– dopilnować ogniska. Do zobaczenia.
– Cześć – odpowiedział Claude.
Joanna przyniosła Claude’owi herbatę, a on nauczył ją obsługiwać magnetofon – bardzo ładny, w czarnym, skórzanym futerale. Dał jej osiem kaset w żółtych pudełkach i czarny segregator z kartkami.
– Dużo tego – powiedziała, przeglądając po-zaginane strony ze słowami napisanymi w trzech kolumnach.
– To szybko idzie – powiedział. – Tylko każde słowo mów wyraźnie, normalnym głosem i zatrzymuj się przed następnym. I uważaj, żeby wskazówka była na czerwonym kolorze. Chcesz spróbować?
Z bratem Waltera, Danem i jego rodziną zjedli obiad z okazji Święta Dziękczynienia. Zorganizował go Walter z matką i miał to być obiad pojednawczy, ponieważ bracia byli od ponad roku skłóceni z powodu posiadłości ojca, ale kłótnia zaczęła się na nowo. Walter i Dań krzyczeli, ich matka także, a Joanna w drodze do domu nie umiała tego zajścia wytłumaczyć dzieciom.
Zrobiła zdjęcia najstarszemu synowi Bobbie, Jonathanowi, jak pracował z mikroskopem, oraz mężczyznom, jak siedzieli na dźwigu i przycinali gałęzie drzew przy Norwood Road. Próbowała skompletować teczkę z tuzina przynajmniej najlepszych zdjęć, aby naciągnąć agencję na kontrakt.
Pierwszy śnieg spadł, gdy Walter był w klubie. Obserwowała z okna gabinetu, jak w świetle latarni wirowały drobne białe pyłki. Jednak po zetknięciu z ziemią nie pozostawiały żadnego śladu. Gdy spadnie go jeszcze więcej, zacznie się prawdziwa zabawa; będzie robić dobre zdjęcia i będzie musiała rozejrzeć się za butami i zimowymi skafandrami dta rodziny.
Po drugiej stronie ulicy, w salonie Claybrooków, siedziała Donna i polerowała coś, co przypominało puchar sportowy. Czyściła go zdecydowanymi, rytmicznymi ruchami. Joanna patrzyła i potrząsnęła głową. One pracują jak roboty od poniedziałku do soboty. To brzmi jak początek wiersza.
Uśmiechnęła się. Może by to przesłać do “Kroniki".
Podeszła do biurka, usiadła i przesunęła pióro, które wcześniej położyła w miejscu, gdzie skończyła czytać.
Przez chwilę wsłuchiwała się w ciszę, panującą na piętrze, a potem włączyła magnetofon. Z palcem na stronie, pochyliła się do mikrofonu naprzeciwko rysunku Ike'a Mazzarda i czytała: “Talk. Talent. Talenty. Talon. Talony. Talonowy."
Zdecydowała, że przeprowadzi się dopiero wówczas, gdy znajdzie idealny dom. Taki, który nie wymagałby remontu, miał odpowiednią liczbę przestronnych pokoi i ciemnię lub przynajmniej coś w tym rodzaju, a cena nie przekraczałaby sumy, jaką zapłacili za dom w Stepford (“Walter nawet twierdził, że mogło im się jeszcze wszystko zwrócić").
Wymagania duże, ale nie zamierzała tracić zbyt wiele czasu. Jednak pewnego zimnego grudniowego dnia udała się wraz z Bobbie na poszukiwania.
Bobbie szukała codziennie: w Norwood, East-bridge i New Sharon. Jak tylko znajdzie coś odpowiedniego, a była znacznie mniej wymagająca od Joanny, będzie naciskać na Dave'a, żeby natychmiast się przeprowadzili, mimo iż chłopcy będą musieli w połowie roku zmienić szkoły.
– Lepiej, żeby mieli małe perturbacje w życiu niż nienormalną matkę – powiedziała Bobbie. Piła ciągle wodę tylko z butelek i nie jadła żadnych tutejszych produktów.
– Wiesz, możesz sobie też kupić tlen w butlach – powiedziała Joanna.
– Wypchaj się. A ja już widzę, jak porównujesz Ajax z proszkiem do zmywania, którego używałaś wcześniej.
Szukanie domu skłoniło ją do dalszych obserwacji. Kobiety, które spotkały z Bobbie w Eastbridge – czy to właścicielki domów, czy pośredniczki w handlu nieruchomościami, jak na przykład pani Kirgassa – były żywe, energiczne, pogłębiając tym samym kontrast pomiędzy sobą a otępiałymi kobietami w Stepford. Poza tym w Eastbridge istniały duże możliwości działalności społecznej dla kobiet i mężczyzn. Zarówno dla każdej z płci oddzielnie jak i wspólnie. Powstawała tam nawet filia NOK-u.
– Czemu pani tu wcześniej nie zajrzały? – spytała pani Kiragassa, pędząc z zabójczą prędkością zygzakiem po szosie.
– Mój mąż słyszał, że… – zaczęła Joanna, kurczowo trzymając się podpórki pod łokieć i z przyzwyczajenia naciskając nogą nieistniejący pedał hamulca.
– Tam nie ma życia, nie tak jak tu.
– Wolałybyśmy jednak wrócić całe, żeby spakować rzeczy – powiedziała z tylnego siedzenia Bobby. _ Pani Kirgassa ryknęła śmiechem.
– Po tych drogach mogę jeździć z zawiązanymi oczyma. Chcę paniom pokazać jeszcze dwa miejsca.
W drodze powrotnej do Stepford Bobbie powiedziała:
– To coś dla mnie. Zostanę pośrednikiem w handlu nieruchomościami. Już zdecydowałam. Wychodzisz z domu, poznajesz nowych ludzi, zaglądasz ludziom do szafek. I możesz sama wyznaczać sobie godziny pracy. Serio, dowiem się, jakie stawiają tam wymagania.
Otrzymały list z Departamentu Zdrowia. Długi na dwie strony, w którym zapewniano je, że ich zainteresowanie ochroną środowiska podzielają zarówno władze stanu, jak i władze lokalne. Instalacje przemysłowe na terenie całego stanu podlegają ścisłym przepisom dotyczącym ochrony środowiska. Ich stosowanie jest egzekwowane poprzez częste kontrole samych instalacji oraz regularne badanie próbek ziemi, wody i powietrza. Jak do tej pory nie zrodziły one żadnych podejrzeń na temat zanieczyszczenia naturalnego środowiska w okolicy Stepford. Nie stwierdzono też obecności żadnych organicznych związków chemicznych, które mogłyby odurzać lub wywoływać depresje u mieszkańców miasta. Autorki listu mogty być zatem spokojne, gdyż ich obawy okazały się bezpodstawne, a ich troska została doceniona.
– Bzdury – powiedziała Bobbie, pozostając przy wodzie z butelek. Za każdym razem, gdy przychodziła do Joanny, przynosiła termos z kawą.
Walter leżał na boku, odwrócony do ściany, gdy przyszła z łazienki. Usiadła na łóżku, zgasiła lampkę i weszła pod kołdrę. Leżała na plecach i patrzyła, jak na suficie wyłaniają się różne kształty.
– Walter?
– Mhm?
– Czy było ci dobrze? – spytała.
– Jasne – powiedział. – A tobie – nie?
– Mnie – tak. Nic nie powiedział.
– Miałam wrażenie, że nie było to dla ciebie przyjemne przez ostatnich kitka razy.
– Nie, było dobrze. Tak jak zawsze.
Leżała, patrząc w sufit. Pomyślała o Charmaine, która nie pozwalała Edowi się złapać (a może i to się zmieniło?) i o tym, co Bobbie napomknęła swego czasu o dziwnych pomysłach Dave'a.
– Dobranoc – powiedział Walter.
– Czy jest coś – spytała – co byś chciał, żebym robiła, a czego nie robię? Albo czego byś nie chciał, a co robię?
Nie odezwał się, dopiero po chwili powiedział.
– Najważniejsze jest to, co ty chcesz robić. Odwrócił się i spojrzał na nią, oparty na łokciu. – Naprawdę – powiedział z uśmiechem. – Jest dobrze. Może ostatnio jestem trochę wykończony dojazdami do pracy.
Pocałował ją w policzek.
– Idź spać – powiedział.
– Czy masz romans z Esther?
– Na miłość Boską, przecież ona chodzi z facetem z Czarnych Panter. A ja z nikim nie romansuję.
– Z Czarnych Panter?
– Tak powiedziała Donowi jego sekretarka. Nawet nie rozmawiamy o seksie. Ja poprawiam jedynie jej błędy ortograficzne. Idźmy już spać. – Pocałował ją w policzek i odwrócił się.
Przewróciła się na brzuch i zamknęła oczy. Trochę się wierciła, starając się znaleźć dogodną pozycję.
Pojechali z Dave*em i Bobbie do Norwood na film i spędzili razem z nimi wieczór, bawiąc się przy kominku w Monopol.
Читать дальше