Ale czyż nie była czarownicą? Przecież mogła z powrotem stać się niewidzialna. Tylko na chwilę, na tyle, by przemknąć się koło niego.
Chociaż to może okazać się niebezpieczne. Co zrobi, jeśli nie będzie umiała stać się z powrotem widzialna? Jeśli to duchy zdecydowały, że ma przebywać wśród ludzi, a ona zniweczy ich dzieło? Nie, bała się ryzyka.
Ale wyjść stąd musi!
Tak więc czarownica Halkatla sprowadziła na Runego iluzję. Sprawiła, że ujrzał nadlatujące dziwne, wielkie ptaszyska. Podczas gdy zajęty był ich obserwowaniem, wymknęła się z hotelu i pospiesznie skryła za najbliższym domem.
Tu nie mógł już jej widzieć.
Podśpiewując pod nosem biegła uradowana drogą skręcającą w las. Była wolna i na pewno trafi na chętnego chłopca. Zawsze znajdzie się jakiś nocny marek. Teraz nareszcie Halkatla będzie mogła wypróbować swoją siłę przyciągania na współczesnych mężczyznach!
Wracał z kursu w Trondheim. Zajmował się marketingiem i w związku z tym wiele jeździł. Zdradzanie mieszkającej w Lillehammer żony należało, jego zdaniem, do wykonywanego zawodu. Krótki romans tu, inny tam. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, takie było jego credo.
Po ostatnim wieczorze spędzonym w Trondheim czuł się trochę oszołomiony. Nie zdążył poderwać dziewczyny na noc, lecz nie obeszło się bez kilku kieliszków. Przyzwyczajony był do jazdy na lekkim rauszu, nikt jeszcze nigdy go nie złapał. Miał też nosa na kontrole, wyczuwał je z daleka i zawsze jakimś sposobem omijał.
Tym razem też na pewno się uda. Nad ranem drogi były puste, mógł do oporu przyciskać pedał gazu.
Oppdal… Trzeba przyznać, że szybko mu poszło! Pozostawały jeszcze góry Dovre i Gudbrandsdalen…
A co to takiego, do diabła? Gwałtownie skręcił, by nie najechać na dziewczynę, beztrosko drepczącą środkiem drogi.
Do czorta, zawadził ją prawym błotnikiem! Uciec? Nikt niczego nie widział, nie mógł o nic oskarżyć…
Nie, resztka poczucia sprawiedliwości zmusiła go do zahamowania. A może zrobił to dlatego, że wiedział, iż wina leży po jej stronie? Jeśli uszkodziła się karoseria, mógłby żądać odszkodowania od niej albo od jej rodziny.
Nie, co za głupie myśli, przecież jej nie zabił, to zdarzało się innym, nie jemu!
Ale miał przecież promile we krwi… Niedużo, właściwie nie ma o czym mówić, tylko policja jest taka marudna. Lepiej się zmywać.
Zerknął w lusterko. Niesamowite, ona dalej idzie, jak gdyby nic się nie stało! A przecież uderzyła o samochód…
Ogarnął go gniew, taki, co to czasem wybucha po przeżytym strachu.
Wypadł z samochodu i zaczął krzyczeć.
– Dlaczego, do cholery, idziesz środkiem szosy? Wydaje ci się, że należy do ciebie?
Dziewczyna patrzyła na niego z niezmąconym spokojem. Nawet się uśmiechała. Ale przecież musiała zostać ranna? A może…?
Pochylił się nad samochodem. Tak, nad reflektorem było wyraźne wgłębienie, a dziewczyna nawet me kulała.
– Widzisz, coś narobiła? – wrzasnął. – Samochód był jak nowy. A teraz…
Przyjrzał się jej uważniej. Do licha, piękna jak księżniczka, złote włosy otaczały twarz niczym aureola, a te oczy! Było ciemno, ale wydawało mu się, że błyszczą jak złoto. I co za uśmiech! Przypominała wielkiego kota gotowego do zadania ciosu schwytanej ofierze.
Cóż za sikorka! Ładniejszej nigdy nie widział. Dziwnie ubrana, w prostą powłóczystą szatę. Pewnie studentka jakiejś akademii sztuk, one czasami się tak ubierają. Na stopach sandały, choć to dopiero maj.
Odruchowo włączył swój uwodzicielski uśmiech i wciągnął brzuch.
– Wszystko w porządku? – spytał, zapominając o złości.
– Tak, nic nie szkodzi – odparła niesamowita dziewczyna lekko schrypniętym głosem. – Zaprosisz mnie na przejażdżkę? Uwielbiam samochody! Zwłaszcza te, które szybko jeżdżą, a twój jest chyba właśnie taki?
– Jasne! Dokąd chcesz się wybrać?
Wzruszyła ramionami.
– Wszystko jedno. Chciałabym po prostu się przejechać.
Natychmiast podjął jej ton. Jeśli jest taka chętna, on nie będzie się opierać!
Chwilę później skręcił w leśną dróżkę i zatrzymał samochód. Wprawnym ruchem obrócił się w jej stronę i oparł ramię o jej fotel. Drugą rękę wsunął natychmiast za dekolt jej sukni.
Pozwoliła mu na to bez sprzeciwu, przyjęła wyćwiczony pocałunek i przesunęła się nieco, robiąc mu dostęp, kiedy położył dłoń na jej udzie. Do diabła, nie miała nic pod spodem! I była gotowa, wyczuwał to…
Sięgnęła ręką do jego spodni, rozpiął więc pasek. Nagle jednak zesztywniała. Zaczerpnęła powietrza i głośno westchnęła.
Читать дальше