Dopiero pewnej nocy obudził ją ból głowy iście nie z tego świata. Kark miała zesztywniały i kiedy się poruszyła, odniosła wrażenie, że w plecy wbijają jej się noże.
Boże, pomyślała. Boże!
Ukradkiem przyjrzała się nadgarstkom i klatce piersiowej. Nic. Skronie? Pomacała. I tam żadnego znaku.
Nic nie powiem, pomyślała. Będę udawać, że nic się nie zdarzyło.
Ale oczywiście natychmiast zadzwoniła po nocną pielęgniarkę.
Siostra zaraz stanęła w drzwiach.
W ustach Vinnie miała całkiem sucho. Trudno jej było wydobyć słowa.
– Bardzo chciałabym porozmawiać z Rikardem Brinkiem. Z policji.
– To niemożliwe, on jest izolowany.
– Co takiego?
– Jest w tym samym budynku, tyle że na innym oddziale.
– Rikard? Zaraził się?
– Tego nie wiemy. Ale płynął łodzią razem z Agnes Johansen do Halden. Wszyscy, którzy byli w łodzi, zostali zamknięci.
Och, Rikard? To dlatego nie przychodził. Wiadomość przyniosła jej ulgę. Ale jeśli zachoruje…
Nie, to nie może się zdarzyć, nie on!
Spokojnie opadła na poduszkę i przymknęła oczy.
– Siostro, zauważyłam objawy choroby.
Pielęgniarka tylko pokiwała głową.
– Spodziewaliśmy się tego. Zaraz sprowadzę doktora.
Vinnie została sama.
A więc moje życie dobiega końca, pomyślała i nie mogła powstrzymać łez płynących po policzkach. Nie było to życie, którym można by się przechwalać, ale widziałam promyki nadziei. Jakiś człowiek o mnie myślał. Wydaje mi się nawet, że za bardzo polubiłam Rikarda Brinka.
Może więc tak będzie najlepiej, bo przecież i tak nigdy bym go nie dostała. Nie ja, Vinnie, takie zero!
A jednak… pewnie jestem głupia, ale, Boże, nie chcę umierać!
Także i pastor Prunck nie chciał przyznać się do swego stanu. Lekki ból w krzyżu? Phi, a co w tym dziwnego, skoro szpitalne materace są takie niewygodne! I oczywiście było mu gorąco, jakby miał podwyższoną temperaturę, ale przecież na oddziale jest tak ciepło i duszno, że nie ma czym oddychać?
Przecież Pan nad nim czuwa, niemożliwe więc, by zachorował. Wszyscy inni mogli umrzeć, ale nie on, który w każdej chwili mógł rozmawiać z Bogiem i otrzymywać odeń odpowiedź. (I to taką, jakiej najbardziej sobie życzył.) Och, przestań już mówić mi o ospie, myślał sobie, Nigdy nie byłem szczepiony, albowiem wierzę. Bóg zadaje cios tylko niewiernym, głupcom, którzy odwracają się od niego i idą po poradę do lekarza. Nie moją winą jest, Panie, że leżę teraz w szpitalu, Ty o tym wiesz. Ja jestem bez skazy, zostałem wybrany przez Ciebie, od zawsze o tym wiedziałem. Oceniłeś, które z Twoich stworzeń jest najbardziej Ciebie godne, i wybrałeś mnie, dlaczego więc oni wyobrażają sobie, że mogę zachorować na ospę? To śmieszne!
Bóle krzyża przybrały na sile. Stały się nie do wytrzymania, wprost piekielne. Doprawdy, strasznie marne mają tu łóżka. Ależ nie, siostro, nie mam gorączki! Powiedziałem już, że nie mam gorączki, proszę więc zabrać ten głupi termometr! O, nie, proszę nie sprowadzać doktora, czy pani naprawdę nie widzi, że jestem zdrowy? Mówiłem już, że ktoś taki jak ja nigdy nie zachoruje! Dlaczego? Nie, tego pani nie powiem. I tak by pani tego nie zrozumiała, to zbyt trudne, by zwykły człowiek mógł to pojąć. Proszę pamiętać, kim jestem, siostro! Nie, powtarzam, nie chcę tego termometru, to narzędzie szatana! Proszę mnie zostawić, nie zgadzam się, protestuję, nie wolno sobie na tyle pozwalać! Wyjdźcie stąd, wszyscy. Wszyscy! Pomocy!
Ku ogólnemu zdumieniu i uldze Vinnie bardzo prędko doszła do siebie. Jedynymi symptomami, jakie u niej wystąpiły, była gorączka oraz silny ból głowy i krzyża. Już po paru dniach odzyskała dobrą formę.
Bez wątpienia choroba jej nie ominęła, ale w istocie miała bardzo lekki przebieg.
– Tak, panno Dahlen – orzekł lekarz, który ze zmęczenia przypominał swój własny cień. – W zasadzie może się pani uważać za całkiem odporną na wirus ospy, nie jest też pani nosicielem zarazków. Za parę dni będzie pani mogła już wrócić do domu, potrzebne nam pani łóżko, jak pani zapewne wie – dodał niemal przepraszając.
W podświadomości Vinnie kołatała się niejasna myśl o cierpiącym Rikardzie.
– Ja… słyszałam, że… brakuje wam pielęgniarek i innego personelu tu, na oddziale izolacyjnym – wyjąkała zawstydzona. – Pomyślałam więc… Może mogłabym trochę pomóc? W najprostszych sprawach? Na przykład sprzątać. Chodzić na posyłki. I tak dalej – zakłopotana zakończyła niejasno.
Lekarz popatrzył na nią uważnie, oceniając jako człowieka. Zrozumiał jej zagubienie.
– Pani prośba spada nam jak manna z nieba, panno Dahlen. Niełatwo jest znaleźć kogoś do pomocy. Ludzie unikają tego miejsca, jakby było zadżumione. Porozmawiam z dyrektorem.
W ten oto sposób kilka dni później Vinnie dostała pierwszą w swym życiu pracę. Potraktowała to jako wyzwanie. Przydzielono jej proste prace pomocnicze, lecz należało przestrzegać surowych zasad. Nie wolno jej było opuszczać oddziału i musiała pamiętać, by za każdym razem, gdy stykała się z którymś z chorych, wrzucać biały kitel do prania. Dotykać czegokolwiek mogła jedynie w cienkich gumowych rękawiczkach, które po użyciu wędrowały do kosza. Musiała się myć, myć i jeszcze raz myć, aż dłonie zrobiły się białe i pomarszczone.
W dodatku przydzielono jej pad opiekę najciężej chorych pacjentów. Z ich separatek na oddział, na którym umieszczono osoby będące jedynie pod obserwacją, nie wolno jej było przechodzić.
Nie mogła więc zobaczyć się z Rikardem.
Wiedziała, że młody policjant musi odbyć dwutygodniową kwarantannę, tak jak wcześniej ona. Ale z wyznaczonego czasu upłynęło już przecież kilka dni.
Była rozczarowana tym, że nie może spotykać się z Rikardem, ale mimo to z dużym zapałem i poczuciem odpowiedzialności wykonywała przydzielone jej prace.
Jednym z pierwszych zadań było przyniesienie świeżej wody ciotce Kammie.
Zebrała się w sobie i nastawiła odpowiednio, by znieść jadowity sarkazm, z którym, jak wiedziała, przywita ją ciotka.
W drzwiach jednak zatrzymała się z okrzykiem przerażenia.
Kamma Dahlen cała była w pęcherzach. Każdy widoczny fragment skóry, twarz, szyja, ramiona i dłonie pokryte były ohydną wysypką. Pęcherze i grudki na palcach były tak gęste i duże, że chora nie mogła zamknąć dłoni. Zajęte miała wargi, uszy i powieki, a nawet same gałki oczne. Ciotka Kamma była jedną wielką raną, krostowatą grudą, pęcherzem, z którego sączyła się surowica.
– Ach, mój Boże – jęknęła Vinnie ze współczuciem. Na widok ciotki zrobiło jej się słabo.
Kobieta w łóżku powoli zwróciła ku niej przekrwione oczy. Kamma nie mogła już mówić, nic też nie widziała. Vinnie zorientowała się po tym, że wzrok ciotki nie spoczął na niej. Biedne, straszne oczy przemawiały jednak aż nader wyraźnym językiem. Bił z nich bunt i gniew. Mówiły: „To twoja wina, Lavinio! To ty ściągnęłaś zarazę do domu!”
– Wybacz mi – powiedziała Vinnie odruchowo. – Błagam, wybacz. Ciociu, co mogę dla ciebie zrobić? Powiedz tylko, zrobię wszystko!
Z oczu posypały się błyskawice. „Odejdź, nie chcę, żebyś tu była”.
– Czy mam posłać po Hansa-Magnusa? – spytała Vinnie bez zastanowienia.
W oczach Kammy pojawiła się panika.
– Ach, oczywiście, że nie, głupia jestem – mruknęła Vinnie swym dawnym uległym tonem, którego Rikard tak bardzo chciał ją oduczyć. – Ale może mam mu coś przekazać?
Читать дальше