— Rozumiem, oczywiście — Wagenburg mówił już po ważnie. — Radiostacje morskie na Teneryfie i na Bermudach wołają nas bezustannie. Odbiór mam dobry bez anteny, ale nadawanie… Te bestie piekielnie uważają, a mnie została już tylko jedna sztuka.
— W porządku! Skoro musisz koniecznie dostać nową antenę…
— Co najmniej cztery!
— To w takim razie zaraz poślę ci sprzęt, jednego radio telegrafistę do pomocy i kilku marynarzy do ochrony.
— Zwariowałeś? — podskoczył Werner. — Przecież one otoczyły mnie jak fortecę. Nikt się tutaj nie dostanie. Te bestie warują nawet pod moimi drzwiami!
* * *
Szef radiostacji na Teneryfie obracał w palcach trzy kartki papieru, kręcąc przy tym głową i mrucząc:
— Co tam się dzieje, u licha?
Wszystkie trzy radiotelegramy przyszły w ciągu ostatniej godziny od niemieckiego poławiacza sargassu Kelb2, który zakotwiczył na morzu oddalony od lądu o tysiąc sześćset mil, a więc nad podmorskim zboczem skalnym północnoatlantyckiego progu.
Pierwszy, urwany w połowie zdania meldunek przeznaczony był dla niemieckiego armatora: „Tu radiostacja Kelb2 do bazy dyspozycyjnej! Burza słabnie, ale przeróbka włókien wodorostów niemożliwa z powodu zbyt wysokiej fali — brak materiału. Dzisiaj ponownie pojawiły się wodorosty ośmiornic — około dwadzieścia polipów osiadło na pokładzie. Zachowują się na razie łagodnie, ale z każdą chwilą stają się coraz bardziej niespokojne. Kierownictwo farmy liczy na wzro…”
Druga kartka była stenogramem nagrania na taśmę, dokonanego w oddziale radiotelefonii morskiej. Radiotelegrafista był najwidoczniej pod olbrzymim wpływem świeżo zaszłych zdarzeń, bo radiodepesza miała bardziej charakter spontanicznego monologu, nie zaś oficjalnego meldunku: „Halo, Teneryfa! Tu Kelb2, stacja B. Bądźcie z nami w kontakcie przez cały czas. Tu dzieją się piekielnie dziwne rzeczy…”
Po krótkiej przerwie w tekście stenogramu, spowodowanej zanikiem fali nośnej, tekst rozpoczynał się od słów: „… druga grupa ośmiornic przyległa do farmy — w tym momencie na naszym pokładzie toczy się zawzięta walka obu grup. Obie strony wykazują przy tym zadziwiającą inteligencję. Pierwsza grupa cofnęła się aż do nadbudówki i sformowała obronne półkole, druga naciera klinem. Do tej pory nie sądziłem, że te potwory potrafią być tak zawadiackie i z taką wściekłością na siebie następować. Nawet mi to w głowie nie postało, bo przedtem zachowywały się bardzo spokojnie. Oho! Do pierwszej grupy dołączyły się teraz gumowe ośmiornice. Niech to wszyscy diabli! Te bestie znowu huśtają się na kablach antenowych. Mają wręcz zadziwiające zamiłowanie do techniki. Te cholerne bydlęta zachowują się tak, jakby doskonale wiedziały, w jaki sposób najłatwiej unieszkodliwić każdą radiostację. Przed chwilą połamały obudowę pelengatora i oberwały kabel anteny dalekopisu, teraz dobierają się do kabla głównego. Jeżeli uda im się…”
Od tego miejsca kartka była pusta. — Widocznie „im” się udało — pomyślał szef radiostacji i podniósł do oczu trzecią kartkę, dostarczoną mu tym razem z sekcji łączności posługującej się konwencjonalnym alfabetem Morse’a:
— Uwaga, uwaga! Akcja „Potwór”! Inwazja ośmiornic rozpoczęła się przed trzema minutami. Tysiące głowonogów opanowały sytuację na pokładzie! Tu stacja A na Kelb2! Tu stacja A na Kelb2! Wejście na pokład jest niemożliwe! Między trzema pontonami farmy nie ma już połączenia! Akcja „Potwór”! Uwaga! Zostałem sam — za chwilę będę już całkowicie otoczony. Mam jeszcze tylko kontakt z mostkiem kapitańskim. Także stacja B została zaatakowana! A ten cholerny sztorm znowu się nasila! Została mi tylko jedna antena — wszystkie poprzednie są już dawno zniszczone… Halo, Teneryfa! Ośmiornice zaczynają się grupować w oddziały. To wydaje się niemożliwe, ale one nauczyły się już nawet tego, jak należy otwierać drzwi. Te drańskie polipy Morrisa są piekielnie inteligentne — działają tak sprawnie i szybko, że nie starcza nam w ogóle czasu na przygotowanie jakichkolwiek środków dla powstrzymania inwazji! Doktor Marlies van Treddenkamp sama na pokładzie. Usiłuje przeciwdziałać. Sytuacja staje się krytyczna! Komendant prosi o dodatkowe środki zwalczania ośmiornic. Konieczne zrzuty! Powtarzam: konieczne zrzuty! Sytuacja krytyczna!”
— No, tam chyba rzeczywiście jest teraz gorąco — pomyślał szef radiostacji na Teneryfie. — Całe szczęście, że mają jeszcze dwie stacje radiowe i mogli wezwać pomoc. Szybko napisał kilka zdań na kartce papieru: „Uwaga! Uwaga! Ogólne ostrzeżenie stacji radiowej Teneryfa dla wszystkich statków pasażerskich i frachtowców. Ugrupowania ośmiornic u progu północnoatlantyckiego. Zdolne do ataku i obezwładnienia jednostki pływającej! Punkt najniebezpieczniejszy w chwili obecnej to 27° szerokości północnej, 49° długości! Koniec komunikatu.
Złożona kartka wpadła w przewód poczty pneumatycznej i po naciśnięciu guzika z napisem „pilne” znikła. Potem szef chwycił mikrofon i połączył się z lotniskiem na Maderze, by zawiadomić ich o sytuacji Kelb2, ale sztab lotniska znał już cały problem i wydał odpowiednie rozkazy.
* * *
Długa, kołysząca się sztaba metalowa działała na potwory jak magnes. Werner podnosił ją i opuszczał jak wędkę, by po kilku próbach rzeczywiście złowić kolejnego polipa. Naraz na korytarzu załomotały pospieszne kroki — Werner nie wierzył własnym uszom, bo zwątpił już, że otrzyma jakąkolwiek pomoc. Tymczasem ktoś walił pięścią w drzwi kajuty krzycząc:
— Otwieraj! Wzmocnienie wachty!
Wagenburg przez dłuższą chwilę nie mógł trafić kluczem w otwór zamka. Po głosie rozpoznał jednak, kto stoi pod jego kabiną. Peter Skaagen rzeczywiście dotrzymał słowa i przysłał do niego Kurta — radiotelegrafistę ze stacji B.
— Jak się tu do mnie przedostaliście? — krzyczał przez drzwi, które otworzyły się nagle. Kurt posunął się ku nim, za nim podążył towarzyszący mu marynarz, ale nie zdążyli jeszcze przestąpić progu, kiedy Werner zrobił taki ruch, jakby chciał ponownie zatrzasnąć wejście — w półmroku za plecami obu ludzi dostrzegł wijące się, czarne ramiona. Zreflektował się jednak, szarpnął wyciągniętą ku sobie dłoń Kurta tak, że radiotelegrafista wpadł do kajuty jak bomba. Marynarz nie śpieszył się jednak wcale, więc Werner ze strachem wychylił trochę głowę za próg, żeby go ostrzec i dopiero wtedy dostrzegł trzy białe pierścienie i jakieś cyfry na czarnym kadłubie głowonoga — była to po prostu jedna z gumowych ośmiornic. Uspokojony Wagenburg roześmiał się:
— A ja myślałem przez chwilę, że to prawdziwe bydlę…
Jeszcze dwaj marynarze weszli do kabiny.
— Jak się przedostaliście przez to cholerne kłębowisko? — ponowił swoje pytanie Werner.
— Przyholowała nas tutaj Marlies van Treddenkamp.
— A gdzie ona? Została na pokładzie? — zdziwił się radiotelegrafista.
— Nie. Chyba już teraz wraca…
— Co!? Sama przez tę hordę potworów?
Werner rzucił się do drzwi, wybiegł na korytarz, potknął się o mackę gumowej ośmiornicy, potem wytknął głowę na pokład, rzucając naokoło szybkie spojrzenia, czy nie kryje się w pobliżu jakaś niemiła niespodzianka. Najbliższa ośmiornica znajdowała się od niego o jakieś dwadzieścia czy trzydzieści metrów, więc w razie czego zawsze zdążyłby uciec. Wyszedł na pokład i o parę metrów dalej zobaczył Marlies van Treddenkamp, trzymającą się liny, by nie zostać przez falę przyboju strąconą do morza. Miała na sobie lekki, wodoszczelny strój płetwonurka. W ręce trzymała bicz elektronowy, a w pochwie u pasa zakrzywiony kris malajski. Główną jej ochronę stanowiła jednak przede wszystkim osobliwa straż przyboczna: dwie gumowe i dwie żywe tresowane ośmiornice. A nie opodal kotłowała się w zaciętej walce grupa wściekłych głowonogów. Żaden ze stworów nie zwracał na Marlies uwagi, ale starczyłoby przecież, żeby któryś wyciągnął długie ramię…
Читать дальше