Algis Budrys - Ten cholerny Księżyc

Здесь есть возможность читать онлайн «Algis Budrys - Ten cholerny Księżyc» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1991, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ten cholerny Księżyc: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ten cholerny Księżyc»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ten cholerny Księżyc — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ten cholerny Księżyc», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wiesz… — zaczął. — Ja naprawdę strasznie dużo mówię, kiedy jesteśmy razem. — Spojrzał na nią przepraszająco. — Pewnie cię okropnie zanudzam.

— Nie mam nic przeciw temu.

— Nie rozumiem cię — potrząsnął głową i uśmiechnął się łagodnie.

— A chciałbyś?

— Tak. Bardzo.

— A może ja czuję to samo wobec ciebie?

Zamrugał.

— Cóż, właściwie miałem taką nadzieję, choć nigdy o tym nie myślałem. Nigdy. — Potrząsnął głową. — Tylko Człowiek myśli jak Człowiek. — Wysiadł z samochodu i stojąc obok patrzył na Elizabeth. — Byłaś dziś dla mnie bardzo dobra. Dziękuję ci.

— Chcę, żebyś do mnie zadzwonił, jak tylko będziesz mógł.

Nagle zmarszczył brwi.

— Tak, jak tylko będę mógł — powiedział zafrasowany. Zamknął drzwi i stał bębniąc palcami po otwartym oknie. — Tak — powiedział krzywiąc się. — Czas ucieka. Ja… zadzwonię — i odszedł ze zwieszoną głową i opuszczonymi ramionami. Jego duże dłonie zamykały się i otwierały w rytm kroków. Doszedł lekkim zygzakiem i przed drzwiami domu zaczął szukać klucza.

W końcu otworzył drzwi, odwrócił się i pomachał niezdecydowanie dłonią, jakby nie był całkiem przekonany, że rozmowa została skończona. Potem ręka mu opadła i znikł za drzwiami.

Rozdział VII

Barker wkroczył następnego dnia do laboratorium z oczami w czerwonych obwódkach. Kiedy wkładał swój trykotowy kombinezon, ręce mu się trzęsły.

— Cieszę się, że pana tu widzę — powiedział Hawks podchodząc.

Barker spojrzał na niego i nie odpowiedział.

— Czy na pewno czuje się pan dobrze? Jeżeli nie, to możemy zaczekać do jutra.

— Niech się pan przestanie tak o mnie troszczyć — powiedział Barker.

Hawks włożył ręce do kieszeni.

— Dobrze. Czy widział się pan ze specjalistami z sekcji topograficznej?

Barker skinął głową.

— Czy był pan w stanie przekazać im dokładną relację z wczorajszego przejścia?

— Wyglądali na zadowolonych. Może pan przecież poczekać, aż przetrawią te wiadomości i przyniosą panu raport na biurko. Jakie znaczenie ma dla pana, co ja tam znajdę? Chodzi o to, żebym wchodził coraz dalej i nie zwariował, czy tak? Nie obchodzi pana, co stanie się ze mną, ja tylko przecieram szlak, aby pańscy genialni technicy nie wybili sobie o coś zębów, kiedy tam pójdą, żeby tę rzecz rozebrać, tak? Póki nie grozi panu szukanie nowego frajera cóż to więc dla pana znaczy? Jak by się pan do tego zabrał? Jak pan sądzi, ilu ludziom Connington zaplanował życie? Tak, żeby ich doprowadzić do tego miejsca? Dlaczego więc nie zostawi mnie pan w spokoju?

— Barker… — zaczął Hawks, ale pokręcił głową. — Nie, rozmowy nic tu nie dadzą.

— Mam nadzieję, że będzie się pan trzymał tej idei.

— Dobrze — westchnął Hawks. — Jest jedna rzecz. To będzie teraz trwało dzień po dniu, jeżeli tylko warunki astronomiczne pozwolą. Nie zatrzymamy się, póki pan nie wyjdzie z drugiej strony formacji. Kiedy raz to puścimy w ruch, trudno będzie wyhamować. Ale jeżeli odczuje pan potrzebę przerwy… żeby odpocząć, popracować przy swoich samochodach czy cokolwiek, to zrobimy to, jeżeli tylko będzie taka możliwość.

Barker skrzywił się.

— Panie Hawks, jestem tutaj, żeby coś załatwić i mam zamiar to zrobić. Nic innego mnie nie interesuje, zgoda?

Hawks skinął głową.

— Zgoda. Mam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo — powiedział Hawks wyjmując ręce z kieszeni.

* * *

Hawks poszedł korytarzem do sekcji topograficznej. Zapukał i wszedł do środka. Ludzie skupieni nad mapą formacji, zajmującą wielki kwadratowy stół na środku pokoju, unieśli głowy, ale zaraz wrócili do swojej pracy. Jedynie szefujący zespołowi oficer Straży Wybrzeża podszedł do Hawksa, pozostali cierpliwie nanosili znaki za pomocą kawałków czerwonej kredy umocowanej na długich wskaźnikach. Jeden z ludzi stał z przekrzywioną głową przy magnetofonie wsłuchując się w głos Barkera.

— Mówiłem wam! — odezwał się niski i zduszony głos Barkera. — Jest jak błękitny obłok i w środku jakby coś się ruszało. Nie wygląda na nic żywego.

— Tak, mamy to — odpowiadał cierpliwy głos członka zespołu. Ale jak daleko to było od białego piaszczystego pagórka, na którym pan stał? Ile kroków?

— Trudno powiedzieć. Sześć, może siedem.

— Rozumiem. Mówi pan, że znajdowało się na prawo od pana. Dobrze, i co pan potem zrobił?

— Przeszedłem kawałek, ze dwa metry po tym występie i skręciłem w lewo obchodząc czerwoną kolumnę. Potem…

— Czy zauważył pan, jak był usytuowany wobec pana błękitny obłok, w chwili kiedy pan skręcał?

— Widziałem go oglądając się przez prawe ramię.

— Rozumiem. Czy mógłby pan teraz odwrócić głowę pod tym samym kątem? Dziękuję. Około dwunastu stopni od kierunku na prawo. Czy odległość nadal wynosiła sześć lub siedem kroków w linii prostej?

Pracownik zatrzymał taśmę, przekręcił i puścił jeszcze raz od początku, dopisując coś w notatkach.

— Co mogę dla pana zrobić, doktorze? — spytał oficer Straży Wybrzeża. — Wszystko to spiszemy i za kilka godzin będziemy gotowi. Jak tylko skończymy, podrzucimy panu raport do gabinetu.

Hawks uśmiechnął się.

— Nie przyszedłem tu, żeby was poganiać albo patrzeć wam na ręce. Proszę się nie denerwować, poruczniku. Chciałem tylko uzyskać ogólny obraz. Czy to, co on mówi, ma sens i pomaga wam?

— Wszystko idzie doskonale. Jego opisy tego, co widzi w formacji, nie zgadzają się z tym, co mamy w poprzednich meldunkach, ale nikt nie widzi tych samych rzeczy. Ważne jest, że zagrożenia pojawiają się zawsze z tych samych kierunków. W ten sposób wiemy, że tam jest coś i to nam wystarcza. — Porucznik, chudy, ponury zwykle człowiek, uśmiechnął się. — Jest to znacznie lepsze niż próby zrozumienia czegoś z kilku bazgrołów na tabliczce. Już pierwsza jego wyprawa dostarczyła nam masę materiału. — Porucznik podrapał się w kark. — Ulżyło nam, bo już baliśmy się, że będziemy nad tym ślęczeć do emerytury i nie skończymy.

Hawks uśmiechnął się niewesoło.

— Panie poruczniku, gdyby nie udało mi się wykonać pewnego telefonu do Waszyngtonu, już byśmy tu nie pracowali.

— Aha. Wobec tego lepiej obchodźmy się z nim jak z jajkiem. — Porucznik pokręcił głową. — Miejmy nadzieję, że on wytrzyma. Nie jest szczególnie łatwy we współżyciu, ale nie można mieć wszystkiego. Najważniejsze, że w końcu znalazł pan kogoś, kto się sprawdza w programie naukowym, bo o to przecież chodzi.

— Tak — zgodził się Hawks. Pracownik obsługujący magnetofon wyłączył aparat, podszedł do stołu z mapą i poprawiwszy kredę na końcu wskaźnika zrobił delikatny szkarłatny znak na białym plastyku. Potem przyjrzał mu się krytycznym okiem i usatysfakcjonowany kiwnął głową.

Hawks też skinął głową.

— Dziękuję, poruczniku — powiedział do oficera i wyszedł z pokoju.

Tego dnia Barker zdołał przetrwać we wnętrzu formacji cztery minuty i trzydzieści osiem sekund.

* * *

Kiedy czas pobytu w formacji doszedł do sześciu minut i dwunastu sekund, Connington odwiedził Hawksa w jego biurze.

Hawks spojrzał zaciekawiony. Connington powoli podszedł do biurka.

— Chciałbym z panem porozmawiać — powiedział siadając. — Uważam, że powinienem.

— Dlaczego? — spytał Hawks.

— Nie wiem dokładnie, ale uznałem, że nie można tego tak zostawić. Nie wiem, jak pan by to nazwał, ale życie ma swój porządek. Powinno mieć jakiś porządek: początek, środek, koniec. Jakieś rozdziały czy coś takiego. Gdyby tego nie było, człowiek nie miałby na nic wpływu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ten cholerny Księżyc»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ten cholerny Księżyc» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Algis Budrys - Michaelmas
Algis Budrys
Algis Budrys - Il giudice
Algis Budrys
Algis Budrys - Projekt Luna
Algis Budrys
Algis Budrys - ¿Quién?
Algis Budrys
Algis Budrys - Morte dell'utopia
Algis Budrys
Algis Budrys - Some Will Not Die
Algis Budrys
Algis Budrys - Exil auf Centaurus
Algis Budrys
Algis Budrys - Lower than Angels
Algis Budrys
Algis Budrys - Incognita uomo
Algis Budrys
Algis Budrys - Rogue Moon
Algis Budrys
Отзывы о книге «Ten cholerny Księżyc»

Обсуждение, отзывы о книге «Ten cholerny Księżyc» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x