Algis Budrys - Któż by niepokoił Gusa?
Здесь есть возможность читать онлайн «Algis Budrys - Któż by niepokoił Gusa?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1988, ISBN: 1988, Издательство: Alfa, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Któż by niepokoił Gusa?
- Автор:
- Издательство:Alfa
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7001-196-9
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Któż by niepokoił Gusa?: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Któż by niepokoił Gusa?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Któż by niepokoił Gusa? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Któż by niepokoił Gusa?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Algis Budrys
Któż by niepokoił Gusa?
Dwa lata temu Gus Kusevic jechał powoli wąską boczną drogą do Boonesboro.
Tutaj warto było jechać powoli, zwłaszcza późną wiosną. Poza nim na drodze nie było nikogo. Las właśnie rozkwitał ciemną soczystą zielenią, jeszcze nie spaloną przez lato, a popołudnia były nadal chłodne i świeże. Zanim zaś Gus dotarł do granic Boonesboro, zobaczył domek na sprzedaż stojący na ćwierćakrowej działce.
Łagodnie zatrzymał samochód, obrócił się bokiem na siedzeniu i popatrzył na domek.
Trzeba by go pomalować; biała farba ze ścian zszarzała, a dobry stan należał już do przeszłości. Na dachu ślady po brakujących gdzieniegdzie gontach tworzyły ciemne kwadraty na tle zbielałego od słońca cedru. Niektóre szyby oczywiście popękały. Nie rozsunął się jednak sam szkielet domu, dach się nie zapadł. Komin trzymał się prosto.
Gus spojrzał na rzadkie kępy zarośli i kopki zgrabionego siana; tylko tyle pozostało z krzewów i trawnika. Jego szeroka, dobroduszna twarz złożyła się do uśmiechu wzdłuż głębokich bruzd. Aż zaswędziały go ręce, by chwycić za łopatę.
Wysiadł z samochodu, przeciął drogę idąc ku drzwiom domku i z kartki przyczepionej do framugi przepisał nazwisko pośrednika. Dziś minęły już prawie dwa lata od tamtej chwili, był początek kwietnia i Gus nawoził trawnik.
Rankiem, obok sterty próchnicy za domkiem ustawił przegrodę; przerzucał przez nią ziemię, mieszał z rozkruszonym torfem i wywoził na trawnik rozmieszczając w małych kupkach. Teraz rozgrabiał ją dokładnie na młodej trawie cienką warstwą, która przykrywała tylko korzenie, a źdźbła mogły się przez nią łatwo przebić. Zamierzał skończyć, zanim rozpocznie się druga połowa meczu baseballowego między Gigantami a Kodiakami. Zależało mu, by go obejrzeć, ponieważ w Kodiakach rzucał Halsey, a Gus żywił wobec niego niejako matczyne uczucie.
Pracował bez zbędnych ruchów, nie tracąc nadmiernie energii. Raz czy dwa przerwał, by napić się piwa w cieniu krzewu róży, który zasadził koło drzwi frontowych. Słońce jednak prażyło i wczesnym popołudniem zdjął koszulę.
Na krótko przed zakończeniem pracy u wejścia wylądował podniszczony wiropłat. Zaparkował z szumem rotorów, a ze środka wygramolił się kościsty mężczyzna w znoszonym garniturze z serży, o rzadkich włosach przylepionych do wąskiej głowy. Mężczyzna popatrzył niepewnie na Gusa.
Gus zdążył się już wcześniej przyjrzeć gratowi, kiedy ten cicho podchodził do lądowania. Dostrzegł ledwie widoczne „Urząd Okręgu Falmouth” wymalowane na wyblakłym lakierze, wzruszył ramionami i wrócił do przerwanego zajęcia.
Gus był wysokim mężczyzną. Miał potężne, szerokie bary, rozrosłą klatkę piersiową pokrytą gęstymi stalowoszarymi włosami. Z biegiem lat urósł mu nieco brzuch, ale pod skórą wciąż jeszcze kryły się mięśnie. Ramiona miał grubsze niż uda u wielu ludzi i olbrzymie dłonie.
Twarz pokrywała siatka fałd i zmarszczek. Płaskie policzki znaczyły dwie głębokie bruzdy, które biegnąc od zakrzywionego nosa zlewały się ze zmarszczkami okalającymi szerokie wargi i podążały ku zaokrągleniu szczęki. Zmarszczki żłobiły też wystające kości policzkowe, a ponad nimi pobłyskiwały blado–niebieskie oczy. Krótko przystrzyżone włosy były białe jak śnieg.
Jedynie długotrwałe i dokuczliwe działanie słońca mogło jego ciału nadać opaleniznę, ale twarz była zawsze brązowa. Różowość spalonego słońcem ciała przerywały w wielu miejscach białe blizny. Nad spodniami wyłaniała się cienka szrama od cięcia nożem, która znikała gdzieś po prawej stronie brzucha. Inne wyraźne blizny przecinały nierówne kostki dłoni o grubych palcach.
Urzędnik spojrzał na skrzynkę pocztową, by sprawdzić nazwisko; porównał je z kopertą, którą trzymał w ręku. Stanął i ponownie spojrzał na Gusa, z jakiegoś powodu zdenerwowany.
Gus zdał sobie nagle sprawę, że pewnie swoim wyglądem nie wzbudza zaufania. Od grabienia i przesypywania ziemi w powietrzu unosiły się tumany kurzu. Pył, zmieszany z potem, pokrywał całą jego twarz, tors, ręce i plecy. Gus wiedział, że nawet w swoim najlepszym i najczystszym ubraniu nie wygląda zbyt ujmująco. Teraz więc nie mógł mieć pretensji do urzędnika, że ten czuje się nieswojo.
Próbował uśmiechnąć się zachęcająco.
Urzędnik oblizał wargi, lekko odchrząknął i skinął głową w kierunku skrzynki pocztowej.
— Kusevic? To pan?
— Zgadza się — potwierdził Gus. — Czym mogę służyć?
Urzędnik wyciągnął rękę z kopertą.
— Mam dla pana zawiadomienie z Rady Okręgu — wymamrotał. Znacznie bardziej jednak absorbował go wysiłek, by zestawić Gusa z tym, co go otaczało: krzew róży, starannie uformowane i pieczołowicie wypielęgnowane rabaty, żywopłoty, ścieżki z kamiennych płyt, pod wierzbą mała sadzawka ze złotymi rybkami, biało pomalowany domek ze skrzynkami na kwiaty w oknach i jasnymi żaluzjami, firanki ukazujące wnętrze za błyszczącymi szybami.
Gus czekał, aż mężczyzna skończy te naturalne porównania, ale gdzieś w środku zrodziło się ciche westchnienie. Widział podobne zaskoczenie u tak wielu ludzi, że już się prawie do niego przyzwyczaił. Nie przestało mu to być jednak obojętne.
— No cóż, wejdźmy do środka — rzekł po odpowiednio długiej chwili. — Tu jest dość gorąco, a w lodówce mam piwo.
Urzędnik ponownie się zawahał.
— Miałem tylko dostarczyć ten papier — powiedział wciąż się rozglądając. — Nieźle to pan urządził, nie powiem.
— W końcu to mój dom — uśmiechnął się Gus. — Człowiek lubi przecież ładnie mieszkać. Śpieszy się pan?
Urzędnika jakby zaniepokoiło coś w słowach Gusa. Nagle podniósł głowę, uświadamiając sobie, że pytanie było skierowane bezpośrednio do niego.
— Co?
— Mam nadzieję, że się pan nie śpieszy. Proszę do środka, napijemy się piwa. Nie musi pan chyba nigdzie pędzić w takie wiosenne popołudnie.
Urzędnik uśmiechnął się zażenowany.
— Nie, no tak, ma pan rację. — Nagle jego twarz się rozjaśniła. — No dobra.
Gus wprowadził go do domu, uśmiechając się z zadowoleniem. Nikt nie widział jego mieszkania, jak już je urządził: urzędnik był pierwszym gościem od momentu, kiedy się tu sprowadził. Nie zaglądał tu nawet żaden dostawca.
— Boonesboro było taką dziurą, że po zakupy trzeba było jeździć samemu. Poczty też nikt nie rozwoził, a do Gusa i tak listy nie przychodziły. Wprowadził urzędnika do salonu.
— Proszę usiąść. Zaraz wracam.
Poszedł prosto do kuchni, wyciągnął piwo z lodówki. Postawił na tacy szklanki, miseczkę chrupek i precelków, piwo i zaniósł to wszystko do pokoju.
Urzędnik stał przyglądając się książkom, które pokrywały dwie ściany salonu.
Widząc jego twarz Gus uświadomił sobie ze szczerym smutkiem, że urzędnik nie jest z tych, którzy mogliby wątpić, czy ktoś najwyraźniej tak przeciętny jak Kusevic przeczytał choć jedną z tych książek. Z takim, jeśli już się obali jego wstępne błędne poglądy, dałoby się jeszcze pogadać. Nie, urzędnik po prostu zbyt banalnie się zdziwił, że dorosły mężczyzna może się grzebać w książkach. Zwłaszcza ktoś taki jak Gus; no, jeden z tych dzieciaków bawiących się w politykę na uczelni to co innego. Ale człowiek dorosły nie powinien tak robić.
Gus zdał sobie sprawę z pomyłki w ocenie urzędnika — nie trzeba się było zbyt wiele po nim spodziewać. Powinien się od razu zorientować, niezależnie od tego, czy ma ochotę z kimś pogadać, czy nie. Zawsze tęsknił do towarzystwa i najwyższa pora uświadomić sobie, że go po prostu nie znajdzie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Któż by niepokoił Gusa?»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Któż by niepokoił Gusa?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Któż by niepokoił Gusa?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.