— Na przyszłość trzeba się zatroszczyć o bunkry ukryte głęboko pod ziemią. Ziemskie gwiazdoloty, raz odkrywszy drogę, znowu się tutaj pojawią. Rozkażę, by wszyscy zdolni do pracy w stolicy nie byli zsyłani do Pałacu Łagodnej Śmierci ani w jakieś odległe miejsca, niech zrobią z nich armię podziemnych robotników — rzekł Gen Szi.
— Mądra myśl! — zapiszczał Ka Luf.
Podczas gdy spiskowcy naradzali się na górze, do podziemnych kazamatów przytaszczyli pobitego, lecz wciąż opierającego się fizyka Du Ban-La. Okazał się bardziej uparty od łatwowiernego Nar-Janga i „liliowi” musieli posadzić go na umaaga. Straciwszy głos od nieludzkiego wrzasku, zlany potem i łzami, fizyk poddał się i pod konwojem siepaczy pojechał po swój aparat.
Faj Rodis wraz z nastaniem nocy, zeszła do podziemia. Na dzisiaj zwołano duże wspólne zebranie „kży” i „dży”, służące połączeniu sił we wspólnej walce o wolność. Przysłuchując się ich rozmowom, Rodis wciąż zastanawiała się, jak pomóc Wirowi i jego umiłowanej wróżce Sju-Te. Nie wątpiła, jaka będzie decyzja wszystkich Rad Ziemi. Nie wyślą tu następnej ekspedycji, dopóki nie zakiełkują ziarna zasiane przez ludzi z „Ciemnego Płomienia” albo, w najgorszym wypadku, póki nie stanie się jasne, że Godzina Byka wciąż jeszcze trwa i demony ciągle władają Tormansem. W takiej sytuacji można zastosować przepis Wielkiego Pierścienia dotyczący zniszczenia reżimów, zamykających istotom myślących drogę do wszechstronnego poznawania świata, hamujących ich rozwój i chroniących inferno. Nikt nie zechce powielać błędów dawnych ziemskich kolonizatorów, osiedlających się w obcych stronach, nie znając historii, psychiki ani obyczajów tubylców, tym bardziej skoro owe ludy dysponowały własną, wysoko rozwiniętą kulturą.
To dobra idea: porozumieć się z Czagasem, by Wir Norin został legalnie na planecie Jan-Jah w charakterze historyka, obserwatora i korespondenta aż do przylotu następnego statku. Albo pod jeszcze lepszym pretekstem, że „wezwany” przez nią jakoby gwiazdolot wstrzymał lot, a astronawigator zostanie tutaj dla nawiązania łączności i przygotowania ewentualnego lądowania. Zapewni to Wirowi jakiś czas spokojnego życia…
Z otaczającej ciemności nadeszło poczucie groźnego niebezpieczeństwa, prędko zagęszczającego się, jak złowieszcze chmury, przygnane wiatrem. Psychika Rodis ostrzegła ją. Po raz pierwszy od chwili przybycia na Tormans czuła, że zawisła i nad nią śmiertelna groźba.
Wróg był blisko. Rozmyślania o Wirze osłabiły jej normalną czujność i spóźniła się co najmniej godzinę. Wezwawszy Taela, zwierzyła mu się ze swoich obaw. Inżynier przyjrzał się jej uważnie i dreszcz przebiegł mu po plecach. Łaskawa, niemal czuła ostrożność ziemskiej kobiety zmieniła się w groźną determinację, połączoną z nieuchwytną szybkością ruchów i myśli. Cała wibrowała wolą, niczym mocno naciągnięta struna, oddziałując na uczucia otaczających ją osób.
Rodis doradziła, by zaczęli się rozchodzić dwoma głównymi i dalszymi tunelami. Szybko zlustrowała ich psychiki, czy nie znajdzie w którejś zapaści. Nikt z nich nie powinien wpaść w łapy „liliowych”, inaczej rozwinie się straszna sieć prześladowań.
Potem weszła na górę w towarzystwie Taela, koncentrując całą swoją moc na przyzwaniu Wira Norina. Mijały minuty, lecz nie odebrała odzewu.
— Spróbuję się połączyć z Władcą — powiedziała do Taela, wchodząc po schodach wiodących do jej sypialni.
— Ma pani na myśli Czojo Czagasa? — podjął inżynier, zadyszany od szybkiego wchodzenia.
— Tak. Z resztą nie warto gadać. Nie tylko są nieodpowiedzialni, w dodatku wrodzy Czagasowi.
— Na Wielką Żmiję i Błyskawicę! Przecież nie ma Czojo i teraz rozumiem…
— Jak to: nie ma? — (We wspomnieniach Rodis mignął obraz tajnego skarbca, zawierającego obiekty wywiezione z Ziemi).
— Udał się na dwie doby do tajnej rezydencji i przekazał, jak zwykle, uprawnienia Genowi Szi.
— Chcą więc nas schwytać pod jego nieobecność i wymusić torturami, by coś dla nich zrobić albo po prostu nas zabić, żeby statek ukarał Czagasa, to oczywiste. Ratuj Norina, drogi Taelu. Zabierz SDG ze świątyni, odejdź z nim gdzieś opodal i nawiąż z nim łączność. Jest u siebie, postaram się go zaktywizować, ty zaś powiedz mu, gdzie ma się ukryć. Szybciej, Taelu, nie zwlekaj. W pierwszym rzędzie spróbują schwytać mnie. Szybciej! Też będę go wzywać ze swojego pokoju.
— A co będzie z panią? Jeśli zdołają…
— Mój plan jest prosty. Otoczę się polem ochronnym, dopóki nie połączę się z gwiazdolotem. Podaj mi namiary miejsca w opustoszałym parku, gdzie lądował dysk po wypadku Czedi. Na przygotowanie dysku potrzeba półtorej godziny. Potrwa dwadzieścia minut, nim przyleci Gryf Rift. Baterie dziewięcionoga wystarczą na pięć godzin, nawet przy nieustannym ostrzale. Mam wiele czasu w zapasie. Kiedy ukryjesz Wira, wróć tu z dziewięcionogiem i czekaj na mnie przy wyjściu czwartej galerii. Nastawię mój SDG na samozniszczenie przed rozładowaniem, a sama zejdę na dół, póki będą miotać się dookoła. Nie bój się, zaprogramuję wybuch do góry, by nie uszkodził budynku i nie odsłonił zejścia do podziemi. Jeszcze się nam przyda.
— Nie boję się niczego, oprócz… — Na chwilę głos Taela zdławił krótki szloch. — Boję się o panią, Rodis, moja gwiazdo, opoko, miłości! Nadchodzi coś okropnego!
Faj sama zmagała się ze złowróżbnym przeczuciem, ostrym klinem przebijającym się z osaczającej ją ciemności do jej niezłomnej psychiki. Najwidoczniej Tormansjaninowi udzieliło się to uczucie.
— Idź już, Taelu. Możesz się spóźnić z ratunkiem dla Norina.
— Proszę mi pozwolić wejść z panią na górę! To tylko dwie minuty. Chcę się upewnić, że nie przedostali się do pani pokoju.
— Nie dadzą rady. Zagrodziłam wejście, jak zawsze, gdy schodzę do podziemi.
Bardzo ostrożnie przesunęli płytę ścienną w sypialni Rodis. Przykładając palec do ust, Faj podkradła się do drzwi drugiego pokoju, usłyszała głośne buczenie dziewięcionoga i zajrzała do środka. W rozwartych na oścież drzwiach na korytarz kłębiło się sporo ludzi w czarnych kurtach z opuszczonymi kapturami i w rękawicach, przypominających dawnych oprawców. Szerokie przejście między pomieszczeniami górnego piętra było zapełnione „liliowymi”, majaczącymi w rozmytych konturach pola ochronnego. Z tyłu dźwigano coś ciężkiego, pozostali zaś stali nieruchomym szeregiem, nie strzelając ani nie rzucając się do ataku.
Niezauważona przez nich Faj cofnęła się do sypialni.
— Pospiesz się, Taelu!
Inżynier cofnął się w otwarte wciąż przejście i jeszcze się obejrzał. Całe jego oddanie i uwielbienie dla Rodis odmalowały się na jego twarzy w wyrazie przedśmiertnego pożegnania.
Faj objęła go i ucałowała z taką siłą uczucia, że na chwilę zaćmiło mu wzrok. Taelowi przypomniały się w tej chwili filmy o Ziemi, o chłodnej i czułej ziemskiej miłości, dziwnie łączącej się z dziką namiętnością…
Po chwili zbiegał krętymi schodami w nieprzenikniony mrok, a Rodis podskoczywszy, nacisnęła gzyms, zamykając tajne przejście.
Stolica zasypiała wcześnie i o tej porze w dzielnicy „dży” panowała cisza. Wir Norin zbudził się nagle. W wyłożonym dywanami pokoiku Sju-Te ledwie dawał się słyszeć równy oddech śpiącej. Usłyszał nieme zawołanie z ciemności: „Obudź się, Wirze! Ocknij się! Niebezpieczeństwo!”.
Zerwał się, momentalnie przeganiając resztki snu. Rodis! Co się stało?
Читать дальше