W sobotę wieczorem spadł duży śnieg, a w niedzielę Walter zrezygnował z oglądania meczu piłki nożnej i niezbyt szczęśliwy poszedł z dziećmi na sanki, na Winter Hill, Joanna zaś pojechała do New Sharon i wypstrykała półtora kolorowego filmu w rezerwacie ptaków.
Pete dostał główną rolę w sztuce bożonarodzeniowej, a Walter w drodze do domu zgubił portfel albo ktoś mu go ukradł.
Zaniosła szesnaście zdjęć do agencji. Bob Silver-berg, z którym tam podpisywała kontrakt, powiedział, że obecnie agencja z nikim nie chce współpracować. Zatrzymał jednak zdjęcia, mówiąc, że za dzień lub dwa da jej znać, czy są nimi zainteresowani. Lunch zjadła ze starą przyjaciółką, Doris Lombardo. Potem zrobiła gwiazdkowe zakupy dla rodziców i Waltera.
Otrzymała z powrotem dziesięć ze złożonych w agencji zdjęć, łącznie z “Po służbie”, które postanowiła posłać na konkurs do Przeglądu Sobotniego. Wśród sześciu, które agencja trzymała, był “Uczeń" – zdjęcie Jonny’ego Markowe z mikroskopem. Zadzwoniła do Bobbie i powiedziała jej:
– Dam mu dziesięć procent od tego, co za nie dostanę.
– Czy to znaczy, że mogę przestać mu dawać kieszonkowe?
– Nie radzę. Moje najlepsze zdjęcie, jakie do tej pory, ocenili na trochę powyżej tysiąca, a dwa pozostałe na dwieście dolarów za sztukę.
– lb nieźle jak na dzieciaka, który wygląda jak Peter Lorre – powiedziała Bobbie. – Mam na myśli jego, nie ciebie. Słuchaj, miałam i tak do ciebie zadzwonić. Mogjabyś wziąć Adama do siebie na weekend? Byłabyś taka dobra?
– Jasne, Pete i Kim będą szczęśliwi. A dlaczego mam wziąć?
– Dave miał wspaniały pomysł. Spędzimy sobie ten weekend całkiem sami. Drugi miesiąc miodowy.
Jakby to już gdzieś słyszała: deja vu. Ale odsunęła tę myśl. – To świetnie – powiedziała.
– Jonny’ego i Kenn’ego już mamy gdzie ulokować, ale pomyślałam, że Adam lepiej się będzie czuł u was.
– Dobrze. Dzięki temu Pete i Kim przestaną się na jakiś czas kłócić. A co robicie? Wyjeżdżacie gdzieś?
– Nie, zostajemy tu i pozwolimy się całkowicie zasypać śniegiem. Przywiozę go do was jutro po szkole, dobrze? A zabierzemy w niedzielę po południu.
– Dobra. A jak tam poszukiwania domu?
– Nie najlepiej. Dziś rano widziałam w Norwood prawdziwe cacko, ale właściciele wyprowadzają się dopiero pierwszego kwietnia.
– Pilnuj wiec tego.
– Nie, dzięki. Spotkamy się?
– Nie mogę. Naprawdę muszę posprzątać.
– Widzisz? Zmieniasz się. Te czary w Stepford zaczynają działać.
Murzynka w pomarańczowym szaliku i sztucznym, pasiastym futrze stała w bibliotece przy stoliku z palcem na książkach. Spojrzała na Joannę i kiwnęła głową niemalże z uśmiechem. Joanna zrewanżowała się kiwnięciem i również niemalże się uśmiechnęła. Murzynka odwróciła wzrok w kierunku pustego krzesła za biurkiem bibliotekarki i półek z książkami za nim. Była wysoka, o czekoladowej cerze, krótko ostrzyżonych, kruczoczarnych włosach i wielkich, ciemnych oczach, trochę egzotycznych. Miała około trzydziestki.
Joanna w drodze do biurka zdjęła rękawiczki i wyciągnęła z kieszeni kartę biblioteczną. Spojrzała na nazwisko pani Austrian, stojące na biurku, a następnie na długie, szczupłe palce Murzynki, stojącej parę metrów dalej. Pod palcami leżały książki: Ścięta głowa Iris Murdoch, a pod spodem jeszcze dwie, łącznie z Magiem, Joanna spojrzała na kartę. Mają odłożyć dla niej Poza wolnością i dumą aż do 11 grudnia. Chciała powiedzieć coś miłego i przyjaznego. Ta kobieta jest zapewne żoną albo córką w tej murzyńskiej rodzinie, w której wspomniała Mistrzyni Ceremonii Powitalnej. Joanna nie chciała uchodzić za zbyt liberalną. Czy powiedziałaby coś, gdyby to nie była Murzynka? Zapewne tak, w takiej sytuacji jak ta.
– Mogłybyśmy stąd wynieść wszystkie książki, gdybyśmy tylko chciały – powiedziała Murzynka. Joanna uśmiechnęła się.
– Chyba tak powinnyśmy zrobić, żeby nauczyć ją pilnowania miejsca – powiedziała, kiwając głową w stronę biurka.
– Czy zawsze tu tak pusto?
– Jeszcze w takim stanie tego miejsca nie widziałam – odpowiedziała Joanna. – Tyle, że przychodzę tu zwykle w soboty i popołudniami.
– Jest pani w Stepford nowa?
– Mieszkam tu od trzech miesięcy.
– A ja od trzech dni – powiedziała Murzynka.
– Mam nadzieję, że spodoba się tu pani.
– Z pewnością. Joanna wyciągnęła rękę.
– Nazywam się Joanna Eberhart – powiedziała z uśmiechem.
– Ruthanne Hendry.
Joanna przechyliła głowę, mrużąc oczy.
– Znam skądś to nazwisko, gdzieś je widziałam. Kobieta uśmiechnęła się. – Ma pani jakieś małe dzieci? – spytała.
Joanna skinęła zmieszana.
– Napisałam książeczkę dla dzieci, Penny na plan – powiedziała. – Mają ją tu, sprawdziłam w katalogu.
– Oczywiście, wypożyczyłam ją dla Kim dwa tygodnie temu! Bardzo jej się podobała! Mnie też. Dobrze znaleźć książkę, w której dziewczynka oprócz herbatki dla lalek rzeczywiście coś robi.
– Dyskretna propaganda – powiedziała z uśmiechem Ruthanne Handry.
– I sama pani robiła do niej ilustracje. Są świetne!
– Dziękuję.
– Pisze pani następną? Ruthanne Hendry kiwnęła głową.
– Mam już pomysł, ale zacznę nad nią pracować, jak się tu zadomowimy.
– Przepraszam bardzo – powiedziała pani Austrian, która właśnie wyszła kulejąc z małego pokoiku.
– Jest tu tak cicho z rana, że… – zatrzymała się, zamrugała oczami i dalej szła utykając -…pracuję w biurze. Będę musiała zainstalować tu wreszcie jeden z dzwonków, które klient może przycisnąć, by mnie wezwać. Witam, pani Eberhart.- Uśmiechnęła się do Joanny i do Ruthanne Handry.
– Dzień dobry – odpowiedziała Joanna. – A tu ma pani jedną ze swoich autorek książek dla dzieci. Jest autorką książeczki Penny ma plan. To Ruthanne Hendry.
– Ach tak? – pani Austrian ciężko usiadła na krześle, przytrzymując je tłustymi, różowymi rękami.
– To bardzo popularna książeczka – powiedziała. – Mamy dwa egzemplarze i oba są ciągle w czytaniu.
– Podoba mi się ta biblioteka – powiedziała Ruthanne Hendry. – Mogę się do niej zapisać?
– A mieszka pani w Stepford?
– Tak, właśnie się tu przeprowadziłam.
– A więc witamy – powiedziała pani Austrian. Otworzyła szufladę, wyciągnęła białą kartę i położyła obok sterty książek.
W Centrum Handlowym, przy prawie pustym barku, Ruthanne mieszała kawę i patrząc na Joannę powiedziała:
– Powiedz mi coś, ale szczerze: czy był duży sprzeciw, gdy kupowaliśmy tu dom?
– Nic o tym nie słyszałam – odparła Joanna.
– To nie jest miasto, w którym ludzie się buntują czy sprzeciwiają. Nie ma tu nawet miejsca, w którym można by się spotkać, poza Stowarzyszeniem Mężczyzn.
– Oni są w porządku. – powiedziała Ruthanne.
– Royal tam jutro wstępuje. Ale chodzi mi o tutejsze kobiety.
– To nie ma nic wspólnego z kolorem skóry, uwierz mi. One są takie dla każdego. Nie mają czasu nawet na kawę, zgadza się? Przykute do pracy domowej.
Ruthanne kiwnęła głową.
– Jeśli chodzi o mnie, to mi nie przeszkadza, jestem samowystarczalna, inaczej w ogóle bym się nie przeprowadzała, ale…
Joanna opowiedziała jej o kobietach, żyjących w Stepford i o tym, jak Bobbie zamierzała wyprowadzić się stąd, by nie upodobnić się do nich.
Читать дальше