Spojrzała mu prosto w oczy. Odwzajemnił spojrzenie, zafascynowany jej ciemnymi jak mroczny tunel źrenicami, powiększonymi teraz w ciemności, zdającymi się otwierać widok na nieznany ląd. Może, przemknęło mu przez głowę, tę zawikłaną sytuację mógłby uratować jeszcze atak przez zaskoczenie. Tak właśnie dokonał kiedyś najszybszego podrywu w swoim życiu. Zaproszono go na duże przyjęcie, poszedł tam i nim minęło trzydzieści sekund od chwili, gdy stanął w drzwiach, przed jego oczami przeszła niesamowicie ponętna kobieta, a on, w przypływie szalonej brawury, zamiast się przywitać, powiedział wprost: „Czy pani się ze mną prześpi?” Spojrzała na niego zaskoczona i, bez długiego namysłu, zgodziła się, po kolejnych sześćdziesięciu sekundach byli już z powrotem drzwiami i dopiero następnego ranka udało mu się zapytać o jej imię. Wąski sierp księżyca przesłoniły włókniste chmury.
— Kiedyś — powiedziała nagle Judith — gdy tylko spodobał mi się jakiś mężczyzna, szłam z nim do łóżka, nie namyślając się wiele. Ale to na nic. To nie wystarczy.
Stephen odchrząknął.
— Chcesz powiedzieć, że spotkaliśmy się za późno? Chyba tego nie usłyszała.
— Szukam innego związku, takiego, który by coś znaczył. Prawdziwego. Rozumiesz?
— Tak, oczywiście. Może poszukasz dalej jutro? Judith uśmiechnęła się, pocałowała go lekko w usta, poczuł tylko tchnienie, i wyzwoliła z jego objęć. Patrzył za nią, jak odchodzi do swego namiotu, przedostatniego w rzędzie, i czekał w nadziei, że obejrzy się, zamacha do niego, da mu znak, by szedł za nią, coś w tym rodzaju. Ale nie obejrzała się więcej, kroczyła tylko dumnie i ponętnie po oświetlonej blaskiem księżyca żwirowej nawierzchni i w końcu znikła mu z oczu.
Stephen czuł jeszcze jej smakujący sandałowym drewnem pocałunek, a mózg wirował mu jak turbina parowa. Może ona tylko na to czeka, żebyś za nią poszedł, szeptał głosik małego diabełka. Że zdradzisz pożądanie graniczące z szaleństwem. Może, może…
Ale uzmysłowił sobie, że Judith dzieli namiot z inną wolontariuszką, Skandynawką, co najmniej czterdziestoletnią, przewiercającą go poważnym spojrzeniem. To idiotyzm. Poszedł do swojego namiotu, rozebrał się i wskoczył do łóżka. Zresztą, jest śmiertelnie zmęczony. Kompletnie bez formy na erotyczną premierę. No i do tego od rana znów się zacznie. Ściśle rzecz biorąc, za kilka godzin.
Najwyższa pora trochę się przespać…
Wtedy, na moment przed zaśnięciem, przypomniał sobie wszystko. Jasne, przecież jest jeszcze coś.
Poderwał się, sięgnął po latarkę i poświecił pod łóżko.
Szara, płaska skrzynka wciąż tam stała.
Obecnie uważa się za pewne, że w Jerozolimie i jej okolicy w czasach Heroda istniało silnie rozwinięte rzemiosło wyrobu kamiennych naczyń. Wytwarzano je z wapienia, wydobywanego w kamieniołomach położonych na obszarze na wschód od Jerozolimy, przy czym wydaje się, że stosowano dwie technologie wyrobu: jedną było toczenie na tokarce bloków kamiennych, wcześniej ociosanych w przybliżeniu cylindrycznie, drugą zaś ręczna obróbka dłutem.
Profesor Charles Wilford-Smith Raport z wykopalisk pod Bet Hamesh
Peter Eisenhardt obudził się nagle, przez chwilę przewracał się z boku na bok doznając dziwnego strachu, że nie jest w domu, ale że ocknął się w obcym kraju, w obcym łóżku, wreszcie zobaczył żarzące się czerwono cyfry zegara wskazujące osiem minut po piątej i wtedy wszystko mu się przypomniało. Racja. Jest w Izraelu, na pustyni, w dużym mieszkalnym kontenerze, ma go tylko dla siebie. Obok, w niemal identycznym wozie, śpi multimilioner spodziewający się po nim rozwiązania cholernie zagmatwanej zagadki. On zaś nie ma bladego pojęcia, jak się do tego zabrać.
Pisarz usiadł prosto na łóżku. Z doświadczenia wiedział, że usiłowanie ponownego zaśnięcia mija się z celem. Zwykle spiąć w obcym łóżku budził się o piątej i już nie zasypiał; było to jego osobistą przypadłością, odkąd sięgał pamięcią. Już jako dziecko, bawiąc z wizytą u ciotki albo babki, budził się o piątej rano i potajemnie błąkał po całym obcym domu, Przyglądał się milczącym rybkom w akwarium albo wyglądał z okna na ulicę, obserwując poranny ruch, czasem jeszcze w świetle lamp, w oczekiwaniu na świt.
Poza tym to łóżko to istna katastrofa. Ma luksusowy wygląd i z pewnością luksusową cenę, ale jest koszmarnie miękkie: gdy się na nim położył, miał wrażenie, że zapada się w górę waty, w głęboki dół, zrobiony specjalnie tak, by maksymalnie usztywnić mięśnie pleców i zdeformować kręgosłup. Właśnie tak się czuł.
Było już jasno. Eisenhardt rozsunął zasłonki robiąc wąską szparę, na tyle, by mógł wyjrzeć. Nie widział żadnego ruchu, jak sięgnąć wzrokiem. W zadziwiająco przejrzystym świetle wschodzącego właśnie słońca widać było tylko kamienie i namioty. Oraz bacznie rozglądających się wartowników przy białym namiocie nad złowieszczym miejscem znaleziska.
Wstał, narzucił szlafrok i pantofle, i powłócząc nogami poczłapał do pomieszczenia mającego służyć za coś w rodzaju małej kuchenki: chłodnej, białej, surowej; przytulnej jak sala operacyjna. Charakterystyczna czarna maszyna obok zlewozmywaka, jedyny nie biały ani chromowany obiekt w pomieszczeniu, to z pewnością ekspres do kawy. W jednej z szafek znalazł filiżanki, każda umieszczona osobno w specjalnym uchwycie zabezpieczającym przed stłuczeniem podczas jazdy. Umieścił jedną pod wylewką ekspresu, niepewnie przycisnął duży płaski przycisk na przedniej ściance maszyny, natychmiast zapaliła się mała czerwona lampka przypominająca smocze oko, a we wnętrzu aparatu coś zaczęło szemrać i bulgotać. Rozszedł się aromat kawy.
Trzymając w dłoni filiżankę pełną zbawiennego napoju, kontynuował obchód. To z pewnością pokój konferencyjny. Zajmował połowę długości wozu, zapewniając wystarczającą ilość miejsca na ustawienie długiego, białego stołu, przy którym mogło wygodnie usiąść co najmniej dziesięć osób. Stało wokół niego właśnie tyle krzeseł i nie miało się wrażenia ciasnoty. W pokoju znajdował się także flipchart — stojak na duże arkusze papieru. Na jednym z końców stołu postawiono złożony rzutnik, zaś umieszczony w kącie projektor filmowy sprawił, że Eisenhardt zaczął się zastanawiać, jakie może być właściwe przeznaczenie tego wozu, z pewnością wynajętego przez Kauna gdzieś w Izraelu: do kosztownych plenerowych zdjęć na filmowym planie? Czy zwykle siedzi tu zespół produkcyjny i przegląda nakręcone w ciągu dnia sceny? Czy w jego łóżku sypiali reżyserzy lub producenci? Jeśli to w Izraelu musi być niepokojąco wielu reżyserów ze zwyrodnieniem kręgosłupa.
W wąskiej ścianie naprzeciw projektora zamontowano suwane drzwi, być może dlatego, by uniknąć kolizji ze szczanym z sufitu ekranem. Zaciekawiony pisarz zajrzał, szafek za drzwiami. Znalazł telefon, poza tym mnóstwo książek, leksykonów historycznych, wszystkie po angielsku. Cóż. Mieli dobre chęci. Lecz bez słownika nie na wiele mu się przydadzą.
Skierował uwagę z powrotem na flipchart. Zamocowano na nim całkiem nowy, gruby blok papieru świetnej jakości. Przygotowano pisaki. Ze starego przyzwyczajenia wypróbował wszystkie, rysując małe kreseczki w narożniku.
W domu także często pracując na zarysem nowej powieści używał arkuszy papieru do flipchartów, gdyż podobało mu się, że są duże i zapewniają dość miejsca na rozrysowanie pomysłów, stojaka jednak jeszcze się nie dorobił. Miał zwyczaj przyklejać arkusze do drzwi lub do okiennej szyby i stać potem przed nimi ze zwykle niezbyt skorym do rysowania pisakiem, nanosząc stopniowo notatki, strzałki, pomysły i szkice, które wkrótce zmieniały się w dziką plątaninę. Rysowanie na oknie było szczególnie nieprzyjemne w zimie; chłód przenikał przez szkło i papier w kostki palców, aż zaczynały boleć, hamując w ten sposób strumień myśli.
Читать дальше