Delikatnie, bardzo delikatnie gładził jej plecy.
Tiril oddychała ciężko i gwałtownie, jakby się starała stłumić szloch. Nagle Móri cofnął dłonie i wstał. Odwrócił się i powiedział spokojnie:
– Powinnaś dużo pić. To pomaga przy gorączce.
Czuła się tak, jakby ogniste igły przenikały jej ciało. Stawały się jeszcze bardziej gorące i przenikały ją jeszcze głębiej za każdym razem, kiedy Móri jej dotykał.
Uspokój się, moje ciało! Tak… Właśnie tak…
Przyniósł jej jakiś aromatyczny napój, który ugotował na kuchni, i podtrzymywał jej plecy, kiedy piła. Jego ramię paliło skórę niczym ogień, ale napój okazał się bardzo smaczny.
Opadła na poduszkę.
– Móri, już nie jestem śpiąca. Czy nie mógłbyś mi teraz o sobie opowiedzieć?
Zastanawiał się. Jeśli sam był zmęczony, to nie dał tego po sobie poznać.
– No dobrze – zgodził się. – Będę ci opowiadał, dopóki nie zaśniesz. Leżysz wygodnie?
– Może byś mi poprawił poduszkę, żebym miała trochę wyżej.
Pomógł jej się ułożyć. Nero spał spokojnie przy drzwiach, ogień dogasał na palenisku, a Móri opowiadał Tiril o swoim życiu.
– Pierwsze, co zapamiętałem, to ubóstwo – zaczął cicho swoim łamanym norweskim, który Tiril rozumiała już teraz bez najmniejszych trudności. – Mam na myśli prawdziwe ubóstwo, nędzę, brak wszystkiego. Bywały dni, kiedy z głodu żuliśmy jakieś korzonki i zlizywaliśmy wodę z kamieni. Ale odczuwałem też wtedy wielką, bezgraniczną miłość mojej matki. Miała tylko mnie. Ojciec… był podobno jednym z największych czarnoksiężników… swojego czasu…
Zdawało się, że słowa z trudem przechodzą mu przez gardło. Nigdy o tych sprawach z nikim nie rozmawiał.
– Jak się nazywał twój ojciec? – zapytała cicho.
Móri westchnął, jakby zirytowany, ale odpowiedział spokojnie:
– Mówiono, że nazywał się Hraundrangi-Móri i że nosił swoje imię z wielką godnością.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Tiril, to nie są sprawy dla ciebie!
– Wszystko, co się w jakiś sposób wiąże z tobą, jest dla mnie. Co oznacza jego imię?
– „Hraundrangi” oznacza wysoki szczyt utworzony z wulkanicznej lawy. A Móri… sama wiesz, co to znaczy.
– Nie. Nigdy mi nie mówiłeś.
– Naprawdę? No, to oznacza „brunatny jak ziemia”. Jest to też imię wielu duchów czarnoksiężników.
Tiril zadrżała.
– I ty jesteś kimś takim?
– Nie, nie, ja nie, ale ludzie gadali, że mój ojciec był. I że on pomógł mi przyjść na świat, ukoił bóle mojej matki za pomocą cmentarnej ziemi. To wszystko razem jest okropnie głupie – zakończył, kryjąc twarz w dłoniach.
Nie takie znowu głupie, pomyślała Tiril, starając się stłumić w sobie chęć pogłaskania go po włosach. Kiedy się na ciebie patrzy, Móri, nietrudno uwierzyć, że twój ojciec pochodził ze świata umarłych, mówiła w duchu.
A kiedy Móri wciąż trwał nieporuszony, wyciągnęła rękę i musnęła jego głowę. Natychmiast się wyprostował, ale na jego twarzy dostrzegła udrękę. Tiril cofnęła dłoń, choć wydało jej się, że on chciał ją przytrzymać. Nic jednak nie zrobił i Tiril czekała.
Jakoś się chyba uporał z myślami o swoim mało znanym ojcu i zaczął opowiadać o matce:
– Ona też wychowywała się bez rodziców. Zaopiekowała się nią pewna starsza krewna.
Tiril nie mówiła nic, ale nie spuszczała wzroku z jego tajemniczej twarzy. Kiedy nieoczekiwanie pojawił się na niej uśmiech, stwierdziła, że Móri patrzy na jej prawą dłoń, gdzie po południu narysował magiczną runę. Zachichotała.
– Wieczorem umyłam tylko jedną rękę. Żal mi było pozbywać się runy. Ale mów dalej o swojej matce, bardzo mnie to interesuje.
– Teraz muszę się cofnąć w czasie – powiedział powoli, jakby się bał, że ją przestraszy. – Ojciec matki i jego ojciec byli czarnoksiężnikami. I obaj w roku tysiąc sześćset pięćdziesiątym szóstym zostali spaleni na stosie.
– Oj! – jęknęła Tiril.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się ze smutkiem.
– Myślę, że powinienem ci najpierw opowiedzieć co nieco o czarach, sztuce magicznej, o runach i podobnych sprawach. Jeśli masz ochotę mnie słuchać.
– Zamieniam się w słuch!
Siedziała teraz, wsparta na poduszce. Nero przeciągał się rozkosznie, coś mu się widocznie śniło, bo poruszał łapami i wzdychał.
– Powinnaś wiedzieć, Tiril, że magia to podejmowana przez człowieka próba poznania Stwórcy i Jego dzieła. Dawniej ludzie Kościoła bardzo tego nie lubili, traktowali magię jako bluźnierstwo przeciwko Bogu. Słyszałem o pewnym czarnoksiężniku, który wykrzyknął: „Ziemia jest pełna bogactw Pana” w momencie, kiedy wykłuto mu oczy i za chwilę miał być spalony na stosie. Sędziowie potraktowali to jako straszne bluźnierstwo, więc zanim podpalili stos, odcięli mu język. Wszyscy, którzy szukali wiedzy poza Kościołem, musieli to bardzo dobrze ukrywać. Magowie i czarnoksiężnicy wymyślali więc tajemne znaki i runy, by ukryć to, czym się naprawdę zajmują. Kler nigdy jednak nie zapomniał, że przecież w chrześcijaństwie także jest wiele magii, bo zawiera w sobie ofiary krwi, a jego początków znajduje się śmierć człowieka. Krzyż i zwłoki to prastare magiczne symbole, jeszcze z czasów barbarzyństwa.
– Czy to obrona? – zapytała Tiril nieśmiało.
– Nie, to tylko wyjaśnienie, dlaczego wśród czarnoksiężników zawsze było tak wielu duchownych. Bo widzisz, obie te dziedziny nie są przeciwnymi biegunami ludzkiej wiedzy, one się ze sobą łączą, przenikają się.
– W każdym razie jeśli chodzi o białą magię.
– Tak. Rytuały czarnej magii bywają niekiedy bardzo nieprzyjemne. Ale nawet Biblia nie jest wolna od okrucieństwa. Bóg ze Starego Testamentu, który uśmierca wszystkich wrogów Izraela, łącznie z niewinnymi dziećmi, wcale nie jest mniej okrutny. Głównym celem czarnoksiężników jest poznanie sił natury i próba współdziałania z nimi. Magia nie jest bezbożnością, lecz eksperymentowaniem, doskonaleniem sztuki takiego współdziałania wyobraźni, myśli i rąk, byśmy byli w stanie coś stworzyć. Teraz powinienem ci opowiedzieć o moim dziadku i pradziadku. Znaleźli się obaj w stanie wojny z pewnym proboszczem, sirą Jonem Magnussonem ze Skutilsfjördhur.
I Móri opowiedział Tiril historię o wielebnym Jonie i czarnoksiężnikach. A ona całkiem zapomniała o chorobie, słuchała wytrzeszczając oczy.
– Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytała. – Twoja matka nie znała przecież żadnego z tych czarowników?
Móri uśmiechnął się, słysząc to określenie.
– Pewnego razu, kiedy byłem jeszcze mały, przyjechała do nas w odwiedziny siostra mojego dziadka. Miała na imię Thuridur. Ona również została oskarżona o czary przez tego samego proboszcza, sirę Jona. I chociaż byłem zupełnie mały, dowiedziałem się wielu szczegółów, które wydawały mi się nad wyraz dziwne. Thuridur była bardzo, bardzo stara, ale pamiętam, że opowiadała, jak to jej ojciec i brat zostali spaleni na stosie, a domostwo trzeba było podzielić. Ona ubłagała lensmana, by dał jej czapkę ojca, jedwabną z otokiem z futra. Jej matka zaś prosiła o aksamitną czapkę z jedwabnymi troczkami, która należała do jej syna. Pastor uznał, że to wstrętne, iż kobiety chcą zatrzymać coś, co należało do Jona Jonssona, starszego i młodszego. Nigdy jeszcze nie spotkał takiej zatwardziałości w grzechu. Ale go to nie zaskoczyło u takiej bezbożnicy jak Thuridur. Twierdził nawet, że w dzieciństwie uczyła się magii razem z bratem Jonem, czyli moim dziadkiem. Ludzie gadali, że w Kirkjubol była nawet szkoła. Szkoła magii.
Читать дальше