– Być traktowanym jak człowiek! Nie macie prawa zamykać mnie tu i odmawiać czegoś tak normalnego jak zwykły papieros. Nie przywykłem do tak nędznego standardu, rozumie pan!
Rikard zapytał spokojnie, z troską:
– Pan przywykł pewnie wypijać kieliszek albo dwa do jedzenia? I fikołka przed snem?
– Może i tak!
– Na cóż, życie artysty przynosi niestety wiele pokus. Pańskiej wątrobie na pewno dobrze zrobi parotygodniowy odpoczynek.
Herbert pokraśniał na twarzy.
– Pan jest taki sam jak lekarze! Wydaje się wam, że pozjadaliście wszystkie rozumy!
Obrócił się na pięcie i odszedł.
Gun Sommer zawołała zduszanym głosem:
– Panie konstablu, kiedy się dowiemy?
– Kiedy upłynie okres wylęgania. To już niedługo, kilka dni przecież minęło.
Gun znów uderzyła w płacz.
– Na cóż, panno Dahlen – zwrócił się Rikard do Vinnie. – Może przejdziemy do pani pokoju.
Vinnie szła za nim, jakby miała wstąpić na szafot.
Usiedli w niedużym, ciasnym pokoiku.
Rikard głęboko zaczerpnął powietrza i na wydechu oznajmił:
– Ponieważ nie chce pani powiedzieć, gdzie przebywa ciotka, dla jej dobra sami podjęliśmy poszukiwania.
– Och, nie! – jęknęła Vinnie. – Ona się na mnie rozgniewa! Strasznie! Och, nie macie pojęcia, jaka ona potrafi być!
Rikard przyglądał się jej badawczo.
– Jeśli pani sobie tego nie życzy, nie będzie pani musiała mieszkać z nią w jednym pokoju.
Odniósł wrażenie, jakby z ramion dziewczyny spadł wielki ciężar, jakby przestała się czuć odpowiedzialna za wszystkie nieszczęścia świata.
– Naprawdę? Naprawdę mogę tego uniknąć?
– Oczywiście! Nie jesteśmy przecież… Ależ, moja droga!
Virmie wybuchnęła płaczem, rozszlochała się tak bardzo, że Rikard się przeraził.
– Moja droga! – powiedział zdziwiony. – Wygląda na to, że nie czuje pani strachu przed ospą, natomiast ciotki śmiertelnie się pani boi!
Vinnie nie zdołała odpowiedzieć, dalej rozpaczliwie płakała.
– Naprawdę bardzo mi przykro – powiedział ze współczuciem. – Potrzebuje pani chyba ramienia, na którym mogłaby się porządnie wypłakać, ale w okresie kwarantanny nie wolno mi się da pani zbliżyć, ponieważ jako jedyny mogę się zająć dochodzeniem. Byłem nie tak dawno szczepiony.
– Ach, oni odrzucą ciotkę Dammę, a ona nigdy mi tego nie wybaczy! Nigdy! O, wolałabym umrzeć, boję się dalej żyć!
– Cicho, cicho, pani jest jeszcze młoda, przed panią całe życie, nie wolno tak myśleć!
Mój ty świecie, jak to niezgrabnie brzmi, same wyświechtane frazesy! Rikard postanowił nadać swoim słowom bardziej osobisty ton:
– Proszę teraz trochę odpocząć, a później znów porozmawiamy o tej starszej damie z przystani.
– Ale ja nie mam już nic więcej do powiedzenia.
– Musimy teraz pomówić o szczegółach, bo, niestety, nie natrafiliśmy nawet na najdrobniejszy ślad.
Tak bardzo chciał pocieszyć tę prościutką dziewczynę, ale jedyne, co potrafił jej ofiarować, to wytarte słowa, których ona i tak zdawała się nie słyszeć.
Nagle coś mu się przypomniało:
– Pani wyraziła się, że oni odrzucą pani ciotkę? Kogo miała pani na myśli?
Vinnie tylko energicznie potrząsnęła głową i Rikard zrozumiawszy, że dziewczyna nie chce lub nie może odpowiedzieć, wstał.
– No cóż, teraz musi nam pani udzielić bardzo konkretnej pomocy. Byliśmy w Bakkeggrden, dzwoniliśmy do drzwi, ale nikogo nie ma. Musimy dostać się da środka i jak najprędzej zdezynfekować dom. Bardzo proszę, by dała nam pani swoje klucze i dokładnie opisała, w których pomieszczeniach przebywała w ciągu ostatniej godziny spędzonej w domu. Cieszyłbym się także, gdyby przypomniała pani sobie, co robiła i dokąd chodziła pani ciotka, czego obie dotykałyście i wszystkie podobne szczegóły.
Vinnie skinęła głową i zdusiła łkanie. Z zaczerwienionymi od płaczu oczyma, z błyszczącym nosem zaczęła opowiadać, starając się zrelacjonować wszystko możliwie najdokładniej. Bardzo poważnie potraktowała swoje zadanie. Rikard był w pełni usatysfakcjonowany wyjaśnieniami Vinnie i nie omieszkał jej o tym powiedzieć. Sądząc po wyrazie jej twarzy, po raz pierwszy w życiu spotkała ją za coś pochwała. Znów ogarnęła go ochota, by wyciągnąć rękę i pogładzić ją po policzku, okazać zrozumienie. Nie wolno mu jednak było tego robić. Szkoda, bo ta kobieta naprawdę potrzebowała choćby odrobiny życzliwości.
Ufnie przekazała mu klucze, będące w depozycie u siostry przełożonej, i Rikard opuścił jej pokój. Poprosił pielęgniarkę, by miała oko na dziewczynę, depresja taka jak u niej mogła okazać się niebezpieczna.
Rikard zabrał ze sobą dwóch mężczyzn ze służb medycznych, którzy przez cały czas zajmowali się dezynfekcją rozmaitych miejsc. W poczuciu, że naruszają czyjąś prywatność, wkroczyli do opustoszałego Bakkegarden.
Rikard ruszył przodem, wskazując punkty krytyczne, którymi należało zająć się ze szczególną starannością, W oczekiwaniu aż pracownicy uporają się z robotą, przeszedł do salonu.
A więc tak mieszkała ta młoda kobieta, której wiek trudno określić. Była taka anonimowa, jakby starała się zatrzeć po sobie wszelki ślad, bez czasu, bez wieku, bez jakiegokolwiek szczególnego znaku.
Nawet tu, w pokoju, który określała jako swój, także nie było żadnych śladów jej obecności. Spostrzegł natomiast bardzo wyraźne wpływy dominującego, skrajnie konwencjonalnego smaku ciotki, poglądów pani Dahlen na to, jak powinien wyglądać dom ludzi z wyższych sfer. Był on zupełnie inny od gustu Rikarda. W myślach porównywał wnętrze z przytulną Lipową Aleją.
Rozmyślania przerwał mu mężczyzna, który przyszedł z hallu, niosąc w ręku złożony papier.
– Znalazłem to na podłodze w garderobie, w rogu. Nie byłem pewien, czy panna Dahlen tego dotykała, dlatego na to zerknąłem. Wydało mi się dość tajemnicze i uznałem, że chyba powinna na to popatrzeć policja.
Rikard wziął od niego list, który Kamma napisała do swego syna. Hans-Magnus najprawdopodobniej zgubił go, gdy z cywilnego ubrania przebierał się w mundur.
Z początku treść listu wydała się Rikardowi bezładną plątaniną zdań, wkrótce jednak zaczęła nabierać znaczenia. Udajemy się więc do cudownej Świątyni pastora Pruncka – napisano – i zabieramy ze sobą małego Blancheflora. Ale pies się przecież odnalazł. No cóż, przynajmniej wie choć odrobinę więcej o miejscu pobytu pani Dahlen… Gdy nastąpi Dzień sądu… Jaki Dzień Sądu?
Pojechać do Sarpsborg. Nowy adres Lavinii. Stara szyfoniera. Zniszczyć kopertę. Niegroźni świadkowie. Lavinia ma nie płacić pastorowi Prunckowi trybutu?
Co to, na miłość boską…?
– Skończyliście już z tym telefonem?
– Tak, tak.
Rikard zadzwonił do szpitala i poprosił o podanie nowego adresu Lavinii Dahlen. Pozostawił dom pod opieką dwóch pracowników służb sanitarnych i pobiegł do samochodu, by wyruszyć w drogę do Sarpsborg.
Wydawało mu się, że zna ją już na pamięć.
Rikard przybył we właściwym momencie.
Gospodyni popatrzyła na niego zdumiona.
– Ale w pokoju panny Dahlen jest już jeden pan! Jej kuzyn. Panna Dahlen jednak jeszcze nie przyjechała, a miała tu być już dawno temu. Bardzo cenię sobie punktualność…
– Panna Dahlen jest chora.
– Ach, tak! No cóż, nie mogę trzymać dla niej pokoju w nieskończoność, inni chętnie go wynajmą.
– Jestem z policji. Czy mogę obejrzeć ten pokój?
– Policja? W moim domu? Co…
Читать дальше