Casor ucieszył powrót gościa, zwłaszcza, że uświadomiła sobie, iż zostawiła ją na mieście bez pieniędzy. Niemal wmusiła teraz Czedi parę startych kart plastikowych z kodami paskowymi. Czedi zdumiała ponownie niezwykła szczodrość „kży”, kompletnie nie dbających o swoją ani cudzą własność. Nie starali się gromadzić pieniędzy, jak bywało na Ziemi w dawnych czasach. Dopiero później zrozumiała, że w krótkim życiu „kży”, zależnym w pełni od woli władców, którzy w każdej chwili mogli pozbawić ich wszystkiego, włącznie z życiem, nie było przyszłości. Nie warto było gromadzić bogactw… Nawet dzieci nie cieszyły ludzi bez przyszłości. Wciąż trwała zaciekła walka między kobietami niechcącymi rodzić a państwem, zakazującym środków antykoncepcyjnych i aborcji. Aby podnieść spadający poziom dzietności, władcy niedawno obdarzyli matki pewnymi przywilejami. Sprawa polegała na tym, że zmniejszenie liczby urodzeń stało się na tyle odczuwalne, iż naprawdę zaniepokoiło władców. Uległość mas jest w końcu opoką oligarchii.
Przyjmując posłusznie pieniądze, Czedi opowiedziała dziewczynie swoje przygody. Tormansjanka bardzo się wystraszyła.
— To niebezpieczne! Obrazić mężczyznę! Nie wiesz jeszcze, jacy są mściwi! Wiem, zazdrościł ci, mężczyźni są bardzo zawistni… tak jak i kobiety — dodała po namyśle.
Czedi nie zrozumiała od razu, czego miałby zazdrościć jej Szotszek, a dopiero jakiś czas później doszła do tego, że właśnie zazdrość o bogactwo, nie materialne akurat, tylko duchowe, wyzwalała nienawiść, tym większą, że taki rodzaj bogactwa był kompletnie nieosiągalny dla ludzi tego typu.
— Nie obraził mnie — sprzeciwiła się Casor.
— To bez znaczenia. Mężczyzn nie obchodzi, co czujemy my, kobiety. Byle tylko ich godność była nienaruszona. Zawsze jesteśmy wszystkiemu winne… Ciekawe, jak jest na Ziemi?
Czedi zaczęła opowiadać o rzeczywistym równouprawnieniu kobiet i mężczyzn w społeczeństwie komunistycznym na Ziemi. O miłości, oddzielonej i niezależnej od wszystkich innych spraw, o macierzyństwie, pełnym dumy i szczęścia, gdy każda matka rodzi dziecko nie dla siebie i nie jako zapłatę za chwile rozkoszy, lecz jako drogocenny dar dla całej społeczności. Bardzo dawno, w ERŚ, gdy tworzyły się zalążki świata komunistycznego, zwolennicy kapitalizmu szydzili ze swobody zawierania małżeństw i powszechnej edukacji potomków, nie przypuszczając, jak ważne jest to dla przyszłości i nie rozumiejąc, na jak wysokim poziomie powinno się rozpatrywać takie sprawy.
Casor słuchała jak zauroczona i Czedi bardzo się to podobało. Tormansjanka w codziennym ubraniu wyglądała jak chłopak. Szeroki pas podtrzymujący spodnie z grubego sukna, leżał krzywo na wąskich biodrach, pod nim zaś wciśnięty był dolny skraj błękitnej koszuli z głębokim wcięciem rozchylonego kołnierza i podwiniętymi rękawami. Rozchylone, pełne wargi sygnalizowały absolutną uwagę. Oparła się o nadproże drzwi, wyginając cienką talię i składając ręce.
W porywie nagłego uczucia (nie starała się z nim walczyć ani go zrozumieć) Czedi objęła Casor, gładząc z macierzyńską czułością jej włosy i policzki. Tormansjanka drżała, przytulona do Czedi, ta zaś powiedziała parę miłych słów w nieznanej ziemskiej mowie. Dziewczyna wsparła rozpalone czoło na piersi Ziemianki, jak na łonie matki, chociaż różnica wieku między nimi była niewielka.
Stały objęte, dopóki nie zapadł ulotny zmierzch Jan-Jah. W pokoju od razu nastała ciemność, bo oświetlenie ulicy było nadzwyczaj skąpe. Casor odskoczyła od Czedi, zapaliła światło i zawstydziła się. Skrywając zmieszanie, zaczęła śpiewać i Czedi zaskoczyła smutna melodyjność jej pieśni, całkiem niepodobnej do tych, jakie słyszała na ulicach, czy w przybytkach rozrywki, z ich ciężkimi rytmami, ostrymi dysonansami i krzykliwym wykonaniem. Casor wyjaśniła, że dostojnicy potępiają melancholijne pieśni młodzieży, uznając bezpodstawnie, że obniżają i tak niski poziom życia. Dawne pieśni, ulubione przez starszych „dży”, przywołujące nostalgię za dawnymi czasami, także brzmią smutno. Dlatego z rozporządzenia władców wszech planetarne audycje zawierają tylko radosne, pochwalne i tym samym niewiele warte piosenki. Czedi zrozumiała teraz, dlaczego Tormansjanie tak mało śpiewają. Jej samej wciąż chciało się śpiewać, lecz na ulicy obawiała się przyciągnąć uwagę tłumu, a w domu sąsiadów. Uświadomiła sobie, jak ludzie Jan-Jah wstydzą się okazywać czułość, miłość i szacunek, pozwalając, by zamiast tego pleniły się drwiny, wyzwiska, nawet bójki. Doszła do wniosku, że Casor powinna koniecznie zobaczyć innych Ziemian. Tego wieczoru miała się skontaktować z Rodis przez SDG.
Przeszły do pokoiku Czedi, nie zapalając światła, starannie zasłoniły okno i dopiero wtedy wyciągnęły spod łóżka srebrno-niebieskiego SDG. Po naciśnięciu dysku na bransolecie, dziewięcionóg włączył sygnał i bucząc wyprostował łapki. Casor lekko się wystraszyła, biorąc go za żywe stworzenie.
Kiedy promień ściągający ustawił się na właściwe współrzędne, okazało się, że Faj Rodis nie ma na miejscu. Zdenerwowana Czedi nie od razu zauważyła nieme sygnały biegnące po ścianie, na której zogniskowała SDG. W końcu dostrzegła łańcuch krążków i zrozumiała, że Rodis opuściła Ogrody Coama, zostawiając tam maleńki indykator, reagujący na promień SDG.
Zaniepokojona spróbowała wezwać Ewizę i Wira Norina. Dopiero po godzinie wreszcie pojawiła się na ekranie Ewiza, ubrana wieczorowo w mocno wydekoltowaną, opiętą suknię. Tkanina barwy ametystowej uwydatniała jej topazowe, szeroko rozstawione oczy i pąsowe wargi.
Tanet uspokoiła Czedi. Faj opuściła Ogrody Coama, by zamieszkać w starej Świątyni Czasu, znajdującej się w górnej części miasta i zamienionej w archiwum starych ksiąg. Ewiza mieszkała w pobliżu Głównego Szpitala i mogła bez problemu kontaktować się z Rodis. Czedi umówiła się z nią na spotkanie za cztery dni, kiedy zakończy się międzymiastowa konferencja lekarzy.
— Przyjdź z samego rana, Czedi — zaproponowała Ewiza. — Zjemy w szpitalnej stołówce. A w ogóle gdzie jadasz?
— Tam, gdzie dopadnie mnie głód podczas moich wędrówek po mieście, w pierwszej napotkanej jadłodajni.
— Najlepiej wybrać stałą jadłodajnię, tam gdzie najlepiej karmią.
— Wszędzie jest tak samo źle. „Kży” nie lubią pracować w stołówkach. Casor mówiła, że oni, jak to się nazywa… kradną. Biorą sobie to, co najlepsze.
— Dlaczego?
— Żeby zjeść samemu, dać rodzinie, zamienić na karty… pieniądze. Dlatego jedzenie jest niesmaczne!
— Wydaje mi się, że twoja przyjaciółka nie ma racji. Wiek Głodu tak przeraził Tormansjan, że starają się wytworzyć jak najwięcej pożywienia z każdego produktu, dodając różne niejadalne paskudztwa. Zanieczyszczają w ten sposób naturalne mleko, tłuszcze, pieczywo, a nawet wodę. Rzeczywiście, takie pożywienie nie może być smaczne, a czasami jest wręcz ohydne. Stąd biorą się liczne schorzenia wątroby i jelit.
— To dlatego woda jest tu taka niesmaczna. I rozlewają ją bez pożytku. Czy nie lepiej racjonować ją, ale uczynić smaczniejszą? — powiedziała Czedi.
— Tutaj na każdym kroku spotyka się rzeczy przeczące zdrowemu rozsądkowi. Wieczorem wszyscy włączają teleekrany, muzyka łomocze, specjalni chwalcy zrywają głos w przemówieniach, pokazują filmy i kroniki wydarzeń, mordercze igrzyska sportowe, a ludzie rozmawiają zupełnie o czymś innym, starając się przekrzyczeć głośniki.
Ewiza spojrzała pytająco na Czedi, lecz ta nie zdobyła się na wyjaśnienie.
Читать дальше