— Macie stałą łączność z gwiazdolotem? — spytał bystro Zet Ug, niedawny oponent Rodis podczas telekonferencji.
— Oczywiście. Pragniemy także pokazać wam wiele zapisów pamięciowych z gwiazdolotu. Niestety, nasze SDG nie mogą rzucić projekcji na duży ekran. Każdy robot przeznaczony jest dla audytorium liczącego nie więcej, niż tysiąc osób. Siedem SDG może pokazywać filmy jednocześnie dla siedmiu tysięcy widzów.
Gen Szi podskoczył ze źle skrywanym niepokojem.
— Obawiam się, że to się nie uda!
— Dlaczego?
— Lud Jan-Jah nie jest gotowy do oglądania takich rzeczy.
— Nie rozumiem — stwierdziła Faj z ledwie uchwytnym uśmieszkiem.
— Nic w tym dziwnego — odezwał się milczący dotychczas Czojo Czagas, a na dźwięk jego ostrego, władczego i niecierpliwego tonu pozostali członkowie Rady wzdrygnęli się i zwrócili ku władcy. — Wiele rzeczy będzie tu dla was niezrozumiałych. To zaś, co nam pokażecie, może być fałszywie zinterpretowane. Dlatego mój przyjaciel Gen Szi obawia się projekcji waszych filmów.
— Ale przecież każde nieporozumienie może zostać wyjaśnione tylko poprzez wiedzę, dlatego należy pokazać jak najwięcej — zaoponowała Rodis.
Czojo Czagas leniwie uniósł dłoń ku Ziemianom.
— Nie będziemy tego osądzać pochopnie. Każę naszym instytutom, bibliotekom i galeriom sztuki przygotować dla was filmy i zestawienia. Widocznie nie macie takich inteligentnych maszyn, o jakich mówicie, lecz informacja, zakodowana w mniejszych jednostkach, zapisana jest pod postacią słów i obrazów. Wszystko to otrzymacie tutaj, nie opuszczając Ogrodów Coama. Przy szybkości poruszania się naszych gazowych samolotów… — Czojo Czagas zastanowił się chwilę. — Około tysiąca kilometrów na ziemską godzinę, prędko dostaniecie się w wybrane miejsce na naszej planecie.
Teraz nadeszła kolej Ziemian wymienić się zdumionymi spojrzeniami: władca Tormansa znał ziemskie miary!
— Jednakże — podjął Czojo — musicie poinformować nas wcześniej, które miejsca pragniecie zwiedzić. Nasze samoloty nie wszędzie mogą lądować i nie wszystkie rejony planety są całkiem bezpieczne.
— Może najpierw zapoznamy się z ogólną planetografią Jan-Jah i potem przedłożymy plan wizyt? — zaproponowała Rodis.
— Całkiem słusznie — zgodził się Czojo Czagas, powstając, i dodając z nieoczekiwaną życzliwością: — A teraz chodźmy do wyznaczonych dla was apartamentów.
I wyszedł pierwszy, stąpając bezdźwięcznie po miękkim dywanie, przez boczne wyjście do korytarza, którego ściany pobłyskiwały matowo metalem.
— Czy ta maska zawsze będzie zasłaniać pani twarz? — spytał nagle władca, niemal tykając palcem przezroczystej osłony Faj.
— Nie zawsze — odpowiedziała z uśmiechem — tylko do czasu, aż stanę się dla was nieszkodliwa, a wy…
— A my dla was — przytaknął ze zrozumieniem władca. — Dlatego nie zapraszam was do wspólnego posiłku. Tutaj — rzekł, ogarniając gestem rąk obszerną salę z dużymi oknami, których szyby były zaciemnione u dołu — możecie się czuć całkowicie bezpieczni. Do jutra!
Faj Rodis skłoniła się w podzięce.
Ziemianie obejrzeli pokoje, do których prowadziły drzwi znajdujące się w lewej ścianie naprzeciw okien. Potem znów się zebrali w salonie.
— Dziwna architektura, przypominająca nasze kliniki psychiatryczne — powiedziała Ewiza.
— Dlaczego najwyższy władca tak uporczywie zapewnia nas o bezpieczeństwie? — spytała Tiwisa.
— Widocznie nie jest bezpiecznie — orzekła poważnie Rodis. — Wybierzcie sobie pokoje, a potem zdecydujemy, kto dokąd pojedzie, abym mogła przekazać nasze życzenia Czojo Czagasowi. — Zauważywszy zdziwienie na twarzach towarzyszy, wyjaśniła: — Jestem pewna, że Czojo zaprosi mnie na sekretną rozmowę. Wedle ich pojęć jestem waszą władczynią, a władcy powinni dogadywać się na osobności.
— Doprawdy? — zdumiała się Ewiza.
— W dawnych czasach na Ziemi prowadziło to do niesłychanych problemów. Bądźmy jednak grzecznymi gośćmi i podporządkujmy się zwyczajom naszych gospodarzy. Muszę wcześniej poznać wasze pragnienia i wskazówki, inaczej jak będę odpowiadać władcy?
— Może najpierw Czedi podsumuje swoje obserwacje z oblotu Tormansa? — podsunął Wir Norin. — Łatwiej nam będzie wytyczyć trasy podróży.
— Nie sądzę, bym wiedziała więcej od was — odparła zmieszana Czedi — ale spróbuję przy pomocy Faj… Zetknęliśmy się ze specyficznym społeczeństwem, dla którego brak analogii w historii Ziemi lub niekomunistycznych cywilizacji innych planet. Dotychczas nie jest jasne, czy mamy do czynienia z wyższym etapem monopolistycznego kapitalizmu państwowego, czy z rodzajem mrówczego pseudo-socjalizmu. Jak wiecie, obie te formy łączyło ze sobą w ziemskiej historii dojście do władzy dyktatur oligarchicznych. Początkowo ziemski socjalizm naśladował kapitalizm w jego pogoni za dobrami materialnymi i produkcją masowej tandety ze szkodą dla ideologii, wykształcenia i kultury. Niektóre socjalistyczne kraje azjatyckie próbowały budować socjalizm na skróty, poświęcając po drodze wszystko, co się dało, a co najgorsze, powodując niepowetowane straty w ludzkich i naturalnych zasobach. W tym samym czasie największa potęga kapitalistyczna ERŚ, Ameryka, zmierzając ku dyktaturze wojskowej, została zmuszona skoncentrować wszystkie ważniejsze gałęzie przemysłu w rękach państwowych, żeby wyeliminować fluktuację rynkową i protesty ze strony przedsiębiorców. Dokonało się to bez odpowiedniego przygotowania aparatu państwowego. Właśnie w Ameryce, z jej antysocjalistyczną polityką, potężne gangi podporządkowały sobie cały przemysł, administrację, armię i policję, siejąc strach i korupcję. Zaczęła się walka z narastającym wpływem mafii, prowadząc do politycznego terroru i zwiększenia roli tajnych służb, co w konsekwencji i tak doprowadziło do przechwycenia władzy przez gangsterską oligarchię.
— Mrówczy pseudo-socjalizm powstał w Chinach, gdzie od razu na początku drogi socjalistycznej władzę przechwyciła niewielka grupa ludzi, która przy pomocy niedouczonej młodzieży rozgromiła aparat państwowy i wydźwignęła na sam szczyt jako absolutnie niekwestionowany autorytet „wielkiego, „najmędrszego”, „słońcu równego” wodza. W jednym i drugim przypadku ostatecznym rezultatem była nieludzka oligarchia z wieloszczeblową drabiną hierarchii. Awansowanie na kolejny szczebel okupione było bezmyślną i bezwzględną lojalnością. Monopolistyczny kapitalizm państwowy niemożliwy jest bez rządów oligarchii, gdzie przy nieuchronnym upadku sił wytwórczych można zabezpieczyć interesy klasy rządzącej. Wynikiem jest nasilenie infernalności. Niezliczone zbrodnie przeciw własnemu narodowi uzasadniano interesami tegoż narodu, który traktowano jedynie jak materię procesu historycznego. Dla każdej oligarchii ważne było tylko, by tego materiału było jak najwięcej, by wciąż istniała ciemna masa, podpora jedynowładztwa i wojny. W takich państwach zaistniał fatalny wzrost przeludnienia, który pociągał za sobą bezrozumne trwonienie zasobów naturalnych planety i naruszenie równowagi biosfery, osiągniętej przez miliony lat naturalnej ewolucji. A dla „materiału”, to jest narodu, bezsens życia doszedł do granicy powodującej narkomanię we wszelkich postaciach i zobojętnienie na wszystko…
Czedi zastanowiła się chwilę i dokończyła:
— Według mnie, na Tormansie mamy do czynienia ze społeczeństwem oligarchicznym, powstałym na bazie kapitalizmu państwowego, ponieważ są tutaj pozostałości religii i bardzo zły system edukacji. Kapitalizm zainteresowany jest przede wszystkim wiedzą techniczną i głosi przy tym moralność religijną. Mrówczy pseudo-socjalizm wprost przeciwnie, starannie wykorzenia religię i nie jest zainteresowany wysokim poziomem edukacji, która potrzebna jest tylko w niezbędnym minimum, by masy posłusznie spełniały „wielkie” idee władców, toteż niezbędne jest, aby ludzie przestali odróżniać prawo od bezprawia, nie zdawali sobie sprawy z następstw swoich działań i całkowicie zatracili indywidualność, stając się trybikami skomplikowanej machiny tyranii i wyzysku.
Читать дальше