Zbudziwszy Sju-Te, pobiegł do siebie, włączył dziewięcionoga i zobaczył ciemny pokój Rodis. Parę sekund później obraz się zmienił i zjawił się Tael…
Sju-Te ogarniały na przemian strach i zachwyt podczas szalonej jazdy na SDG po ciemnych ulicach miasta. Na kopule dziewięcionoga mogła zmieścić się tylko jedna osoba. Wir wziął dziewczynę na ręce. Fantastyczna koordynacja i wyczucie równowagi utrzymywały go na mknącej z ogromną prędkością niewielkiej maszynie. Astronawigator zatrzymał ją na rozwidleniu dróg za miastem. Za radą Taela objechał wolno spory krąg, spryskując glebę specjalnym środkiem, dostarczonym wcześniej przez inżyniera. Ten utajniony przed władcami syntetyk na długo paraliżował zmysł powonienia. Puszczone ich śladem psy przestały być groźne. Pozostały już tylko dwa kilometry do miejsca lądowania dyskoida.
Tymczasem Rodis wyszła z sypialni i wrogowie zobaczyli ją przez nieszczelną osłonę. Ruszyli się, wskazując na nią palcem i dając znaki stojącym z tyłu. Faj wzmocniła pole, szara ściana zakryła poruszające się postaci, a przejście pogrążyło w mroku. Niewidoczna dla wrogów, wezwała statek ściągającym promieniem. Przy tarczy, na której płonęły obecnie tylko dwa światełka towarzyszy i trzeci Taela, siedziała Menta Kor. Natychmiast obudziła Gryfa Rifta, który zjawił się w parę sekund. W całym gwiazdolocie zadźwięczał sygnał alarmowy. Reszta załogi zaczęła szykować dysk, ostatni z trzech zabranych z Ziemi. Rift, pochylony trwożnie nad pulpitem, prosił Rodis, by nie czekała dłużej i uciekała do lochów.
— Dziewięcionóg da sobie radę bez ciebie. Od dawna obawiałem się czegoś takiego i nie mogłem się nadziwić twojemu flirtowi z Czojo Czagasem.
— To nie on.
— Tym gorzej. Im bardziej władza im się wymyka, tym robią się niebezpieczniejsi. Przylecę do ciebie niezwłocznie. Na światłe niebiosa, kiedy w końcu wrócisz na statek, zamiast się taplać w piekle Tormansa?
— Tutaj jest cała masa ludzi nie gorszych od nas. Są zmuszeni przebywać tutaj od narodzin do śmierci. Ta myśl jest dla mnie nie do zniesienia. Boję się także o Wira.
— Otóż i on! Siedzi pod drzewami lądowiska dysku. Uciekaj natychmiast!
— Idę, nie zrywając łączności. Obserwujcie pokój. Ciekawa jestem, jak długo wytrzyma mój wierny SDG. Pożegnam się z nim dopiero z „Ciemnego Płomienia”.
Rodis zabrała ze stolika rolkę nieprzekazanych jeszcze na gwiazdolot zapisków i posławszy Gryfowi ucałowanie czubkami palców, poszła do sypialni.
Rozległ się wizg tak ogłuszający, że Faj zamarła na moment. Z ciemności pola ochronnego, niczym potworna paszcza, rozpalonym klinem wynurzył się nieznany mechanizm. Rozpruwszy ścianę osłony, błyszczącym promieniem uderzył w drzwi sypialni, odrzucając Rodis ku oknu, w pobliżu którego stał dziewięcionóg.
Gryf Rift wczepił się palcami w krawędź pulpitu, przybliżając do ekranu wykrzywione strachem oblicze.
— Rodis! Rodis! — wołał, starając się przekrzyczeć świst promienia, który emitowało dziwne urządzenie, wniesione do pokoju przez czarno odzianych siepaczy Gena Szi. — Kochana, moje niebo, powiedz, co mam robić?
Faj klęczała obok SDG, pochylając głowę nad odbiornikiem.
— Za późno, Gryfie! Jestem zgubiona. Błagam cię na wszystko, komendancie, nie mścij się za mnie! Nie powiększaj skali przemocy. Nie powinniśmy, zamiast świetlistego marzenia o Ziemi, zasiewać strachu i nienawiści w sercach ludu Tormansa. Nie pomagajcie tym, którzy zabijają na podobieństwo boga, karzącego okrutnie winnych i niewinnych, co jest najokropniejszym ludzkim wymysłem. Nie pozwól, by nasza ofiara była daremna! Odlatuj do domu! Słyszysz, Rift? Statku… wzleć!
Nie zdążyła pocieszyć się wspomnieniami z ukochanej Ziemi. Przypomniała sobie nędznych tormansjańskich chirurgów, lubiących eksperymentować z ożywianiem konających i zrozumiała, że nie może zwyczajnie umrzeć. Poderwała dźwigienki SDG wyzwalające wybuch, jednocześnie wysiłkiem woli zatrzymując serce i padła na aparat.
Wdzierający się z triumfalnym wrzaskiem oprawcy, stanęli nad nieruchomym ciałem w ostatniej minucie swego życia…
Z ust komandora Gwiazdolotu Prostego Promienia po raz pierwszy w długim życiu wyrwał się krzyk gniewu i bólu. Zielony ognik Faj Rodis zgasł na pulpicie. Tam zaś, gdzie stał SDG, wzbił się w czarne niebo słup niebieskiego ognia, roznosząc popioły spalonego ciała Faj w wyższych warstwach atmosfery, skąd równikowy prąd powietrzny zaniósł go na orbitę planety.
„Gwiazdka” pamięci maszyny dawno przestała emitować film o wyprawie na Tormans, ale uczniowie wciąż siedzieli skamieniali z wrażenia. Nauczyciel nie obawiał się o silną psychikę dziewcząt i chłopców Ery Podanych Rąk i pozwolił im przetrawić to, co zobaczyli. Pierwsi ocknęli się Kimi i Puna, zawsze najbardziej bystrzy.
— Postarzałam o tysiąc lat! — zawołała Puna. — Co za straszny świat! I mieszkają w nim nasi ziemscy krewniacy. Czuję się jak struta. Może nie powinnam oglądać inferna?
— Nie postarzałaś się, ale zmądrzałaś — odparł nauczyciel z uśmiechem. — Mądrzeć zawsze niełatwo. Wydoroślejecie, gdy zrozumiecie, że wiedza, jaką daje wam szkoła i doświadczenia, jakim was poddaje, nie służy jedynie temu, by nabić wasze głowy prostą summą faktów i definicji. To konieczny korytarz, którym każdy musi przejść, żeby wyostrzyć swoje instynkty, nauczyć się odczuć wartość wiedzy ogólnej, a przede wszystkim ostrożności w działaniu i delikatnego postępowania z ludźmi. Korytarz jest bardzo wąski i trudny do przejścia.
— Teraz wszystko rozumiem — zgodziła się Puna — nawet systemy ochronne, które wydawały mi się niepotrzebne. Są absolutnie niezbędne! Im bardziej złożona jest struktura społeczeństwa, tym łatwiej może ono popaść w inferno. A do tego — dorzuciła pospiesznie — wszystkie myśli, postępki i marzenia powinny służyć zmniejszaniu ludzkich cierpień i powiększaniu zakresu wolności.
— Tak, masz rację! — poparł ją gorąco Kimi. — Odniosłem inne, bardzo dziwne wrażenie. Ziemia stała się tysiąc razy bardziej przyjazna i piękniejsza. Teraz zrozumiałem, jak cudowny jest nasz dom w nieskończonym świecie i dlaczego należało go stworzyć. Wszystko to jednak jest jakby cienką zasłoną, skrywającą za sobą bezdenne ciemności w przeszłości człowieczeństwa i losach planet. Zostanę historykiem, jak ona, będę pracować w Akademii Smutku i Radości.
— „Ona”, to oczywiście Faj Rodis? — zapytał nauczyciel.
— Tak! — przytaknął gorliwie Kimi. — I przekonacie się, że nie pomyliłem się w wyborze.
— Wnuczka Faj Rodis uczy się w szkole trzeciego cyklu na półkuli południowej w okolicach Durbanu — podsunął chytrze nauczyciel.
— Jak to? — wybuchnął chłopak.
— Faj zostawiła na Ziemi córkę, która poślubiła syna Gryfa Rifta. Mają córkę i syna — wyjaśnił wychowawca. — Żyją też potomkowie pozostałych kosmonautów. Wiem o synach Czedi i córkach Ewizy, którzy przyszli na świat po powrocie tamtych z Tormansa — dorzucił.
— Choć jedna wróciła z fizyczną raną, a na pewno obie z duchowymi — zauważyła Dalwe. — Nie da się bezkarnie przejść przez inferno, czego obie doświadczyły. Od razu poczułam strach, gdy zrozumiałam, jak krucha jest ludzka kultura. Tormansjanie zdobyli kosmos, przemierzyli niewyobrażalną przestrzeń, a los im podarował wspaniałą planetę…
— Tak! I rozgrabili ją, staczając się w ciemną przepaść inferna, zabijając wzajemnie i czyniąc zło — dodała zdławionym głosem Iwetta.
Читать дальше