Astronauci umocowali tarczę na końcu rękawa przejściowego, a białe postacie kosmitów wykonały analogiczną pracę w swoim korytarzu. Potem Ziemianie i obcy spotkali się w próżni, pomagając sobie nawzajem umocnić podpory i pomost przechodni. Pogładzenie rękawa skafandra albo ramienia było przyjaznym gestem jednako zrozumiałym dla obu stron.
Pochylając podobne do rogów wypustki głowowych muszli, obcy próbowali obejrzeć twarze Ziemian przez przydymione szkła hełmów. Jeśli jednak głowy ludzi były stosunkowo dobrze widoczne, to lekko wypukłe przyłbice tamtych, ukryte pod kolcami „muszli”, były kompletnie nieprzeniknione dla wzroku ludzkiego. Tylko nieomylna człowiecza intuicja podpowiadała, że z tej ciemności spoglądają uważne oczy, wytężone, ale życzliwe.
Na zaproszenie do wejścia na pokład „Tellura” białe postacie odpowiedziały odmownymi gestami odpychania. Jeden musnął swój skafander, a potem szybko rozrzucił ręce, jakby na znak rozpadu.
— Boją się o swoje skafandry w atmosferze tlenowej — domyślił się Tej.
— Chcą zacząć, tak jak my, od spotkań w korytarzu — Stwierdził dowódca.
Dwa gwiazdoloty, śnieżnobiały i metalicznie lustrzany, stały się jedną całością, wiszącą nieruchomo w kosmicznej nieskończoności. „Tellur” włączył silne ogrzewacze i jego załoga mogła wejść do rurowatego korytarza w zwykłych roboczych strojach, obcisłych niebieskich kombinezonach z imitacji wełny.
Po przeciwnej stronie galerii paliło się niebieskie światło, przypominające świecenie ziemskich górskich szczytów. Na granicy dwóch odmiennie oświetlonych pomieszczeń przezroczyste przegrody wydawały się akwamarynowe, jak zamarznięta morska woda.
Zupełną ciszę naruszały tylko przyspieszone oddechy przejętych Ziemian. Tej Eron musnął łokciem ramię Afry i poczuł, że młoda kobieta cała drży. Zastępca dowódcy przygarnął mocno do siebie biolożkę i Afra podziękowała mu spojrzeniem.
W głębi korytarza pojawiła się grupa ośmiu obcych… Czy rzeczywiście obcych? Ludzie nie mogli uwierzyć własnym oczom. W głębi duszy każdy oczekiwał czegoś niezwykłego, nigdy niewidzianego. Całkowite podobieństwo do Ziemian graniczyło z cudem.
Takie było tylko pierwsze wrażenie. Im dokładniej Ziemianie się przypatrywali, tym więcej dostrzegali różnic w tym, czego nie przesłaniała ciemna odzież, połączenie krótkich obszernych kurtek z długimi szarawarami, przypominające starodawne ziemskie stroje.
Gdy zgasło niebieskawe światło, włączyło się ziemskie oświetlenie. Przezroczyste ścianki utraciły swą zielonkawą barwę i stały się jasne, prawie niewidzialne. Za tą ledwie widoczną ścianą stali ludzie.
Trudno było uwierzyć, że oddychają powietrzem zabójczym dla Ziemian i kąpią się w morzach ciekłego kwasu! Proporcjonalna budowa ciał i wzrost odpowiadały przeciętnym rozmiarom Ziemian. Skóra miała dziwny, żelaznoszary odcień z wewnętrznym krwawoczerwonym odblaskiem, jaki miewają wypolerowane czerwone hematyty. Szara barwa tego minerału była typowa dla mieszkańców fluorowej planety.
Okrągłe głowy porośnięte były gęstymi, granatowoczarnymi włosami… Najdziwniejsze były jednak ich oczy. Niewiarygodnie duże i wydłużone, mocno skośne, rozciągały się na całą szerokość twarzy, unosząc się zewnętrznymi kącikami ku skroniom, powyżej poziomu oczu Ziemian. Turkusowe białka wydawały się nieproporcjonalnie długie w stosunku do czarnych źrenic i tęczówek.
Odpowiadające rozmiarami i położeniu oczu proste i wyraziste, bardzo czarne brwi stykały się z włosami wysoko na skroniach i prawie stykały się u wąskiej nasady nosa pod dość szerokim kątem. Włosy nad czołem opadały od środka głowy ku skroniom podobnie prostymi liniami, symetrycznie do brwi. Czoło miało dzięki temu kształt rozciągniętego poziomego rombu. Nos był dosyć krótki i niezbyt wydatny, wyposażony w dolne nozdrza podobne do ludzkich. Wąskie usta o fioletowych wargach odsłaniały równe rzędy zębów o podobnej barwie jak białka oczu. Górna połowa twarzy wydawała się bardzo szeroka. Poniżej oczu oblicze zwężało się coraz bardziej aż do ostrego podbródka. Budowa uszu pozostała nierozpoznana, gdyż skronie i ciemię przykryte były u wszystkich obcych złocistymi przepaskami.
Grupa obcych składała się z kobiet i mężczyzn.
Kobiety można było rozpoznać po smukłej szych szyjach, bardziej krągłych policzkach i znacznie gęstszej masie krótko ostrzyżonych włosów. Mężczyźni byli znacznie wyżsi, potężniej zbudowani i mieli szersze szczęki. Ogólnie różnice cech cielesnych odpowiadały ziemskim.
Afra miała wrażenie, że dłonie kosmitów mają tylko po cztery palce. Odpowiadając z grubsza ziemskim proporcjom pałce mieszkańców fluorowej planety jakby nie posiadały stawów, zginały się płynnie, nie ukazując wygiętych kłykci.
Nóg nie można było dojrzeć, a stopy tonęły w miękkiej wykładzinie podłogi. Ubrania w świetle odpowiednim dla ziemskich oczu okazały się ciemnoczerwone, barwy prawie ceglanej.
Im dłużej przyglądali się astronauci, tym mniej wydawał im się dziwny wygląd przybyszów z fluorowej planety. Co więcej, ziemskim ludziom stawała się klarowna swoista, egzotyczna uroda obcych. Jej główną cechą były ogromne oczy, spoglądające ze skupieniem, ale i życzliwością, promieniejące ciepłem mądrości i przyjaźni.
— Co za oczy! — nie wytrzymała Afra. — Z takimi łatwiej być ludźmi, choć i nasze są wspaniałe!
— Dlaczego? — szepnął Tej.
— Im większe oczy, tym większa liczba elementów siatkówki, tym dokładniej mogą przyswoić detale otaczającego je świata.
Tej kiwnął głową na znak zrozumienia.
Jeden z obcych wystąpił naprzód i zrobił zapraszający gest. W tej chwili zgasło ziemskie oświetlenie po tej stronie.
— Och! — krzyknął zmartwiony Mut Ang. — Tego nie przewidziałem!
— Ja to zrobiłem — odparł spokojnie Kari. — Wyłączyłem zwykłe oświetlenie i zapaliłem dwie silne lampy z filtrami czterysta trzydzieści.
— Wyglądamy jak umarlaki — stwierdziła z przykrością Tajna. — Ludzie marnie się prezentują w takim świetle! Patrzcie, wszyscy staliśmy się zieloni, jakby pokryci szlamem.
— Próżne wasze obawy — stwierdził Mut Ang. — Ich spektrum najgłębszej widzialności sięga daleko w aspekt fioletowy, może nawet ultrafiolet. To pozwala dostrzec znacznie więcej szczegółów ciepłoty i odcieni, niż my jesteśmy zdolni postrzegać, choć nie mogę zrozumieć, w jaki sposób.
— Być może wydamy się im bardziej żółtawi, niż jesteśmy — zasugerował z namysłem Tej.
— To znacznie lepsza barwa, niż trupia siność. Rozejrzyjcie się wokół! — gorączkowała się Tajna.
Ziemianie zrobili kilka zdjęć i wsunęli w małą śluzę wysoko czuły odbiornik, pracujący na kryształach osmo. Kosmici przejęli sprzęt i ustawili na trójnogu.
Kari przesłał do czaszy antenowej wiązkę fal radiowych. We fluorowej atmosferze gwiazdolotu zadźwięczały mowa i muzyka z Ziemi. Tą samą drogą przekazano instrument do analizy powietrza, który pozwolił ustalić temperaturę, ciśnienie i skład atmosfery nieznanej planety. Jak można się było spodziewać, temperatura wnętrza obcego gwiazdolotu okazała się niższa od ziemskiej, nie przekraczając siedmiu stopni. Ciśnienie atmosferyczne było wyższe od naszego, lecz siła ciężkości niemal identyczna.
— Sami są zapewne cieplejsi — powiedziała Afra. — Tak jak my jesteśmy cieplejsi od naszej przeciętnej dwudziestostopniowej temperatury. Myślę, że ciepłota ich ciała wynosi około czternastu stopni.
Kosmici przekazali swoje przyrządy zamknięte w dwóch siatkowatych pudłach, niepozwalających odgadnąć ich przeznaczenia.
Читать дальше