Arkadij Strugacki - Przyjaciel z Piekła

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Przyjaciel z Piekła» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przyjaciel z Piekła: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przyjaciel z Piekła»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Przewieziony na Ziemię ranny żołnierz z odległego świata nie potrafi zaakceptować reguł nowego życia. Postanawia wrócić na ojczystą planetę, zwaną przez Ziemian Piekłem…

Przyjaciel z Piekła — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przyjaciel z Piekła», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A więc zostałeś nagrodzony… Skoro tak, to znaczy… e-e-e… pełniłeś następnie służbę wartowniczą w kwaterze głównej jego wysokości…

— Przez tydzień, master starszy pancermistrzu — powiedziały moje usta, a moja głowa pomyślała: No i czegoś się przyczepił? Czego chcesz ode mnie?

Nagle pochylił się do przodu.

— Czy widziałeś w kwaterze głównej marszałka Nagon-Giga?

— Tak jest, widziałem, master starszy pancermistrzu!

Mleko jaszczurcze! Hrabia się znalazł i do tego jeszcze przypalony! Ja z samym generałem Fraggą rozmawiałem, do pięt mu nie dorosłeś, a i on po mojej drugiej odpowiedzi zezwolił i przykazał — nie tytułować. A dla tego, jak widać, najsłodsza muzyka: „Master starszy pancermistrz”. Świeżo awansował czy co? A może z niewolnych, wysłużył sobie… nie potrafi się opamiętać.

— Gdybyś zobaczył teraz marszałka, poznałbyś go?

Też pytanie! Marszałek był taki niski, tęgi, oczy mu ciągle łzawiły. Ale to od kataru. Gdyby nie miał oka albo, powiedzmy, ucha… a tak, cóż, marszałek jak marszałek. Nic szczególnego. W kwaterze głównej było ich pełno, Fragga przynajmniej bywał na froncie…

— Nie wiem — odpowiedziałem.

Pancermistrz znowu rozsiadł się w fotelu i znowu ogląda cygaro. Nie podobało mu się to cygaro. Więcej je w ręku trzymał i obwąchiwał, niż palił. No to niechby je zostawił w spokoju… Taki solidny niedopałek, a ja mech kurzę…

Podciągnął pod siebie swoje długachne nogi, wstał, podszedł do okna, stanął plecami do mnie razem ze swoim cygarem — tylko niebieskawy dymek unosi się nad jego ramieniem. Popadł w zadumę. Myśliciel.

— No dobrze — mówi już zupełnie niewyraźnie i wychodzi mu: „nobrz”. — A czy ma kursant… e-e-e… starszego brata u nas w Błękitnych Wojskach Pancernych?

Nawet mordy nie odwrócił. Tak sobie tylko uchem zastrzygł w moją stronę. A ja, nawiasem mówiąc, miałem trzech braci… mógłbym mieć, tylko że wszyscy umarli w niemowlęctwie. I taka mnie wściekłość nagle ogarnęła na to wszystko razem.

— Jacy znowu, mleko jaszczurcze, bracia? — mówię. — Skąd bracia? Sami ledwie żyjemy..

Odwrócił cię do mnie błyskawicznie, jakby go kto szpilką ukłuł. Gały wytrzeszcza. No, pancerka wypisz wymaluj! A ja czuję się jak w okopie… Z przyzwyczajenia skóra na plecach mi ścierpła, a potem myślę — a idźże ty razem ze swoimi spojrzeniami, wiesz gdzie, też coś — starszy pancermistrz zdezelowanej armii. Sam na pewno zwiewał, aż dudniło, wszystko rzucił; tu się dopiero zatrzymał, przed własnymi, głowę daję, żołnierzami uciekał… I bezczelnie wystawiam prawą nogę do przodu, chowam ręce za plecy i patrzę mu prosto w otwory strzelnicze. Z pół minuty chyba milczał, potem niegłośno zachrypiał:

— Jak stoisz?

Chciałem splunąć, ale się oczywiście powstrzymałem i mówię: — A bo co? Normalnie stoję, jakoś się nie przewracam. I wtedy ruszył prosto na mnie przez cały pokój. Powolutku. I nie wiem, czym by się to wszystko skończyło, ale nagle Korniej, który przez cały czas siedział w kącie nad papierami, powiada:

— Pancermistrzu, mój drogi… bez przesady…

I koniec. Po osmalonej mordzie przebiegł jakiś grymas i master starszy pancermistrz, nie dochodząc do mnie, skręcił na swój fotel. Gotów. Zwiądł Błękitny Gryf. Nie jesteś, draniu, w komendanturze. I uśmiechnąłem się, jak umiałem, najbezczelniej całą swoją zdrętwiałą twarzą. I myślę — no, a jeśliby Kornieja nie było? Gdyby wyszedł na minutę? Tamten by mnie uderzył, a ja bym zabił. Tak jest, zabił. Gołymi rękami.

Opadł na swój fotel, zdusił wreszcie cygaro w popielniczce i mówi do Kornieja:

— Jednak bardzo tu jest gorąco, master Korniej… nie odmówiłbym wypicia czegoś… e-e-e… orzeźwiającego.

— Może soku? — proponuje Korniej.

— Sok? E-e-e… nie. Jeśli można, wolałbym coś mocniejszego.

— Wina?

— Jeśli można.

Na mnie więcej nie patrzy. Ignoruje. Bierze od Kornieja kieliszek i zanurza w nim swój przypalony nos. Ciągnie. A ja osłupiałem. To niemożliwe! Nie, oczywiście wszystko się zdarza… tym bardziej że klęska… rozkład… Ależ nie! To przecież Błękitny Gryf! Prawdziwy! I nagle jakby mi zasłona z oczu spadła. Sznur… wino… Mleko jaszczurcze, przecież to zwyczajna lipa! Korniej mówi:

— Napijesz się, Gag?

— Nie — odpowiadam. — Nie napiję się. Ja się nie napiję i temu tam też nie radzę… starszemu pancermistrzowi.

I taka mnie wesoła złość ogarnęła, że o mało nie roześmiałem się na głos. Obaj wytrzeszczyli na mnie oczy. A ja podszedłem do tego spalonego hrabiego, zabrałem mu kieliszek i mówię tak łagodnie, pouczam go po ojcowsku:

— Błękitne Gryfy — mówię — wina nie piją. Oni w ogóle nie piją alkoholu. Oni, master starszy pancermistrzu, ślubowali — ani kropli alkoholu, dopóki chociaż jeden pasiasty szczur plugawi swoim oddechem atmosferę wszechświata. To po pierwsze… A teraz sznureczek… — Biorę do ręki znak bojowej sławy, odpinam go od guzika kurtki i starannie opuszczam wzdłuż rękawa. — Sznur sławy bojowej tylko według regulaminu należy przypinać do trzeciego guzika od góry. Żaden prawdziwy Gryf go nie przypina. Siedzą w aresztach garnizonowych, a nie przypinają. To, znaczy się, po drugie.

Ach, jaką ja miałem satysfakcję. Jak mi było lekko i wesoło! Jeszcze raz na nich spojrzałem, zobaczyłem, jak mnie słuchają, niczym samego proroka Gagury głoszącego z jaskini słowo boże, i podszedłem do drzwi. Na progu przystanąłem i dodałem na zakończenie:

— A w rozmowie z młodszym stopniem, master starszy pancermistrzu, nie należy stale domagać się tytułowania pełnym tytułem. To jest, oczywiście, niezbyt wielki błąd, tylko że nikt pana nie będzie szanować. To nie oficer frontowy, powiedzą, to dekownik w mundurze oficera frontowego. I poparzona twarz nie pomoże. Mało to gdzie człowiek może się poparzyć…

I wyszedłem. Siadłem przy oknie, położyłem ręce na kolanach — dobrze mi, spokojnie, jakbym dokonał czegoś niezwykłego. Siedzę, przypominam sobie wszystko po kolei, jak to było. Jak Korniej na początku tylko mrugał oczami, a potem napięty jak trzcina łowił każde moje słowo, szyję wyciągał, a ten fałszywy pancermistrz tak słuchał, że aż mu szczęka opadła… Ale oczywiście niedługo tak się cieszyłem, bo bardzo prędko przyszło mi do głowy, że tak naprawdę to znowu wszystko się poplątało, wychodzi na to, że kiedy oni posyłają do nas szpiega, to ja im pomagam. Konsultuję ich. Jak ostatnie sprzedajne ścierwo. Ucieszyłem się, biedny idiota, i zdemaskowałem! Wzięliby go tam i postawili pod ścianę, i skończona sprawa… Jaka sprawa? Tu przecież cały problem właśnie się zaczyna. Korniej przecież też u nas siedział, i to na pewno niejeden rok. A mógł nie ocaleć. No i co, dobrze by się stało? Przecież to Korniej. Już nie mówię o tym, że moje kości gniłyby teraz w dżungli… Nie, to nie jest takie proste. Bo dlaczego ja się, tak wściekłem? Ten Gryf mnie rozwścieczył. Nie mogłem po prostu patrzeć na niego spokojnie. Dawniej mógłbym, i to z przyjemnością, dawniej ja bym padał przed nim na kolana, przed bratem-rycerzem, buty bym mu z dumą czyścił, a potem miałbym czym się chwalić. Wiesz, komu ja buty czyściłem? Starszemu pancermistrzowi! Ze sznurem! Nie, nie, muszę jakoś to wszystko uporządkować.

Siedziałem do samego zmierzchu, ciągle porządkowałem, a potem przyszedł Korniej i położył mi rękę na ramieniu, tak jak wtedy temu… Dangowi.

— No — mówi — dziękuję ci, chłopcze. Czułem, że na pewno coś zauważysz. Rozumiesz, myśmy go przygotowywali w wielkim pośpiechu… Trzeba ratować pewnego człowieka. Waszego wielkiego uczonego. Mamy podejrzenia, że ukrywa się na zachodnim brzegu jeziora Zagguta, a tam okopała się jednostka pancerna, nikogo nie przepuszczają, przyjmują tylko swoich. Tak że możesz uznać, że uratowałeś dzisiaj dwóch ludzi. Dwóch wspaniałych ludzi. Jednego naszego i jednego waszego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przyjaciel z Piekła»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przyjaciel z Piekła» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Żuk w mrowisku
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Miasto skazane
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Przyjaciel z Piekła»

Обсуждение, отзывы о книге «Przyjaciel z Piekła» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x