– Ani ja – mruknęła Tiril ponuro. – Ale teraz musimy go odszukać.
– Miał razem z Nerem czekać niedaleko mojego biura. Wszyscy troje wrócimy do mnie.
– Czworo.
– No tak! – Erling pozwolił sobie na przelotny uśmiech. – Nera liczysz także jako osobę, powinienem był pamiętać.
– Raczej jako osobowość.
– Rzeczywiście, Nero to osobowość. Znikajmy, ktoś wychodzi od was z domu, nie powinni zauważyć naszej ucieczki.
Wkrótce skryli się w krętych zaułkach, a po chwili cała czwórka znalazła się znowu w gabinecie Erlinga. Dzień pracy dobiegł końca już jakiś czas temu, urzędnicy wy- szli, mogli więc porozmawiać przez nikogo nie niepokojeni.
To był bardzo długi dzień.
Móri słuchał uważnie informacji o pastorze, gadającym o czarach.
– Władze już dawno zwróciły na mnie uwagę. Właśnie dlatego przyjechałem do Bergen, dawniej mieszkałem na południowym wybrzeżu.
– To te twoje zadania? – powiedział Erling.
– Tak. Stosuję „czarodziejską sztukę”, żeby pomagać ludziom w potrzebie. Władze jednak uważają, że robi to kobieta, i mówią o czarownicach, dokładnie jak ten pastor. A zatem nadszedł chyba czas, bym znowu wyruszył w drogę.
– Och, nie! – wykrzyknęła Tiril spontanicznie.
– Tiril też powinna pozostać w ukryciu – oświadczył Erling. – Nie przed władzami, ale przed tymi, którzy chcieli ją zamordować. Z pewnością ponowią próbę.
– Tak jest – potwierdził Móri. – Czy pan mógłby się nią zaopiekować?
– Jak najchętniej.
Tiril nie słyszała, o czym mówią. Jak zauroczona wpatrywała się w Móriego.
– Ty naprawdę umiesz czarować?
Uśmiechnął się krzywo.
– Wolałbym nie nazywać tego czarami – rzekł z wolna.
– Czy mógłbyś teraz coś nam pokazać?
– Tiril, coś ty! – upomniał Erling.
Móri jednak patrzył jej głęboko w oczy. Uśmiechał się rozbawiony.
– Dostaniesz ode mnie coś związanego z białą magią,. jeśli chcesz. Czarodziejską runę, która spełnia pragnienia.
– Oczywiście, że chcę! – zawołała przejęta. – Ale co to znaczy biała magia?
– Biała magia posługuje się między innymi czarodziejskimi runami, pochodzącymi z bardzo dawnych czasów, kiedy ludzie nie znali jeszcze liter, tylko właśnie runy. Ryli je przeważnie w drewnie albo w kamieniu. Pierwsze, co musi poznać uczeń czarnoksiężnika, to runy. Większość z nich nie jest niebezpieczna. Nie wszystkie, tego nie chciałbym twierdzić, przeważnie jednak są niegroźne. Runy związane z czarną magią są zarezerwowane dla czarnoksiężników. I one… nie są przyjemne.
– A ty masz taką runę?
– Wolałbym na to nie odpowiadać.
Erling wtrącił sucho:
– Czy mam rację sądząc, że runy czarnej magii służą do wyrządzania ludziom zła, w przeciwieństwie do run białej magii?
Móri odwrócił się ku niemu, ale uczynił to tak wolno, że Tiril zadrżała. Odniosła wrażenie, że kryje się w tym jakaś groźba. Móri wydał jej się taki nienaturalnie wysoki, taki ponury i… nierzeczywisty, jakby nie należał do świata ludzi. Krew odpłynęła jej z twarzy.
– Po części masz rację, Erlingu – przyznał. – Ale w obu grupach znajdują się różne runy. Biała magia może również szkodzić, a czarna magia czynić dobro. Trzeba bardzo gruntownie i do głębi znać swój fach, by wiedzieć, co się robi.
– I ty wiesz?
Móri wahał się przez chwilę.
– Nie do końca. Czegoś mi jeszcze brakuje.
– Ale czarnoksiężnikiem jesteś?
– Prawdopodobnie najlepszym, jakiego w naszych czasach ziemia nosi.
Tiril i Erling milczeli zakłopotani.
W końcu Tiril powiedziała:
– Tak czy inaczej chcę mieć runę spełniającą życzenia.
Nastrój się wyraźnie poprawił.
– Może i ja mógłbym taką dostać? – zapytał Erling z uśmiechem. – W każdym razie wiem, czego pragnę.
Móri posłał mu dziwne spojrzenie. Tiril nie mogła zrozumieć, co ono znaczy.
– Chętnie – odpowiedział Móri i mimo wszystko się uśmiechnął. – W takim razie zaczniemy od ciebie, Erlingu.
Podszedł do biurka, wziął leżące tam gęsie pióro i zanurzył je w kałamarzu.
– Podaj mi rękę, Erlingu. Wnętrzem dłoni do góry.
Tiril przyglądała się z zapartym tchem, gdy Móri powolutku rysował znak na dłoni Erlinga.
– Właściwie powinno się rysować krwią – mruknął Móri. – Ale tak też będzie dobrze. Nie chciałbym nacinać wam skóry. No! Masz już życzenie?
– Tak, ale to tajemnica. Na razie.
Móri skinął głową i odwrócił się do Tiril. Dziewczyna bez wahania wyciągnęła rękę, a on ponownie zanurzył pióro w kałamarzu i zaczął rysować.
Gdy był już prawie gotów, zapytał:
– No to jakie masz życzenie, Tiril?
– Oj, byłabym zapomniała! No tak… ja. Wiesz, tak naprawdę to ja mam tylko jedno życzenie, ale ono nie może się spełnić.
Dokończył rysunek i wyprostował się.
– Nie ma rzeczy niemożliwych. Powiedz, jakie to pragnienie, a ja i ta runa wspólnymi siłami je spełnimy.
Z oczu Tiril znowu popłynęły łzy i nie była w stanie ich powstrzymać.
– Pragnę tylko jednej jedynej rzeczy – wyszeptała. – Chciałabym, żeby moja biedna siostra Carla mogła powrócić do życia.
Obaj mężczyźni patrzyli na nią zszokowani.
– Tiril, na Boga – szepnął Erling.
Ona zaś zwróciła się do Móriego:
– To jedyna rzecz, której pragnę. Powiedziałeś przecież, że…
Móri zaciskał szczęki. Po chwili bąknął prawie niedosłyszalnie:
– Akurat tego nie powinnaś sobie życzyć.
Odwróciła głowę; łzy płynęły teraz nieprzerwanym strumieniem.
– Więc to by mimo wszystko było możliwe?
Móri wyglądał na zmęczonego.
– To jest możliwe.
– No to wspaniale! I Erling też by pragnął powrotu Carli. Kochał ją przecież ponad wszystko na ziemi!
Erling powiedział spokojnie, tak jak się przemawia do dziecka:
– To prawda, że bardzo kochałem Carlę. Ale ona umarła, a ty żyjesz.
Do Tiril jego słowa nie dotarły, cała jej uwaga koncentrowała się na Mórim.
– Ty to potrafisz! Mówiłeś przecież, że potrafisz.
– Jeszcze nie teraz – rzekł zmęczonym głosem. – Jak przed chwilą wspomniałem, muszę jeszcze uzupełnić moje wykształcenie jako czarnoksiężnika. A ty nie powinnaś pragnąć wskrzeszenia Carli, bo byś musiała tego gorzko żałować.
– Ale ja chciałabym jej tak wiele powiedzieć, tyle rzeczy powinniśmy dla niej zrobić, my wszyscy, tak by w końcu mogła poślubić swego Erlinga. Należy jej się to, ona tyle wycierpiała. Czegóż to brakuje w twoim wykształceniu, Móri, powiedz mi, bo może mogłabym ci pomóc.
– Brakuje mi pewnej księgi – odparł – Księgi zwanej „Rödskinna”. Muszę zdobyć tę księgę i poznać zawartą w niej wiedzę.
– Uff! Oczy ci płoną – powiedział Erling z niepokojem. – Nie przepadam za takimi tematami. Czy moglibyśmy rozmawiać o czym innym?
– Zdobądź tę księgę, Móri – poprosiła Tiril.
– Zdobędę.
– Tiril, natychmiast przestań! – rozkazał Erling. – Jesteś podniecona ponad wszelką miarę i nie wiesz, co mówisz! Móri, powiedz jej, żeby przestała!
Móri długo patrzył jej w oczy.
– Zdobędę „Rödskinnę”, ale nie dlatego, by wskrzesić twoją siostrę. Chcę ją mieć mimo wszystko i dla niej samej. Erling ma rację, nie powinnaś myśleć o wskrzeszaniu zmarłych, to do niczego dobrego nie prowadzi.
Zaciskała rękę na jego ramieniu tak mocno, że musiały po tym zostać siniaki. Powoli rozluźniła uścisk.
Читать дальше