– Naprawdę? A co to za dług? Skąd się wziął?
– Myślę, że to rezultat życia ponad stan – odparła Tiril. – Nie mam co do tego wątpliwości. Ten gruby, który do nas przychodził, miał wygląd lichwiarza. Pożyczał konsulowi pieniądze i potem wysysał z niego krew, żądając niewiarygodnych procentów. Więc to takie proste?
– Tak jest. – Móri skinął głową. – Załóżmy jednak, że był on zbyt zachłanny i ktoś, może matka Tiril, chciał się go pozbyć. Ale ten ktoś nie miałby powodu mordować Tiril!
– Rzeczywiście – przyznał Erling. – Masz rację.
Tiril ogarnęło uczucie wdzięczności.
– Dlatego – ciągnął dalej Erling – właśnie dlatego musimy się dowiedzieć, kim jest prawdziwa matka Tiril. Myślę, że w ten sposób dojdziemy do rozwiązania zagadki.
– A może… – zastanawiała się głośno Tiril.
– Tak?
– Nie, nic.
– Owszem, powiedz, co masz na myśli!
Dziewczyna skrzywiła się.
– Nie, to głupie z mojej strony. A zresztą, dobrze. Myślałam, że być może rozwiązanie jest znacznie prostsze. Że moja przybrana matka dowiedziała się o tym, iż on nas atakował, Carlę i mnie, i w gniewie straciła panowanie.
Mężczyźni popatrzyli po sobie. Potem odezwał się Móri, i starszy, i bardziej doświadczony z nich:
– Pomysł sam w sobie jest słuszny. Tylko że to morderstwo nie zostało popełnione w gniewie. Kobieta w takiej sytuacji rzuciłaby się na niego z pięściami, drapałaby po twarzy, rzucała w niego jakimiś przypadkowymi przedmiotami, tłukła po głowie pogrzebaczem albo coś w tym rodzaju. Albo, gdyby miała pod ręką nóż, dźgałaby gdzie popadnie. Nie podrzynałaby gardła w taki sposób, jak pan Erling opisał. Tylko jedno precyzyjne cięcie, dokonane z pewnością na zimno, a poza tym żadnych śladów walki, niczego.
– Rozumiem – mruknęła Tiril Wciąż nie mogła się otrząsnąć z okropnego wrażenia, nieustannie widziała konsula z poderżniętym gardłem. Mimo obrzydzenia, jakie do niego żywiła, ze współczuciem myślała o jego tragicznym końcu.
Erling znowu coś powiedział i Tiril podskoczyła na swoim miejscu.
– Co? Co ty mówisz?
– Powiedziałem, że musimy odwiedzić kowalową. Tylko przy jej pomocy możemy dowiedzieć się czegoś o twoim pochodzeniu, ona jedna cokolwiek o tym wie. I o tej znajomej przyjaciela czy też przyjaciółce znajomego wujka babki, która była szwagierką jej siostry albo odwrotnie.
Nawet Móri musiał się uśmiechnąć.
W tym momencie, kiedy zobaczyła jego delikatny uśmiech na ukrytej w cieniu twarzy, Tiril poczuła, że przenika ją jakiś nie znany dotychczas prąd. Jakby Móri stał się nagle kimś innym, niezwykłe pociągającą, a zarazem bardzo niebezpieczną istotą. Głęboko odetchnęła i spojrzała na Erlinga.
On jednak niczego niezwykłego nie zauważył, pochłonięty dociekaniem prawdy.
Tiril potrzebowała czasu, by dojść do siebie. Odczuwała jakieś dziwne mrowienie w całym ciele, ogarnęło ją nagłe pragnienie, by podejść i przytulić się do Móriego. Kręciło jej się w głowie, nie była w stanie zebrać myśli.
W końcu zdołała się jakoś opanować. Obaj mężczyźni rozmawiali z ożywieniem, a ona starała się zorientować, o czym mówią.
I nieoczekiwanie dla samej siebie zadała bardzo ważne dla całej sprawy pytanie:
– A czy moja przybrana matka niczego nie wie? Przecież powinna.
Obaj patrzyli na Tiril z uwagą. Widocznie okazałam się inteligentna, pomyślała i z dumą wykrzyknęła:
– Tak, bo przecież to ona pierwsza wzięła mnie od tej nieznajomej kobiety, więc powinna wiedzieć…
Erling zerwał się z miejsca.
– Dobry Boże, siedzimy tu i tracimy czas, a tymczasem…
– Co takiego?
– No właśnie, twoja przybrana matka. Jest tak samo zamieszana w tę historię, jak ty i konsul!
Móri pojął więcej niż Tiril.
– To znaczy, że jej też może grozić niebezpieczeństwo?
– Oczywiście! Na pewno zawsze wiedziała, skąd pochodziły pieniądze na wychowanie Tiril. W takim razie ten ktoś będzie chciał uciszyć również ją.
Przybyli za późno. Pani Dahl leżała tak, jakby spała.
Była jednak martwa.
– Kto wchodził do jej pokoju? – zapytał wójt, kiedy do- niesiono mu o kolejnym śmiertelnym przypadku. Był to napuszony mężczyzna w czarnym ubraniu, do którego nosił śnieżnobiały kołnierzyk i równie białe mankiety.
Pokojówka pochlipywała i przysięgała, że jest niewinna.
– Ja pomagałam się pani położyć, ale…
– Nie trzeba oskarżać tej dziewczyny – rzekła Tiril pospiesznie. – Tu musiał przyjść ktoś z zewnątrz.
– Nigdy w to nie uwierzę – odparł wójt ostro.
– Powinien pan wierzyć – wtrącił Erling, co wójt przyjął z wyraźnym szacunkiem. – A może lekarz podał za silny środek nasenny?
– Lekarz jest z pewnością poza wszelkim podejrzeniem.
– Cóż, no to będzie pan musiał ustalić, kto niepowołany wchodził do domu, i tym sposobem znajdzie pan winowajcę!
– Ale jak ona zmarła? Co było przyczyną śmierci? – pytała Tiril z płaczem.
Zdawało się, że jakieś przekleństwo zawisło nad tym domem i rodziną. Móri wyszedł i Tiril odczuwała jego brak, na szczęście Erling był przy niej.
– Uważamy, że matka panienki została uduszona poduszką – wyjaśnił wójt. – Istnieją ślady świadczące o dramatycznej walce z napastnikiem.
– Och, nie! – jęknęła Tiril. – Taka powolna śmierć! I w jakim przerażeniu!
– Tak.
– Nie zasłużyła sobie na to – szlochała Tiril zrozpaczona. – Nie była to osoba najmądrzejsza na świecie. Ani najbardziej wyrozumiała. Ale była niczym motyl rozprostowujący skrzydełka w blasku słońca. Tylko to ją cieszyło. Nie rozumiała nic a nic. Nie patrzyła dalej niż koniec własnego nosa i nigdy nie była dla nas, córek, oparciem, ale nie miała w sobie zła. A to małżeństwo musiało być dla niej piekłem. Jeśli kogoś należałoby oskarżać, to jej męża.
– Ojca panienki?
– Jej męża, konsula Dahla.
Wójt spojrzał na nią surowo.
– To chyba na jedno wychodzi?
Tiril nie miała ochoty odpowiadać, na szczęście Erling uczynił to za nią:
– Nie, nie na jedno. I naszym zdaniem to jest właśnie dla sprawy najważniejsze.
– Panie Müller, żywię wielki szacunek dla pana i dla pańskiego ojca. (Pewnie za te pieniądze, które od nich dostajesz, pomyślała Tiril). Ale mówi pan zagadkami…
Erling był już gotów wprowadzić wójta we wszystko, co z Tiril i Mórim zdołali ustalić na temat śmierci konsula, gdy do pokoju wszedł pastor.
– Ach, drodzy przyjaciele! – biadolił. – Taka tragedia! I to konsul Dahl, który tak niedawno mnie odwiedził, użalał się i szukał pociechy, bo, jak mówił, prześladowała go jakaś siła nieczysta! Trudno mi było uwierzyć w czary, ale okazuje się, że złe moce ruszyły do ataku nie na żarty. Czyżby to oznaczało, że znowu mamy czarownice w naszym starym Bergen?
– Złe moce? Czary? – pytał wójt.
Erling i Tiril spoglądali po sobie, po czym Erling ujął dziewczynę za ramię i wyprowadził ją z pokoju. Nikt nie zauważył, że opuścili dom.
– A zatem możemy uważać, że polowanie na Móriego się zaczęło – szepnęła Tiril. – Musimy go ostrzec niezależnie od tego, że oni mówią o czarownicach, a nie o czarnoksiężnikach.
Oczy Erlinga pociemniały.
– Otóż i to słowo, Tiril! Właśnie się zastanawiałem, jak należałoby nazywać mężczyznę, zajmującego się czarami. Oczywiście, czarnoksiężnik! A nasz znajomy jest mistrzem w swoim fachu, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
Читать дальше