Wszystko, co nastąpiło potem, było jednym wielkim chaosem. Przybył wójt, a wraz z nim matka Tiril i matka Erlinga, pani Dahl rozhisteryzowana do tego stopnia, że nawet nie zauważyła, iż Tiril się odnalazła; służące szlochały i przysięgały, że są niewinne, tylko Erling stanowił jakieś oparcie i on też zajął się wszystkim.
Tiril nie mogła się pobyć natrętnej myśli: Dlaczego Móri nie chciał tu z nimi przyjść?
To samo pytanie zadał Erling, kiedy zostali na moment sami. Wtedy też przybrana matka dostrzegła nareszcie, że Tiril wróciła, i zwymyślała biedną dziewczynę w obecności służby i obcych, a potem znowu zaczęła histerycznie szlochać. Musiał się nią zająć lekarz.
Erling Müller i kompletnie oszołomiona Tiril siedzieli hallu na jakiejś skrzyni, a reszta domu wciąż pogrążona była w chaosie.
Na zadane przez Erlinga pytanie Tiril odparła gorączkowo:
– Nie! To nie Móri, nie!
– Mnie się też nie chce w to wierzyć, ale on przecież kiedyś powiedział, że „zabierze się za twojego ojczyma”, czyż nie?
– Owszem, ale nie w tym sensie, żeby zabić! Wyraźnie to podkreślał. Nie zabić, zresztą on by wcale nie potrzebował tego robić.
Erling siedział zadumany. Rysy miał rzeczywiście bardzo ładne.
– Słyszałem, że twoja macocha skarżyła się do mojej matki, iż ostatnio konsul zrobił się jakiś dziwny, że jakoby prześladowała go siła nieczysta czy coś takiego. Miał nieprawdopodobne pomysły, bał się czarów.
– Czarów? – wyjąkała Tiril.
– Właśnie – rzeki Erling, wpatrując się w nią przenikliwym wzrokiem. – Oboje przecież wiemy, że Móri zna się na tym.
– Tak – przyznała. – Zna się na pewno. Ale on nie jest mordercą, Erlingu! – zakończyła stanowczo i nieoczekiwanie w jej oczach pojawiły się łzy.
– Ja wcale tak nie myślę.
Tiril zaczęła niepewnie:
– Jeśli więc wykluczymy jego, a także służbę, bo jestem przekonana, że oni są niewinni…
– Ja też tak uważam. Chcesz powiedzieć, że w takim razie pozostaje tylko jedna możliwość, prawda?
– Tak – potwierdziła. – Ci dwaj ludzie, którzy chcieli zabić mnie.
– Otóż to. Tylko dlaczego oni chcieli ciebie zabić? Byliśmy przecież tacy pewni, że pracują dla konsula Dahla…
– Masz rację. Nic się tu nie zgadza.
Milczeli przez jakiś czas.
Potem Erling powiedział powoli, jakby się właśnie budził:
– A może jednak się zgadza. Wójt powiada, że konsula zamordowano wczesnym rankiem…
– Tak? – zapytała Tiril, kiedy umilkł.
Erling wstał.
– Musimy porozmawiać o tym z Mórim.
Pomysł ucieszył dziewczynę.
– Ale czy możemy opuścić dom?
– Zawiadomię wójta, a twoja macocha i tak śpi, dostała od lekarza proszki i nie obudzi się do jutra. Resztą nie musimy się przejmować. Pytanie tylko, gdzie znajdziemy Móriego?
– To już najmniejszy problem. On znajdzie nas. On albo Nero.
– Znakomicie! A pani Dahl to chyba nie jest twoją macochą, powinniśmy nazywać ją raczej przybraną matką, prawda?
W chwilę później schodzili w dół do portu. Okazało się, że postąpili słusznie, bo wkrótce rozległo się za nimi radosne szczekanie, ukazał się Nero, a zaraz za nim przyszedł Móri. Zwinnie niczym piskorz dosłownie wyślizgnął się z cienia.
– Musimy porozmawiać – przywitał go Erling. – Powiedziałem wójtowi, że w razie czego może nas szukać w moim biurze. To niedaleko stąd.
Po drodze opowiedzieli Móriemu, co się stało. Tiril przyglądała mu się ukradkiem, ale zdawał się tak samo wstrząśnięty jak każdy człowiek, słyszący tego rodzaju nowiny. Delikatnie objął ramiona Tiril, ale tylko na chwilkę. Ona jednak długo jeszcze czuła osobliwe ciepło tam, gdzie spoczęły jego dłonie.
I raz jeszcze ogarnęła ją szczera wdzięczność, że ktoś taki został jej przyjacielem. Jako przeciwnik musiał być bardzo groźny. No i teraz…
Nie wolno się nad tym zastanawiać, trzeba myśleć o czymkolwiek, byle nie o tym. Zająć się tym, że niebo jest szare i zaraz zacznie padać, że Erling jest taki przystojny, że…
Próbowała nie ulec panice, ale nie było to łatwe.
Gabinet Erlinga okazał się imponujący. Młody człowiek odziedziczył przedsiębiorstwo swego ojca, w tym również to pomieszczenie. Wysokie, wąskie okna wychodziły na port, solidne, ciężkie i ciemne meble świadczyły o dostatku.
Wszystko to niegdyś miało należeć do Carli.
Tiril siedziała w jednym z foteli przeznaczonych dla wykwintnych klientów i nagle przeniknął ją dreszcz grozy. Przecież Erling także miał swoje powody, by życzyć Dahlowi śmierci. Mógł na przykład wiedzieć o zachowaniu konsula wobec Carli, chociaż Móriemu i Tiril nic nie powiedział.
Nero obwąchał dokładnie pokój, stwierdził jednak, że jest w nim po prostu nudno, nigdzie ani śladu myszy, wyciągnął się więc jak długi na dywanie.
– Mam pewną teorię – zaczął Erling. – Ale musiałbym wiedzieć więcej o pochodzeniu Tiril. Kim ty właściwie jesteś?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Dowiedzieliśmy się niedawno od kowalowej, że matka Tiril płaciła konsulowi za jej wychowanie – wyjaśnił Móri.
– Tak – potwierdziła Tiril. – Konsulowi czy też mojej macosze, nie wiem. To znaczy, chciałam powiedzieć, przybranej matce.
– Jak znam Dahla, to on inkasował wszystko – rzekł Erling cierpko. – Żądał przecież ode mnie wysokiej sumy za zgodę na małżeństwo z Carlą!
– Naprawdę? – zawołała Tiril. – A ja myślałam, że to panna musi mieć posag, kiedy wychodzi za mąż.
– Bo tak właśnie jest, ale konsul uważał, że Carla jest warta bardzo wiele. Teraz wiemy, dlaczego.
Móri siedział nieco z boku. To człowiek z krainy cieni, pomyślała Tiril. Teraz z ożywieniem zareagował na słowa Erlinga:
– Zatem uważacie, panie, że konsul był zbyt zachłanny, jeśli chodzi o Tiril? Że dlatego jej prawdziwa matka chciała nareszcie zrobić porządek z tym… powiedzmy, wymuszaniem?
– Właśnie.
– I że chciała za jednym razem pozbyć się obojga?
– Tak.
Tiril poczuła się okropnie, porzucona i niechciana.
– Ale to się nie zgadza – zwrócił się Móri do Erlinga.
– Bo po pierwsze, przybrana matka Tiril wie to samo, co konsul. A po drugie, rodzona matka płaciła za Tiril przez te wszystkie lata. Dlaczego miałoby się to zmienić akurat teraz?
– No właśnie, masz rację! – zawołała Tiril. – Bo ja pamiętam, co powiedział ten człowiek, któremu konsul był winien pieniądze: „Niech pan nie zapomina o warunkach, konsulu Dahl!” A Dahl odpowiedział ponuro: „Nigdy o tym nie zapomnę”. Tak to mniej więcej brzmiało.
– Aha. No to rozumiem – mówił Erling jakby sam do siebie. – To musi oznaczać, że matka Tiril postawiła warunek: „Będę płacić dopóty, dopóki Tiril żyje. W razie jej śmierci ani grosza więcej!” Powinniśmy byli o tym pomyśleć, kiedy podejrzewaliśmy Dahla o próbę zamordowania Tiril. Nikt by przecież nie zarzynał kury znoszącej złote jajka.
– Uff, nie musisz nazywać mnie kurą – mruknęła Tiril. – Obrażasz kurczęta.
– Ale Móri też ma rację – stwierdził Erling. – Człowiek, zwłaszcza matka, nie płaci słono za wychowanie swego dziecka przez wiele lat, żeby w końcu wynająć płatnych zabójców i zgładzić to dziecko. Tiril, czy konsul w ostatnich czasach się w widoczny sposób nie wzbogacił?
Zastanawiała się przez chwilę.
– Tak, rzeczywiście! Nieoczekiwanie stać go było na spłacenie długu.
Читать дальше