Stephen potrząsnął głową, całkiem powoli, niemal niedostrzegalnie.
— Kaun jest facetem od wiadomości. Filmy go nie interesują. Nigdy nie wyprodukował żadnego filmu.
— No dobrze, panie przemądrzalski. Nie, to nie. Teraz ty, mów, co się tu dzieje?
— Nie mam pojęcia.
— Science fiction, mówisz? — zastanowił się Yehoshuah. Stephen tylko zamruczał. W jego mózgu aż wrzało. Bez apetytu wpatrywał się w na wpół opróżniony talerz. Science fiction. Właśnie.
— Moglibyśmy stąd jak najszybciej wyjść? — poprosił słabym głosem.
Mijając zaułki, w których głos jazzowego fortepianu, dobiegający z jednej restauracji mieszał się z łkaniem elektrycznej gitary przygrywającej tańcowi brzucha w drugiej, czuli się jak zbiegowie. Stephen maszerował na przedzie, nie mając pojęcia, w jakim kierunku powinni iść. W jego mózgu wciąż wrzało.
— Stephen? — usłyszał za sobą głos Judith. — Wszystko w porządku? Wyjął z kieszeni telefon komórkowy i włączył go.
— W porządku. Muszę tylko zadzwonić.
— Zadzwonić?
Zatrzymał się przy kamiennym murze, stojącym tutaj z pewnością od tysięcy lat, i zaczął wybierać numer. Ciemna woda portowego basenu z pluskiem chlupotała przy falochronach, majaczyły czarne kontury statków, panowała kompletna cisza. Przyjaciele dogonili go.
— Do kogo dzwonisz? — zainteresował się Yehoshuah.
— SONY.
— SONY?
Stephen przerwał wybieranie numeru.
— Czy moglibyście nie powtarzać wszystkiego, co mówię? Zgadza się, dzwonię do firmy SONY. Chcę o tej kamerze wideo dowiedzieć się wszystkiego, co tylko możliwe.
— O tej porze?
— W Japonii jest akurat — spojrzał na zegarek — krótko przed jedenastą rano.
— Dzwonisz do Japonii? — Yehoshuah wyraźnie starał się zachować zimną krew.
— Chyba powiedziałem. Tak. SONY to japońska firma. Judith mierzyła go wzrokiem jak kogoś, co do kogo nie ma pewności czy właśnie zbzikował, czy chce z nich zrobić głupka.
— A numer do SONY w Japonii znasz oczywiście na pamięć?
Stephen podniósł wyżej swój malutki czarny telefon komórkowy, jakby trzymał w dłoni kartę atutową.
— Po prostu opłaca się mieć porządnego providera, nawet jeśli to trochę drożej kosztuje. Jeśli chcę rozmawiać z kimś, kogo numeru nie znam, dzwonię do centrali, czynnej okrągłą dobę, a oni tam mają wszystkie książki telefoniczne całego świata. Jasne?
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale dała za wygraną i tylko skinęła głową.
Zaczął jeszcze raz wybierać. Zgłosił się kobiecy głos, tak wieży i pogodny, jakby wokół zaczynał się właśnie słoneczny poranek. Tam, gdzie siedziała, być może akurat był słoneczny poranek. Wyjaśnił, czego potrzebuje:
— SONY, w Japonii, najlepiej kogoś ze zbytu, kto mówi po angielsku — na co rzuciła rześkie: „Momencik, proszę!” i przełączyła rozmowę w stan oczekiwania.
Judith spotkała się wzrokiem z bratem.
— Wydaję się sobie taka staroświecka — mruknęła. Czekali. Ta przyjemność nie będzie taka całkiem tania.
— Dzień dobry — usłyszeli wreszcie głos Stephena, starającego się mówić wolno i wyraźnie. Prawdopodobnie angielski osoby po drugiej stronie kabla nie budził zbyt dużego zaufania. — Nazywam się Foxx, dzwonię z Izraela. Tak, z Izraela. Na Bliskim Wschodzie. Tak, Między Egiptem a Syrią… Palestyna, właśnie.
Yehoshuah skrzywił się.
— Interesuje mnie CamCoder waszej produkcji, model MR-01. Chciałbym się dowiedzieć, czy mógłbym zobaczyć to urządzenie w Izraelu, u waszego przedstawiciela — chwila przerwy. — MR-01, tak — jeszcze jedna przerwa, tym razem dłuższa. — Nie, jestem pewien. M jak Madagaskar, R jak Rio. Kreska, zero, jeden. Tak.
Zobaczyli, jak oczy Stephena robią się coraz większe w miarę, jak słucha. Gdy znów się odezwał, jego głos wydał im się dziwnie zmieniony.
— Aha, rozumiem. Ach tak. Tak. W takim razie nie ma rady. Tak, dziękuję. Bardzo dziękuję za informację. Przeciwnie, bardzo mi pani pomogła. Dziękuję.
Piskliwy ton, jakim się pożegnał, zabrzmiał żałośnie. Stał Potem, wpatrując się pustym wzrokiem w telefon, następnie Przeniósł wzrok na plażę, na której południowym krańcu odbywało się małe przyjęcie. Z przenośnego magnetofonu kątowego rozbrzmiewała cicha muzyka, docierały do nich jedynie jej strzępki, a ciemne, smukłe postaci tańczyły w jej takt, niektóre nawet w wodzie.
— I co? — Judith przerwała wreszcie milczenie. Stephen zdobył się na przelotny, niewesoły uśmiech.
— Science fiction — powiedział, patrząc ponownie na telefon. Wyłączył go i wsunął z powrotem do kieszeni. — Science fiction, — Mógłbyś mówić trochę wyraźniej? Co on powiedział? Stephen odetchnął bezgłośnie i przesunął wzrokiem po rozległym, czarnym jak noc basenie portowym.
— CamCoder SONY MR-01 — powiedział — jest jeszcze w fazie projektowania. Pojawi się na rynku najwcześniej za trzy lata. W tej chwili istnieje wyłącznie na desce kreślarskiej.
Moneta 47: Stanowisko 98, Warstwa JE 14/6, Per.30; Ph.83. Ciężar AE 2.53 g — Claudius (AD 51-64), rok 14; prokurator żydowski: Antonius Felix. — odnośniki: MESHORER 232. — datowanie: 54 n.e.
Profesor Charles Wilford-Smith Raport z wykopalisk pod Bet Hamesh
— Więc? — spytał tryumfująco właściciel drugiej co do wielkości sieci informacyjnej na świecie. — Co pan o tym myśli?
Eisenhardt podniósł się z trudem. Prawa noga zdrętwiała mu trochę, najwidoczniej kucając tak długo nie zauważył, że ucisk zatamował dopływ krwi.
— Trudno powiedzieć — ociągając się odpowiedział. — Wygląda na dziwaczny dowcip.
— A zakładając, że to nie dowcip?
— Cóż mogłoby to być innego? — Pisarz masował dłonią udo. — Wspomniał pan przecież, że znalazł to jeden z kopaczy. Jak może pan być pewien, że to prawda?
John Kaun rzucił ponaglające spojrzenie na profesora.
— Proszę mu powiedzieć, co wiadomo o datowaniu tego znaleziska.
— Możemy założyć — zaczął tamten — że warstwa, w której znaleziono szkielet, zachowała się w stanie nieuszkodzonym. Innymi słowy, można wykluczyć, że zwłoki zostały tu zakopane w późniejszym okresie. Dość często zdarza się, jak może pan sobie wyobrazić, że zakłada się cmentarz w miejscu, gdzie już przed wiekami także chowano ludzi — zwłaszcza w kraju zasiedlonym od tak dawna jak ten. Trzeba tym pamiętać prowadząc wykopaliska, gdyż w przeciwnym razie znaleziska przyporządkowywano by niewłaściwym epokom. Istnieją absolutnie pewne znaki, po których można rozpoznać takie sytuacje. Tutaj, jak już powiedziałem, nic takiego się nie zdarzyło — warstwa była nieuszkodzona i można ją dokładnie datować na podstawie licznych monet, skorup ceramicznych, pyłków traw, a także kawałków drewna dających się metodą dendrochronologii jednoznacznie umieścić na wzorcu pierścieni wzrostu. Inaczej mówiąc, można być pewnym, że ten szkielet przeleżał w ziemi dwa tysiące lat.
— Szkielet — skinął głową Eisenhardt. — Lecz nie o niego przecież chodzi. Chodzi o ten woreczek.
— Cóż, leżał tuż obok niego.
— Gdy pan go zobaczył. Ale czy leżał tam, gdy odkopano szkielet?
— Mogę pokazać panu pod mikroskopem włókna z zewnętrznej warstwy. Pochodzą z rośliny, która nie występuje tutaj od półtora tysiąca lat.
— Ale może gdzie indziej?
— Do tego można nieomylnie stwierdzić, że materiał jest bardzo stary.
— W porządku. Kto otworzył worek?
— Zrobił to pan Foxx. Ten młody człowiek, który go znalazł.
Читать дальше