Minęło dwadzieścia godzin. W korytarzu pojawili się Tej i Kari, ledwie żywi z przemęczenia, niosąc wstęgi map gwiezdnych, obrazujących całą drogę „Tellura od Układu Słonecznego do miejsca spotkania.
Kosmici spieszyli się jeszcze bardziej. Fotomagnetyczne taśmy ziemskich komputerów zapisywały położenie nieznanych gwiazd, oznaczone nieznanymi oznaczeniami odległości, dane astrofizyczne, pokreślone skomplikowanymi zygzakami tras obu statków. Wszystko to powinno być później rozszyfrowane za pomocą przygotowanych wcześniej przez obcych tablic z objaśnieniami.
Na koniec ludzie nie mogli powstrzymać się od okrzyków radości. Najpierw wokół pierwszej, a potem drugiej, trzeciej, czwartej i piątej gwiazdy pojawiły się powiększone kręgi, po których krążyły planety.
Wizerunek niezgrabnego, pękatego gwiazdolotu zastąpiła cała grupa innych, znacznie bardziej foremnych statków. Na opuszczonych spod ich korpusów owalnych platformach stały niewątpliwie ludzkie istoty ubrane w skafandry. Symbol atomu z ośmioma elektronami tlenu zdobił wizerunki planet i statków, lecz gwiazdoloty na schemacie łączyły się tylko z dwiema ukazanymi planetami: jedną położoną blisko ogromnego czerwonego słońca i drugiej krążącej wokół jasnej, złocistej gwiazdy typu widmowego F. Widocznie życie na pozostałych tlenowych planetach nie osiągnęło jeszcze wysokiego poziomu, umożliwiającego podróże kosmiczne lub nie pojawiły się tam jeszcze istoty myślące.
Ziemianie nie zdołali tego wyjaśnić, lecz w ich rękach znalazły się bezcenne informacje o drogach wiodących ku tym zamieszkanym światom, oddalonym wiele setek parseków od miejsca spotkania gwiazdolotów.
Nadszedł czas rozstania.
Załogi obu gwiazdolotów stanęły twarzą twarz po obu stronach przezroczystej ściany, jasnobrązowi Ziemianie i szaroskórzy mieszkańcy fluorowej planety, której nazwa pozostała nieznana. Wymieniali się życzliwymi i smutnymi gestami, uśmiechami i obustronnie zrozumiałymi spojrzeniami uważnych, mądrych oczu.
Ludźmi z „Tellura” zawładnął nieopisany smutek.
Nawet odlot z rodzimej Ziemi, by wrócić siedemset lat później, nie wydawał im się teraz tak bezpowrotną stratą. Trudno było pogodzić się z myślą, że za parę minut ci piękni, dziwni i dobrzy ludzie znikną na zawsze w kosmicznych otchłaniach, w swoich samotnych i beznadziejnych poszukiwaniach myślącego życia podobnej natury.
Być może dopiero teraz całym swym jestestwem zrozumieli astronauci, że najważniejszy we wszystkich poszukiwaniach, działaniach, marzeniach i walkach jest sam człowiek. Dla każdej cywilizacji i każdej gwiazdy, całej galaktyki i nieskończonego wszechświata najważniejszy jest człowiek, jego rozum, uczucia, siła, piękno, jego życie!
Szczęście, bezpieczeństwo i rozwój człowieka jest głównym celem w nieobjętej przyszłości po pokonaniu Serca Węża, po wiekach bezrozumnej, ignoranckiej i szkodliwej utraty energii w niższych formach ustrojowych.
Człowiek jest jedyną siłą w kosmosie, mogącą działać rozumnie, by pokonując największe odległości dążyć do celowej i wszechstronnej przebudowy świata, do pięknego i mocnego życia, pełnego czystych i bogatych uczuć.
Dowódca kosmitów zrobił jakiś znak. Młoda kobieta, która prezentowała piękno mieszkańców fluorowej planety, rzuciła się w stronę, gdzie stała Afra.
Przywarła do szyby, rozkładając szeroko ręce, jakby chciała objąć piękną Ziemiankę. Afra, nie zważając na łzy spływające po policzkach, także przywarła do ścianki jak uwięziony ptak. Światło obcych zgasło i przezroczysta ściana stała się ciemnym odmętem, w którym tonęły wszystkie próby Ziemian, by zobaczyć ostatni raz obcych, którzy okazali się im tak bliscy.
Mut Ang polecił włączyć ziemskie oświetlenie, lecz galeria po tamtej stronie przegrody była już pusta.
— Grupa zewnętrzna, włożyć skafandry do rozłączenia korytarzy! — przerwał smutne milczenie władczy głos dowódcy. — Mechanicy do silników, astronawigatorzy do sterowni! Przygotować się do odlotu!
Ludzie opuścili galerię, zabierając narzędzia. Tylko Afra, oświetlona nikłym światłem otwartego luku burtowego, stała wciąż nieruchomo, jakby skuta lodowatym zimnem międzygwiezdnych przestrzeni.
— Afro, zamykamy luk! — zawołał do niej Tej Eron z głębi statku. — Chcemy zobaczyć ich odlot.
Młoda kobieta jakby się ocknęła i z krzykiem: „Zaczekaj, Teju, zaczekaj!”, podbiegła do dowódcy. Zaskoczony zastępca komendanta stanął w osłupieniu, lecz zaraz pojawiła się w środku sama Afra i biegnący za nią Mut Ang.
— Teju, włącz projektor na korytarzu! Wezwij techników, niech znowu ustawią ekran! — rozkazywał w biegu.
Ludzie upijali się jak przy awarii. Silny promień przebił się w głąb korytarza i zamigał z tymi samymi interwałami, jak lokalizator „Tellura” w momencie pierwszego spotkania. Obcy przerwali swoje prace i pojawili się w galerii. Ziemianie zapalili niebieskie światło 430. drżąca Afra pochyliła się nad tablicą kreślarską, odtwarzającą na ekranie pospieszne szkice biolożki. Podwójne spiralne łańcuchy mechanizmów cech dziedzicznych powinny być ogólnie podobne u ziemskich i fluorowych ludzi. Wyobraziwszy je sobie, Afra narysowała diagram przemiany materii ludzkiego organizmu, odpowiadający przemianie energii gwiezdnego promieniowania w roślinach. Młoda kobieta obejrzała się na nieruchome szare postacie i przekreśliła ukośnym krzyżem atom fluoru, wstawiając na jego miejsce atom tlenu.
Obcy drgnęli. Dowódca wystąpił naprzód i przybliżył twarz do przezroczystej przegrody, wpatrując się wielkimi oczami w niezdarne szkice Afry. Potem uniósł nad czołem splecione palce dłoni i głębokim ukłonem oddał hołd Ziemiance.
Zrozumieli to, co tylko w przebłysku pojawiło się w mózgu biolożki, wywołane smutkiem rozstania i wydobyło się na zewnątrz. Afra myślała o zmianie, całkowitej zmianie chemicznych przekształceń, zachodzących w skomplikowanych działaniach ludzkiego organizmu. Drogą oddziaływania na mechanizm dziedziczenia zamienić fluorową przemianę materii na tlenową! Zachować wszelkie dziedziczne osobliwości fluorowych ludzi, lecz skłonić ich ciała, by pracowały na innej bazie energetycznej. To gigantyczne zadanie było jeszcze tak dalekie od urzeczywistnienia, że nie wiadomo było, czy nawet siedem stuleci rozłąki „Tellura z Ziemią, wieków nieustannego rozwoju nauki mogło umożliwić podobne rozstrzygnięcie.
Lecz jak nieskończenie wiele mogą osiągnąć wspólne działania obu planet! Jeśli przyłączą się do nich inni myślący pobratymcy… fluorowa ludzkość nie pozostanie nikłym cieniem, zaginionym w głębinach Wszechświata.
Może więc smutek nieuniknionego rozstania i straty był wyolbrzymiony? Niedostępnie odlegli w budowie swoich planet i ciał fluorowi ludzie i ludzie Ziemi byli podobni w sposobie życia i całkiem sobie bliscy w uczuciach i myślach Afry, patrzącej w ogromne skośne oczy dowódcy gwiazdolotu. Zdawało się, że wszystko to w nich odczytała. A może było to tylko jej subiektywne wrażenie?
Obcy jednak żywili najwidoczniej tę samą wiarę w potęgę ludzkiego rozumu, która była dana Ziemianom.
Oto dlaczego nikła iskra nadziei, przekazana przez biolożkę, tak wiele dla nich znaczyła, że ich wymowne gesty nie wyglądały na pożegnalne, lecz jasno zapowiadały kolejne spotkania.
Oba gwiazdo loty rozchodziły się powoli, by nie uszkodzić jeden drugiego mocą silników wspomagających. Biały statek minutę wcześniej otoczył się ścianą oślepiającego ognia, za którą, gdy zgasła, nie widać już było niczego, oprócz kosmicznej ciemności.
Читать дальше