Arkadij Strugacki - Miliard lat przed koncem swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Miliard lat przed koncem swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miliard lat przed koncem swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miliard lat przed koncem swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Uczeni prowadzący badania, nagle zaczynają napotykać przedziwne, czasem wręcz absurdalne przeszkody. Czyżby komuś zależało na tym, by zatrzymać ich na krok przed dokonaniem epokowych odkryć? A jeśli tak, to komu? Pozaziemskiej cywilizacji? A może zjawisku, które od tysiącleci ludzkość nazywała „ślepym losem”?

Miliard lat przed koncem swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miliard lat przed koncem swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zachar pokornie odgryzł kawałek i zjadł. Trzasnęły drzwi. Weingarten, nadal nie patrząc na nikogo, przecisnął się na swoje miejsce, nalał sobie do kieliszka wódki i mruknął ochryple:

— Mów dalej…

— Co — dalej? Potem poszedłem do Wieczerowskiego. Te gnojki poszły sobie i ja poszedłem… Dopiero teraz wróciłem.

— A rudy? — zapytał niecierpliwie Weingarten.

— Przecież ci powtarzam, ośla głowo! Nie było żadnych rudych! Weingarten i Zachar wymienili spojrzenia.

— No, powiedzmy — powiedział Weingarten. — A ta twoja… Lidka czy jak jej tam… Nie robiła ci żadnych propozycji?

— Nno… jak by ci tu powiedzieć… — Malanow uśmiechnął się głupawo. — Przypuszczam, że gdybym naprawdę chciał…

— Tfu, co za bałwan! Nie o to chodzi! Zresztą, niech ci będzie. A śledczy?

— Wiesz co, Walka — powiedział Malanow — opowiedziałem ci wszystko, co i jak. Idź do diabła! Jak Boga kocham, trzecie przesłuchanie w ciągu jednego dnia…

— Walka — niepewnie wtrącił się Zachar — a może to rzeczywiście coś innego?

— Nie żartuj, stary! — Weingarten aż się skurczył. — Jak to — coś innego? Ma robotę i pracować mu nie dają… Jak to — coś innego? A poza tym przecież wymienili jego nazwisko!

— Kto wymienił? — zapytał Malanow, przeczuwając nowe nieprzyjemności.

— Ja chcę siusiu — jasnym głosem oznajmił chłopczyk.

Wszyscy wytrzeszczyli oczy. A chłopczyk obejrzał każdego po kolei, zszedł z taboretu i powiedział do Zachara:

— Chodźmy.

Zachar uśmiechnął się wstydliwie, powiedział: „No to chodźmy…” i obydwaj znikli w ubikacji. Było słychać, jak próbują spędzić z sedesu Kalama.

— No więc, kto wymienił moje nazwisko? — zapytał Malanow Weingartena. — Co to za nowa historia?

Weingarten pochylił głowę i słuchał odgłosów dochodzących z ubikacji.

— Ależ ten Gubar wsiąkł! — powiedział z jakimś posępnym zadowoleniem. — Ależ wsiąkł!

Mózg Malanowa stał się lepkim grzęzawiskiem.

— Gubar?

— No tak. Zachar. Wiesz, dopóty dzban wodę nosi…

Malanow przypomniał sobie.

— Kim on jest? Konstruktorem rakiet?

— Kto? Zachar? — Weingarten zdziwił się. — Ależ nie, skądże znowu. To majster, złota rączka. Konstruuje pchły sterowane elektronicznie… Ale nie na tym polega nieszczęście. Nieszczście polega na tym, że Zachar należy do ludzi, którzy troskliwie i rzetelnie traktują swoje pragnienia. To są jego własne słowa. I weź pod uwagę, stary, że to szczera prawda.

Chłopczyk znowu pojawił się w kuchni, wlazł na taboret. Zt nim wszedł Zachar. Malanow powiedział:

— Zachar, wiesz, dopiero teraz przypomniałem sobie, przedtem zapomniałem. Przecież Śniegowej pytał o ciebie…

I teraz Malanow po raz pierwszy w życiu zobaczył, jak człowiek bieleje w oczach. To znaczy robi się dosłownie biały jak papier.

— O mnie? — zapytał Zachar samymi wargami.

— Tak… wczoraj wieczorem… — Malanow przeraził się. Takiej reakcji jednak nie oczekiwał.

— Ty go znałeś? — zapytał cicho Weingarten Zachara.

Zachar w milczeniu pokręcił głową, sięgnął po papierosa, pół paczki wysypał na podłogę i zaczął spiesznie zbierać to, co wysypał. Weingarten chrząknął, wymamrotał: „Ten problem należałoby, tego…” i zaczął rozlewać koniak. A wtedy chłopczyk powiedział:

— Nie wiesz czasem! To jeszcze nic nie znaczy.

Malanow znowu drgnął, a Zachar wyprostował się i zaczął patrzeć na syna jakby z nadzieją czy co.

— Zwykły przypadek — ciągnął chłopczyk. — Zajrzyjcie do książki telefonicznej, tam tych Gubarów jest co najmniej osiem sztuk…

11…Malanowa znał od szóstej klasy. W siódmej zaprzyjaźnili się i do końca szkoły siedzieli w jednej ławce. Weingarten nie zmieniał się z upływem lat, tylko powiększał swoją wyporność. Zawsze był wesoły, gruby, żarłoczny, zawsze coś kolekcjonował — albo znaczki pocztowe, albo monety, albo kasowniki, albo etykietki na butelkach. Raz, kiedy już był biologiem, nawet zaczął zbierać ekskrementy, ponieważ Żeńka Sidorcew przywiózł mu z Antarktydy wielorybie, a Sania Żytniuk dostarczył z Pendżikentu ludzkie, ale nie zwyczajne, tylko skamieniałe, z dziewiątego wieku. Nieustannie męczył znajomych, żądając okazania drobnych — szukał jakichś niezwykłych miedziaków. I wiecznie łapał cudze listy, żebrząc o koperty ze stemplami.

I przy tym wszystkim znał się na swojej robocie. W swoim instytucie już dawno był samodzielnym pracownikiem naukowym, członkiem dwudziestu najróżniejszych komisji, zarówno krajowych, jak i międzynarodowych, bez przerwy latał za granicę na jakieś kongresy i w ogóle lada moment miał zrobić doktorat. Spośród wszystkich swoich przyjaciół najbardziej szanował Wieczerowskiego, ponieważ Wieczerowski był laureatem, a Walka nieprzytomnie pragnął nim zostać. Chyba ze sto razy opowiadał Malanowowi, jak sobie przypnie znaczek laureata i tak udekorowany pójdzie na randkę. I zawsze był gadułą. Opowiadał znakomicie, najzwyklejsze codzienne wydarzenia brzmiały niczym dramaty a la Graham Greene. Albo powiedzmy Le Carre. Ale łgał, jakkolwiek by to było dziwne, bardzo rzadko i bywał straszliwie zmieszany, kiedy w tych rzadkich momentach ktoś go demaskował. Irka go nie lubiła, nie wiadomo dlaczego, kryła się za tym jakaś tajemnica. Malanow podejrzewał, że dawno temu, jeszcze przed urodzeniem Bobka, Weingarten próbował poderwać Irkę, no i coś tam nie wyszło. W ogóle, co się tyczy podrywania, to Walka był prawdziwym mistrzem, nie jakimś prymitywnie obleśnym, tylko wesołym, energicznym, gotowym zarówno do zwycięstwa, jak i do porażki. Każda randka była dla niego przygodą, niezależnie od tego, czym się kończyła. Swietłana, kobieta wyjątkowo piękna, ale skłonna do melancholii, dawno machnęła na niego ręką, tym bardziej że Weingarten nie widział świata poza żoną i wiecznie wszczynał z jej powodu bójki w miejscach publicznych. W ogóle lubił awantury i chodzenie z nim na przykład do restauracji było prawdziwym skaraniem boskim… Słowem, żył sobie wesoło, szczęśliwie, gładko, bez szczególnych wstrząsów.

Dziwne wydarzenia zaczęły się, jak opowiedział, dwa tygodnie temu, kiedy rozpoczęta jeszcze w ubiegłym roku seria doświadczeń przyniosła nagle absolutnie nieoczekiwane, a nawet sensacyjne rezultaty. („Wy tego, oczywiście, nie zrozumiecie, chłopcy, chodzi o odwrotną transkryptazę, czyli zależną od RNA polimerazę DNA, czyli po prostu o rewertazę, to jest taki enzym, występujący w wirusach onkogennych, a to, powiadam wam bez fałszywej skromności, pachnie Noblem…”). W laboratorium Weingartena oprócz niego samego nikt tych rezultatów ocenić nie umiał. Większości, jak to zwykle bywa, cała sprawa po prostu zwisała, a nieliczne twórcze jednostki doszły do wniosku, że eksperymenty zwyczajnie się nie udały. Pora była letnia i wszyscy wyrywają się na urlopy, a Weingarten naturalnie nikogo nie puszcza. Wynika niewielki skandal — intrygi, rada zakładowa, komitet partyjny. W kulminacyjnym punkcie afery na jednej z narad Weingarten dowiaduje się półoficjalnie, że powstała pewna koncepcja — a mianowicie padła propozycja, aby mianować towarzysza Walentina Weingartena dyrektorem nowego supernowoczesnego Centrum Biologicznego, którego budowa w Dobroliubowie jest właśnie na ukończeniu.

Ta wiadomość spowodowała, że W. Weingarten poczuł się nieźle skołowany, niemniej jednak szybko dotarło do niego, że ta dyrekcja to, po pierwsze, jeszcze chwilowo kanarek na dachu i nie wiadomo kiedy, jeśli w ogóle, stanie się wróblem w garści, a po drugie, oderwie W. Weingartena od jego pracy na co najmniej półtora roku, a może nawet i na dwa. A Nobel, moi kochani, to jednak Nobel.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miliard lat przed koncem swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miliard lat przed koncem swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Miliard lat przed koncem swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Miliard lat przed koncem swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x