Bianca Nias
Tajo@Bruns_LLC
Bianca Nias
Tajo@Bruns_LLC
Serce lwa
Z niemieckiego przełożyła
Renata Gaik
Impressum
© Wydawnictwo dead soft, Mettingen/Niemcy 2014
www.deadsoft.de
Prawa autorskie polskiej edycji dead soft verlag, Mettingen 2020
© the author
Okładka: Irene Repp
www.daylinart.webnode.com
Oprawa fotograficzna:
© George Mayer – Fotolia.com
© Eric Isselée – Fotolia.com
Wydanie I
ISBN 978-3-96089-416-2 (epub)
Informatyk Marc Nowak został bezpośrednio porwany w tajemniczy i obcy świat zmiennokształtnych: jego nowy klient, Tajo Bruns, okazał się jako jednym z najpotężniejszych Lwów w stadzie, co się ustatkowało w lesie Reinharda. W momencie, gdy Tajo zniknął, Marc zaczął pomagać jego rodzinie, go odnależć i uwolnić z rąk wroga. Jednak zamachy na lwy nie dają im spokoju i juz niebawem spostrzegli, że stoją twarz w twarz z niebiezpieczeństwem, które mogą pokonać tylko razem. Tajo liczy teraz niestety tylko na pomoc zwykłego człowieka, który, dodatkowo, bardzo mu się podoba…
Dla mojego męża –
mojej podpory, pomocy w przypadku awarii i miłości mojego życia.
I dla Barbary i Katji –
Najlepszych przyjaciółek – z podziękowaniem za zarażenie bakcylem J.B…
Marc przekroczył próg dużego biurowca w centrum Frankfurtu będąc wdzięcznym, że klimatyzacja działała na wysokich obrotach, zwalczając duchotę dużego miasta. Odetchnął z ulgą, wachlując się kartoteką. Elegancja wyłożonego marmurem holu wejściowego zadziwiała go wciąż na nowo. Skinął w kierunku portiera siedzącego za kontuarem i pojechał windą na piętnaste piętro.
Jego zegarek wskazywał, że do spotkania miał jeszcze godzinę czasu. Był bardzo punktualny i dotarł jeszcze przed sekretarką w biurze. W głowie odtwarzał swoją prezentację. Nie zapomniał niczego? Nie, był tego pewien. Przygotował się szczegółowo, poza tym znał swoją dziedzinę jak żaden inny z jego kolegów.
Marc był fachowcem komputerowym i mając dopiero 28 lat wyrobił sobie już renomę w branży informatycznej we Frankfurcie. Bezpośrednio po ukończeniu studiów na Uniwersytecie w Gießen został zwerbowany przez firmę „Whiterspoon & Partner“, gdyż zdał swój egzamin końcowy z wyróżnieniem i jako najlepszy na roku. Studia skończył w przyspieszonym trybie i bez większego wysiłku w ciągu trzech lat – nic dziwnego, jeśli profesorowie mogli raczej uczyć się jeszcze od niego aniżeli odwrotnie. Nie przeszkadzało mu w ogóle bycie zaszufladkowanym u swoich kolegów jako „nerd“. Odczuwał to raczej jako wyróżnienie. Od 14-tego roku życia nie miał nic w głowie poza komputerami. Jego własnoręcznie napisane programy do rozszyfrowywania haseł ułatwiały mu ominąć firewalle i włamywanie do komputerów należących do firmy. Jeden z jego grzechów młodości był odpowiedzialny za to, że wszystkie drukarki na lotnisku we Frankfurcie zaczęły nagle drukować pliki i listy, czego nawet personel nie był w stanie zatrzymać. Zamęt był duży, a on nie został na szczęście złapany. Firma Fraport odpowiedzialna za lotnisko we Frankfurcie, oszacowała następnie wyrządzoną szkodę na kilkaset tysięcy euro, co później spowodowało u niego nad wyraz duże wyrzuty sumienia. Wtedy przysiągł sobie, wykorzystywać swoje zdolności tylko dla „dobrych celów”.
Dlatego też propozycja pracy dla Charlesa Whiterspoona była dla niego bardzo kusząca. Anglik założył tę firmę ponad piętnaście lat temu i wyrobił sobie dobrą renomę poprzez zmienne plany bezpieczeństwa IT. Wybrani przez niego pracownicy byli najlepsi, jeśli chodziło o ochronę komputerów przed dostępem do nich osób nieupoważnionych, więc nawet rząd federalny i wiele urzędów kazało zabezpieczyć swoje systemy przez jego firmę. Przy różnych, dużych projektach wyróżnił się już jako lider zespołu, gdzie jego niekonwencjonalny sposób myślenia zadziwił niektórych klientów. Wiedział, że jego szef cenił szczególnie jego spontaniczność i elokwencję. A teraz musiał po raz pierwszy sam przejąć opiekę nad klientem i samodzielnie zrealizować projekt. Marc był świadomy, jakie to było wyzwanie, ale czuł się gotowy do przejęcia tej roboty.
Dotarłszy do biura sprawdził w sali konferencyjnej, czy wszystko zostało przygotowane i czy działał sprzęt techniczny. Uruchomił rzutnik oraz włączył laptopa, aby po raz ostatni przejrzeć prezentację. Pojawiła się również sekretarka, aby mu pomóc przy ostatnich przygotowaniach. Ustawiła zimne napoje i ciastka oraz zaparzyła kawę.
Wszystko było idealnie. Nawet, jeśli innych bawiła jego skłonność do perfekcji i pedantycznej dokładności, dla niego były to rzeczy konieczne do życia oraz gwarantujące pożądany sukces.
Dwadzieścia minut przed spotkaniem przybył jego szef, Charles Whiterspoon.
Marc miał chwilkę czasu, aby zaszyć się w toalecie i odświeżyć. Ochlapał sobie twarz zimną wodą, osuszył ją, starając się zachować zimną krew, pomimo powoli wzrastającego napięcia, jakie wywoływały w nim tego typu spotkania. Energicznie przygładził swoje ciemnobrązowe włosy.
Stroił miny, pytając często samego siebie, jakie wywierał wrażenie na innych ludziach. Jak wiadomo, pierwsze wrażenie na kliencie było niezmiernie ważne. Ale on był tylko przeciętnym facetem. Przeciętne 1,80 m wzrostu, przeciętna figura, przeciętna twarz. W tłumie znikał niezauważony. Chciałby być bardziej wysportowany, jednakże wtedy musiałby więcej trenować. Ale niestety miał za mało czasu, tylko niekiedy biegał wzdłuż brzegu nad Menem, aby zachować równowagę w stosunku do pracy w biurze.
Ułożył gustownie swój krawat w paski i otrzepał jeszcze paproch ze swojego szarego garnituru od Armaniego. To cacko pochłonęło dużą część jego wypłaty, ale dodało mu trochę więcej pewności siebie, podnosząc ją w kontaktach z multimilionerami i przedstawicielami firm, którzy z upływem czasu należeli do jego klientów.
Przyjrzał się sobie w lustrze i odetchnął głęboko. Czuł się gotowy. Lepiej niż on nikt nie potrafił się przygotować do prezentacji projektu. W końcu nie pozostawił nic przypadkowi.
Zdecydowanie wszedł do sali konferencyjnej i stwierdził, że jego klient już przybył. Zaskoczyło go to, że z firmy „Bruns Limited Liability Comapany” przybyła tylko jedna osoba. Najczęściej wysyłano z firmy klienta kilku zarządców i ekspertów IT do negocjacji umów z „Whiterspoon & Partner”.
Marc zmierzył mężczyznę, który podniósł się z fotela klubowego i zwrócił się teraz w jego kierunku. Najpierw rzucił mu się w oczy jego wzrost, na pewno ponad dwa metry. Szerokie, muskularne ramiona naprężały się pod białą koszulą. Marynarkę gość ściągnął już wcześniej, przewieszając ją przez najbliżej stojące krzesło.
Marc poczuł, jak jego żołądek się ściska, a jego głowa robi się pusta. Tylko jego nogi na szczęście nie odmówiły mu posłuszeństwa, niosąc go jak zdalnie sterowanego przez salę konferencyjną. Cholera, ale był zdenerwowany!
Jego klient miał dość ciemne włosy, które przeplatały ciemne, prawie czarne pasemka, opadające za kołnierz koszuli w postaci luźnych i lekkich fal. Marc szybko zmierzył jego twarz z wyrazistymi kośćmi policzkowymi i kanciastym podbródkiem, co odwróciło jego uwagę od złotobrązowych oczu. Te oczy, wbijając się w jego spojrzenie, wydawały się go magnetycznie przyciągać. Może było to przyczyną niezwykle jasnego i podobnego do bursztynu koloru, że Marc zupełnie nie przejął się swoim niższym wzrostem, chcąc oficjalnie przywitać swego gościa i zamiast tego chwycił bez słowa wyciągniętą w jego kierunku dłoń.
Читать дальше