Arkadij Strugacki - Miliard lat przed koncem swiata

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Miliard lat przed koncem swiata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2004, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miliard lat przed koncem swiata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miliard lat przed koncem swiata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Uczeni prowadzący badania, nagle zaczynają napotykać przedziwne, czasem wręcz absurdalne przeszkody. Czyżby komuś zależało na tym, by zatrzymać ich na krok przed dokonaniem epokowych odkryć? A jeśli tak, to komu? Pozaziemskiej cywilizacji? A może zjawisku, które od tysiącleci ludzkość nazywała „ślepym losem”?

Miliard lat przed koncem swiata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miliard lat przed koncem swiata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Malanow niecierpliwie czekał. Bardzo wierzył w Wieczerowskiego. Filip był posiadaczem absolutnie nieludzkiego mózgu. Malanow nie znał drugiego takiego człowieka, który z określonego zespołu faktów umiałby wyciągnąć tak zaskakująco nieoczekiwane wnioski.

— No? — zapytał wreszcie Malanow.

Wieczerowski już nabił swoją fajkę, a teraz tak samo niespiesznie, ze smakiem, rozpalał ją. Fajka cichutko chrypiała. Wieczerowski powiedział pytając:

— Dima… p-p… a jak właściwie posuwa się twoja praca? Dużo zrobiłeś od czwartku? Zdaje się, że w czwartek… p-p… rozmawialiśmy ostatni raz…

— Czy to ważne? — z rozdrażnieniem zapytał Malanow. — Jeśli chcesz wiedzieć, mam teraz co innego na głowie…

Te słowa Wieczerowski puścił mimo uszu — nadal patrzył na Malanowa swoimi rudymi oczami i pykał fajkę. To był Wieczerowski. Zadał pytanie i teraz czekał na odpowiedź. I Malanow poddał się. Wierzył, że Wieczerowski wie lepiej, co jest ważne, a co nie jest.

— Sporo zrobiłem — powiedział i zaczął opowiadać, jak mu się udało przeformułować zadanie i sprowadzić je początkowo do równania wektorowego, a następnie do całkowo-różniczkowego, jak zaczął mu się jasno zarysowywać fizyczny sens całego problemu, jak dotarł do M-kawern i jak wczoraj wreszcie wpadł na pomysł z wykorzystaniem przekształceń Hartwiga.

Wieczerowski słuchał bardzo uważnie, nie przerywając i nie zadając pytań i tylko raz jeden, kiedy Malanow w zapale złapał samotną kartkę papieru i spróbował coś napisać na odwrotnej stronie, zatrzymał go i poprosił „słowami, słowami…”.

— Ale nic z tego nie zdążyłem już zrobić — smętnie zakończył Malanow. — Dlatego, że najpierw zaczęły się te kretyńskie telefony, potem przylazł ten typ z działu zamówień…

— Nic mi o tym nie mówiłeś — przerwał mu Wieczerowski.

— Bo to nie ma żadnego związku ze sprawą — powiedział Malanow. — Póki dzwonił telefon, jeszcze jako tako udawało mi się pracować, ale potem zjawiła się ta Lidka i wszystko poleciało w cholerę…

Wieczerowski zupełnie znikł w kłębach i smugach aromatycznego dymu.

— Nieźle, nieźle… — zabrzmiał jego głuchawy głos. — Ale, jak widzę, zatrzymałeś się w najciekawszym miejscu.

— Nie ja się zatrzymałem, tylko mnie zatrzymano!

— Tak — powiedział Wieczerowski.

Malanow uderzył się pięścią w kolano.

— Do diabła, powinienem teraz pracować i pracować! A ja nawet myśleć nie mogę. Przy każdym szeleście we własnym mieszkaniu podskakuję jak wariat… a na dodatek ta urocza perspektywa — co najmniej piętnaście lat kryminału…

Już nie wiadomo który raz napomykał o tych piętnastu latach, ciągle oczekując, że Wieczerowski powie: „Nie gadaj bzdur, jakie tam piętnaście lat, przecież to jawne nieporozumienie…”. Ale Wieczerowski i tym razem niczego podobnego nie powiedział. Zamiast tego nudnie i drobiazgowo zaczął wypytywać Malanowa o telefony: kiedy się zaczęły (dokładnie), o kogo pytano (choćby kilka konkretnych przykładów), kto dzwonił (mężczyzna? kobieta? dziecko?). Kiedy Malanow opowiedział mu o telefonie Weingartena, najwidoczniej był zaskoczony, czas jakiś milczał, a potem wrócił do tematu. Co Malanow odpowiadał? Czy zawsze podnosił słuchawkę? Co mu powiedzieli w biurze naprawy? Dopiero teraz Malanow przypomniał sobie, że po jego drugim telefonie do biura naprawy pomyłkowe telefony się skończyły… Ale nawet nie zdążył powiedzieć o tym Wieczerowskiemu, ponieważ przypomniał sobie coś.

— Słuchaj — powiedział z ożywieniem. — Zupełnie zapomniałem. Weingarten, kiedy wczoraj dzwonił, pytał, czy nie znam Sniegowoja.

— Tak?

— Tak. Powiedziałem, że znam.

— A on?

— A on powiedział, że nie zna… Nie o to chodzi. Co to jest, twoim zdaniem — zbieg okoliczności? No bo co jeszcze? Dziwny jakiś zbieg okoliczności…

Wieczerowski milczał czas jakiś, pykając fajkę, a potem znowu zaczął. Co to za historia z działem zamówień? Szczegółowo… Jak wyglądał ten facet? Co mówił? Co przyniósł? Co jeszcze zostało z tego, co przyniósł? Tym posępnym przesłuchaniem wpędził Malanowa w nieprzeniknioną melancholię, ponieważ Malanow nie rozumiał, po co to wszystko i jaki związek może mieć z jego nieszczęściami. Potem Wieczerowski wreszcie umilkł i zabrał się do dłubania w fajce. Malanow początkowo czekał, a potem zaczął wyobrażać sobie, jak przychodzi po niego czterech, wszyscy co do jednego są w czarnych okularach, łażą po mieszkaniu, zdzierają tapety, dopytują się, czy łączyły go bliższe stosunki z Lidką, nie wierzą mu, a potem wyprowadzają…

Zacisnął palce, aż zachrzęściły, i rozpaczliwie wymamrotał:

— Co będzie? Co będzie?

Wieczerowski natychmiast udzielił odpowiedzi:

— Kto wie, co nas czeka? — powiedział. — Kto wie, co się zdarzy? Kto z nas się upodli? Kto siłę okaże? Śmierć przyjdzie, osądzi i na śmierć nas skaże. Nie, lepiej nie wiedzieć, co przyszłość przyniesie nam w darze…

Malanow zrozumiał, że to są wiersze, tylko dlatego, że Wieczerowski zakończył występ głuchym sapaniem, które oznaczało u niego radosny śmiech. Prawdopodobnie tak właśnie sapali Marsjanie Wellsa, opici ludzką krwią, i Wieczerowski tak sapał, kiedy podobały mu się wiersze osobiście deklamowane. Można było pomyśleć, że satysfakcja, którą sprawia mu dobra poezja, jest czysto fizjologiczna.

— Idź do diabła — zaproponował mu Malanow.

Wówczas Wieczerowski wygłosił następną tyradę, tym razem prozą.

— Kiedy jest mi źle, pracuję — powiedział. — Kiedy mam nieprzyjemności, kiedy tłucze mnie chandra, kiedy życie wydaje mi się nudne, siadam do pracy. Zapewne istnieją inne recepty, ale ja ich nie znam. Albo też po prostu mi nie pomagają. Chcesz mojej rady — służę: bierz się do roboty. Bogu dzięki, takim ludziom jak ty i ja do pracy potrzebny jest tylko ołówek i kartka papieru…

Powiedzmy, że Malanow wiedział to wszystko i bez Wieczerowskiego. Z książek. Z Malanowem wszystko było inaczej. Mógł pracować tylko wtedy, kiedy było mu lekko na sercu i nic nad nim nie wisiało.

— Liczyć na twoją pomoc… — powiedział. — Lepiej zadzwonię do Weingartena… Moim zdaniem, to bardzo dziwne, że tak wypytywał o Sniegowoja…

— Naturalnie, zadzwoń — powiedział Wieczerowski. -Tylko jeśli możesz, przenieś aparat do drugiego pokoju.

Malanow podniósł telefon i zaciągnął sznur do sąsiedniego pokoju.

— Jeśli chcesz, możesz zostać u mnie — powiedział w ślad za nim Wieczerowski. — Papier jest, ołówek mogę ci dać…

— Dobra — powiedział Malanow. — Zobaczymy…

Teraz Weingarten nie odpowiadał. Malanow przeczekał z dziesięć sygnałów, odłożył słuchawkę, zadzwonił jeszcze raz i po następnych dziesięciu zrezygnował. Tak. Co robić dalej? Oczywiście, można zostać u Filipa. Tu jest chłodno, cicho. We wszystkich pomieszczeniach klimatyzacja. Ciężarówek nie słychać — okna wychodzą na podwórze. I nagle dotarło do niego, że wcale nie o to chodzi. Po prostu bał się wracać do siebie. Koszmar. Najbardziej na świecie lubię swoje mieszkanie, i do tego mieszkania boję się wrócić. No nie, pomyślał. Tego się nie doczekacie. Ja bardzo przepraszam.

Zdecydowanym ruchem wziął telefon i odniósł go na miejsce. Wieczerowski siedział patrząc na samotną kartkę i delikatnie stukał w nią swoim niebywałym parkerem. Kartka była do połowy zapisana symbolami, których Malanow nie rozumiał.

— Wracam do domu, Filip — powiedział Malanow.

— Oczywiście… Jutro mam egzamin, a dzisiaj cały dzień siedzę w domu. Dzwoń albo wpadaj…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miliard lat przed koncem swiata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miliard lat przed koncem swiata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Miliard lat przed koncem swiata»

Обсуждение, отзывы о книге «Miliard lat przed koncem swiata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x