Na tej planecie tereny stepowe znacznie przeważały nad leśnymi. Jej przyroda nie zrodziła olbrzymich stworzeń w rodzaju ziemskich słoni, nosorożców lub żyraf. Najsilniejsze wydawały się czworonożne rogate bydlęta zbliżone rozmiarami do byków, obecnie już wymarłe. Ogromne stada bykopodobnych i antylopowatych stworzeń nawadniały niegdyś wielkie stepy. W mętnych, rozgrzanych czerwonymi promieniami słońca wodach pływały wśród gęstych wodorostów ryby zaskakująco podobne do ziemskich.
Nieobecność silnych wiatrów na planecie potwierdzał fakt, że na wyżynach pobrzeża równikowego rosły niegdyś drzewa o rozmiarach niewyobrażalnych na Ziemi. W strefach podbiegunowych rozciągały się kiedyś obszerne bagna porośnięte jednolicie drzewkami w rodzaju tamaryszków, tyle że drobne i wąskie listki miały brązowy odcień i wyglądały jak rozpryśnięte igły.
Wszystko to istniało na Tormansie, jak zaświadczały filmy dziejące się w dawnych czasach. W obecnych Ziemianie widzieli wszędzie zaorane pola albo jałowe zwały wysuszonych słońcem krzewów i nic więcej. Słabe wiatry unosiły gęsty kurz nad karłowatymi krzaczkami. Stepy wyglądały nieco przyjemniej, ale i tam roślinność była niska i rzadka, przypominająca pustynną z rejonów ziemskiej cyrkulacji pasatowej.
Być może filmy o przeszłości planety wyrażały nostalgię Tormansjan za dawnym bogactwem tutejszej przyrody? Przytłaczająca większość ludności zamieszkiwała wielkie miasta, gdzie oczywiście dzikie galopady i strzelaniny na stepach albo wyprawy myśliwskie do lasów drzemiących pod jasnymi gwiazdami na czystym niebie bezpowrotnie odeszły w przeszłość.
Znacznie trudniej było zrozumieć innego rodzaju widowiska, w których piękne kobiety częściowo obnażały się, wykonując erotyczne gesty i zamierając w objęciach mężczyzn w odrażająco jednoznacznych pozach. Ziemianie nie zobaczyli jednak w nich zupełnej nagości ani czystej otwartości Erosa, naturalnej na własnej planecie. Tutaj obowiązywała pewnego rodzaju skrytość, wszystko było zniekształcone, zamaskowane, sugerowało jakieś zakazane sekrety, w celu rozbudzenia wyobraźni lub nadania dodatkowego smaczku stosunkom płciowym.
Ten specyficzny erotyzm wiązał się z nieznanymi na Ziemi zasadami dotyczącymi ubioru. Nikt nie ośmielał się pokazać w miejscach publicznych ani w domu, przebywając w towarzystwie innych ludzi, nie okrywszy przy tym całego ciała.
Kobiety nosiły najczęściej obszerne koszule z szerokimi i długimi rękawami oraz wąskim, stojącym kołnierzykiem, oplecionym miękką, czarną wstążką, a do tego szerokie spodnie lub spódnice długie do kostek. Męski strój był prawie taki sam, lecz miał krótsze poły koszuli. Tylko młodzież chodziła w podobnych do ziemskich krótkich spodenkach do kolan. Z okazji większych spotkań lub od święta zakładali szaty z jasnych, wzorzystych materiałów, na które narzucali krótkie, wspaniale wyszywane narzutki lub peleryny.
Odzież wydała się Ziemianom wygodna i łatwa do wykonania, przystosowana do ciepłego klimatu planety i różnorodnych warunków pracy. Efektowne zestawienia odcieni czerwieni i żółci wyraźnie podobały się większości kobiet, pasowały do ich smagłej cery i czarnych włosów. Mężczyźni woleli ciemnofioletowe i purpurowe barwy z kontrastowym zdobieniem na kołnierzach i rękawach. Część Tormansjan nosiła na lewej stronie piersi, nad sercem, naszywki w formie wydłużonego, spłaszczonego rombu z jakimiś znaczkami. Jak zauważyła Czedi, tym, którzy mieli pośrodku rombu coś na kształt oka, okazywano szczególne poszanowanie. Ogólnie jednak jakby nie istniał wzajemny szacunek. Bezceremonialne przepychanie się na ulicy, nieustępowanie z drogi, czy też nieokazywanie pomocy potykającemu się towarzyszowi zdumiewały kosmonautów. Co więcej, drobne nieszczęścia w rodzaju upadku na ulicy wywoływały śmiech przypadkowych przechodniów. Wystarczyło, że ktoś stłukł kruchy przedmiot lub wysypał niesione rzeczy, a wszyscy wokół się uśmiechali, jakby radując cudzym pechem.
Jeśli wydarzyła się gdzieś większa katastrofa — transmisje prezentowały czasem wypadki samochodowe albo lotnicze — natychmiast zbierał się wielki tłum.
Ludzie otaczali poszkodowanych i stali w milczeniu, obserwując z zachłanną ciekawością, jak żółto odziani osobnicy, bez wątpienia lekarze lub ratownicy, pomagali rannym. Tłum powiększał się, ze wszystkich stron zbiegali się nowi gapie z tą samą zwierzęcą ciekawością na twarzach. Fakt, że biegli nie do pomocy, lecz tylko, by patrzeć, najbardziej zadziwił Ziemian.
Kiedy transmisja szła bezpośrednio ze stadionu, fabryki, stacji kolejowej, ulic miasta, a nawet z mieszkań, głosowi lektora albo muzyce towarzyszył niezmiennie jednostajny głuchy ryk, który podróżnicy brali początkowo za zakłócenie przekazu. Okazało się, że na Tormansie nie troszczą się o likwidację hałasu. Silniki pojazdów wyły i trzeszczały, niebo aż drżało od szumu maszyn latających. Tormansjanie rozmawiali krzycząc na całe gardło, nie przejmując się otoczeniem. Tysiące maleńkich tranzystorów powiększały ogólny hałas z niestrojną masą muzyki, śpiewu albo po prostu głośnej, niemile modulowanej mowy. Jakim cudem mieszkańcy planety wytrzymywali ten niesłabnący na minutę, a cichnący tylko głęboką nocą hałas, pozostawało zagadką dla lekarza i biologa „Ciemnego Płomienia”.
Wnikając stopniowo w cudze życie, Ziemianie zauważyli szczególną osobliwość w przekazywaniu planetarnych nowości. Ich programy do tego stopnia różniły się od ziemskich, że wymagały osobnych studiów.
Niewielką uwagę poświęcano osiągnięciom nauki, pokazom artystycznym, czy historycznym odkryciom, będących głównym tematem ziemskich audycji, nie mówiąc już o kompletnie nieobecnych na Tormansie wiadomościach z Wielkiego Pierścienia. Nie było planetarnych dyskusji o jakichkolwiek zmianach w ogólnej organizacji, ulepszeniach czy wielkich budowach albo postępach badań. Nikt nie zadawał żadnych pytań, stawiając je, jak na Ziemi, przed Radami lub osobiście największym umysłom ludzkości.
Bardzo mało miejsca poświęcano pokazom i ocenie nowych przedstawień teatralnych, próbujących ukazać zwroty i przemiany w ogólnej świadomości i osobistych wartościach. Większość kinowych filmów dotyczących krwawej przeszłości, o ujarzmieniu (a właściwie zniszczeniu) przyrody lub masowych zawodach sportowych, wypełniało wolny czas. Mieszkańcom Ziemi wydawało się dziwne, jak zmagania sportowe mogły gromadzić tak wielką liczbę ludzie nieuczestniczących we współzawodnictwie, lecz niezwykle emocjonujących się walkami sportsmenów. Dopiero później pojęli w czym rzecz. W igrzyskach sportowych występowali starannie dobrani ludzie, poświęcający całe swoje życie uporczywemu i nierozwojowemu treningowi w wybranej dyscyplinie. Nikt inny nie brał udziału w zawodach. Słabsi fizycznie i duchowo Tormansjanie, jak małe dzieci, czcili swych wybijających się sportowców. Wyglądało to śmiesznie, nawet obrzydliwie. Podobną pozycję zajmowali artyści, wybrańcy spośród milionów ludzi. Przysługiwały im lepsze warunki życia, prawo uczestniczenia w ciekawych wydarzeniach, filmach i koncertach. Imiona ich były przynętą dla tłumu widzów, walczących o miejsca na widowni, sami zaś artyści, nazywani „gwiazdami”, poddawali się temu naiwnemu ubóstwieniu tak samo, jak sportowcy. Pozycja gwiazdy warunkowała jej lub jego wszelką działalność. Pojawić się u boku artysty nie było dane zwykłemu człowiekowi, który by, jak na Ziemi, samodzielnie osiągnął wyżyny Sztuki. Ogólnie na całym życiu Tormansjan ciążyło piętno wąskiego profesjonalizmu, zubożające ludzkie uczucia i zawężające horyzonty. Być może tak się tylko wydawało Ziemianom z powodu specyficznej selekcji informacji. Tylko bezpośredni kontakt z mieszkańcami planety mógł dać odpowiedź na to pytanie.
Читать дальше