Ewa Białołęcka - Tkacz Iluzji

Здесь есть возможность читать онлайн «Ewa Białołęcka - Tkacz Iluzji» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tkacz Iluzji: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tkacz Iluzji»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jest samotny, nie słyszy i nie mówi, ale jest za to obdarzony zdolnościami po stokroć potężniejszymi: potrafi tworzyć materialne iluzje. Siłą woli może wyczarować jabłko, ptaki, groźne potwory i… samego siebie. Jego jedyny przyjaciel to smok, razem zgłębiają tajemnice świata wykreowanego przez Pierwszą Damę polskiej fantastyki, Ewę Białołęcką.
Za opowiadanie "Tkacz iluzji", na kanwie którego powstała niniejsza opowieść, autorka dostała prestiżową nagrodę im. Janusza A. Zajdla i przebojem wdarła się do polskiej literatury.

Tkacz Iluzji — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tkacz Iluzji», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
***

Patrol zbliżał się. Widzieliśmy nad wierzchołkami zarośli końce włóczni. Strażnicy szli powoli, lecz maszty oczekiwanego statku, który nadpływał z drugiej strony, poruszały się równie wolno.

Na twarz Kamyka wypłynął wyraz wściekłej determinacji. Chwycił swój miecz i, pochylony, dał nura w chaszcze.

– Matko Świata! Czy on ma zamiar walczyć?! – jęknął ktoś, chyba Diament.

– Dlaczego nie? – warknął Stalowy i wyciągnął nóż zza cholewki.

– Czekajcie, jak długo możecie – powiedziałem do niego. – Jak tamci się zbliżą, niech Myszka spróbuje was przerzucić.

– W ciemno? – spytał Myszka niepewnie.

– Poradzisz sobie – odpowiedziałem głosem tak pewnym, na jaki tylko potrafiłem się zdobyć. A potem pobiegłem w ślad za Kamykiem, w stronę, z której zaczęty właśnie dobiegać niewyraźne głosy i szczęk metalu o metal.

Nie jestem bardzo odważny. Daleko mi było do tej szaleńczej śmiałości naszego dowódcy, który rzucił się w pojedynkę na uzbrojonych żołnierzy. Ostatnie kroki przebyłem na kolanach, pełznąc między kępami dzikich wiśni i błyszczyka. Rozgarnąłem ostrożnie gałęzie i zobaczyłem, jak Kamyk bije się z pięcioma strażnikami naraz. Zupełnie dobrze sobie radził, nawet jeśli wiedziało się, że tamci mężczyźni walczą poniżej swoich możliwości, chcąc wziąć go żywcem. Nie myślałem, że potrafi poruszać się tak szybko. Blokował kolejne uderzenia, uskakiwał przed innymi, zadawał własne. Słychać było, jak walczący dyszą z wysiłku. Padały przekleństwa i groźby. Kamyk, otoczony luźnym kręgiem, zwijał się jak demon.

Tak bardzo pragnąłem mu wtedy pomóc, lecz cóż, pozbawiony broni, a do tego nieruchawy jak chrząszcz, mogłem jedynie patrzeć, czając się tchórzliwie wśród zieleni.

Żołnierze, coraz bardziej zagniewani, natarli gwałtowniej i wtedy cios obliczony prawdopodobnie na to, by wytrącić chłopakowi miecz, lub tylko lekko go zranić, trafił w odsłonięte ciało. Klinga strażnika otworzyła straszliwą ranę tuż pod żebrami. Kamyk zachwiał się. Usłyszałem słaby okrzyk bólu, jakby zabrakło mu oddechu. Z twarzą skrzywioną cierpieniem, przyciskając łokieć do zranionego boku, upuścił miecz i padł na zrytą obcasami ziemię.

Nie wrzasnąłem wtedy tylko dlatego, że przerażenie całkiem odebrało mi głos.

Mężczyźni stłoczyli się nad Kamykiem.

– Coś ty zrobił!? Zabiłeś chłopaka! – usłyszałem głos któregoś z nich. – Głupcze! Cholera, nie przyszliśmy tu, by mordować dzieciaki!

– Może jeszcze żyje?…

– Jakby żył, to by jeszcze dychał, świński zadzie! Powieszą nas wszystkich!

Wtłoczyłem pięść do ust. Łzy błyskawicznie wezbrały we mnie i przelały się potokiem. Kuliłem się w tych krzakach, dusząc od tłumionego płaczu. Myślałem, że serce mi pęknie. Dlaczego to musiał być właśnie Kamyk? Dlaczego nie ten cholerny Promień albo ta łajza Diament – przepowiadacz pogody? Żal podsuwał mi myśli niegodne i podłe. Tak bardzo lubiłem tego chłopaka. Od pierwszej chwili, gdy skromnie wsunął się do sali lekcyjnej, nie mając pojęcia, że jest dla nas bohaterem i wzorem. I potem także, gdy dzielił z nami niedole życia pod jarzmem Gladiatora, gdy narażał się dla Myszki, kiedy tłumaczył mi biologię albo grał w piłkę „na śrubie”… Nigdy już nie stanie pośrodku pola, wysoki niczym maszt, przygotowując się do podania dla miotaczy.

Wbijałem zęby w kostki palców, by nie wyć z poczucia krzywdy i straty.

Usłyszałem za to, jak wyje ktoś inny. Męski głos wzniósł się w krzyku pełnym straszliwej skargi. Otarłem czym prędzej oczy. Przez zasłonę liści zobaczyłem, jak strażnicy rozstępują się i cofają pospiesznie, a tuż koło nich szamocą się ze sobą dwaj mężczyźni – w jednym rozpoznałem od razu hajgońskiego Tkacza Iluzji, od tyłu oplatał go ramionami Kowal.

– Idźcie stąd! – usłyszałem gniewny rozkaz Mówcy. -

Zanim ktoś tu jeszcze zginie! Schwytajcie tamtych, i, na wieczny Krąg, bez ofiar!

Odeszli w pośpiechu, chcąc uniknąć zemsty Wiatru Na Szczycie. Mistrz Iluzji padł na kolana przy nieruchomym ciele Kamyka, przyciskając pięści do skroni.

– Bogowie… Rozpłatał go prawie na pół. To był taki zdolny chłopak. Co za potworna strata – rzekł Kowal cicho, stojąc z opuszczoną głową.

– Strata? Tylko tyle? – spytał Wiatr Na Szczycie zdławionym głosem. – Kowal, on był twoim uczniem.

– I tylko uczniem. A kim jeszcze był dla ciebie, skoro tak rozpaczasz?

Wiatr Na Szczycie położył rękę na czole martwego chłopca niespodziewanie czułym gestem.

– Gwiazdą. Gwiazdy się kocha, Kowal. Patrzy na nie. I nigdy nie zdobywa. Dlaczego wy, Lengorchianie, myślicie, że istnieje tylko jedna, właściwa i odpowiednia miłość? Czemu wszystko sprowadzacie do jednego?

Głos mu drżał.

– Idź stąd, Mówco, bo mam zamiar go opłakiwać i chcę być przy tym sam.

Kowal odszedł, podążając śladami straży.

Patrzyłem na tę scenę, poruszony. Jak niewiele w sumie wiedziałem o tym Hajgu i jego uczuciach. Raptem czyjaś dłoń zacisnęła się na mojej twarzy. Wzdrygnąłem się, przestraszony. Spojrzałem w tył i… zamarłem. Za mną klęczał Kamyk! Zacisnąłem na moment powieki, lecz gdy je otwarłem znowu, obraz nie znikał. Mój przyjaciel był obok mnie, jak najbardziej żywy i namacalny. Spojrzałem powtórnie przez gałązki. Wiatr Na Szczycie właśnie nacinał nożem wierzch nadgarstka, klęcząc nad nieruchomym ciałem. Składał ofiarę z krwi.

Drugi Kamyk, ze ściągniętą wysiłkiem, pobladłą twarzą, skinął na mnie ręką, przynaglając. Podążyłem za nim przez zarośla, starając się nie trząść gałęziami. Zrozumiałem wszystko. To była mistrzowska iluzja, nie – nadmistrzowska. Nie było żadnej walki, żadnej śmierci. Straż potykała się z mirażem i miraż zabiła. Co też powie Wiatr Na Szczycie, gdy przekona się, że rozpaczał nad iluzją? Czy będzie wściekły, czując się jak głupiec, czy też złoży podziękowanie Losowi, iż jego „gwiazda” żyje?

Biegliśmy razem w stronę cypelka. Kamyk wciąż miał spojrzenie człowieka, który wszystko widzi podwójnie. Domyślałem się, że nadal podtrzymuje miraż własnego trupa. To dawało nam czas, zatrzymując „błękitnego” wojownika.

„Kamyk, jesteś potworem!” – stwierdziłem z gniewem, ochłonąwszy. – „Myślałem, że zginąłeś! Wiatr Na Szczycie rozpacza po tobie! Nie jesteś wart tych łez!”

Na jego twarzy wciąż malowało się napięcie. To było wręcz niesamowite. Jak on był w stanie kontrolować iluzję z takiej odległości, nie widząc jej i to z takim kunsztem, że oszukał mistrza?

„Wolę być… żywym potworem… niż bardzo martwym człowiekiem… albo uwięziony… albo wychłostany za karę” – odpowiedział, dzieląc uwagę i poświęcając mi jej część.

Dotarliśmy do miejsca, gdzie oczekiwała nas reszta. Ujrzeliśmy straszny obraz, choć oczekiwany w głębi ducha. (Łódź i strażnicy musieli dotrzeć tu prawie równocześnie. Na brzegu leżało pięć ciał w uniformach straży. Trzech wyglądało, jakby beczka prochu wybuchła im w twarze. Czwarty miał przecięte gardło. Z piątego została tylko dolna połowa, odcięta czysto od reszty. Obok skrzyń siedział na ziemi Kowal, a Diament owijał mu szarfą zranioną głowę.

Srebrzanka kuliła się, przyciskając twarz do piersi nieprzytomnego Nocnego Śpiewaka. Bladozielonkawy Wężownik klepał po policzkach zemdlonego Myszkę. Stalowy z ponurą miną wycierał ostrze noża. Na burcie zarytej w piasku łodzi przysiadł Promień. Jedną ręką zakrywał oczy, drugą zwiesił bezsilnie, a Miętówka lizała go po palcach. Dwóch członków załogi rozglądało się ze zgrozą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tkacz Iluzji»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tkacz Iluzji» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tkacz Iluzji»

Обсуждение, отзывы о книге «Tkacz Iluzji» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x