Pojawił się kelner z trzema talerzami. Jego twarz błyszczała od potu i sprawiał wrażenie, że ktoś go goni, w każdym razie dyszał, jakby miał za chwilę paść trupem na miejscu. Troje przyjaciół rozsunęło się, by mógł podać do stołu, co uczynił, nie odzywając się ani słowem, po czym ponownie zanurkował w chaosie.
— W pierwszej chwili pomyślałem, że ktoś zrobił mi kawał — mówił dalej Stephen, sięgając po nóż i widelec. Zapomniał już nazwę zamówionej potrawy, ale to, co leżało przed nim, wyglądało świetnie i pachniało uwodzicielsko. — Naprawdę, to była moja pierwsza myśl. Mówiłem sobie, podniesiesz teraz głowę i zobaczysz, jak patrzą znad krawędzi wykopu, naśmiewają się i chichoczą, i nie mogą się doczekać, żeby zobaczyć twój ogłupiały wyraz twarzy. Podniosłem więc głowę — ale nie było nikogo. Yehoshuah wstrząśnięty kręcił głową, obierając rybę i oddzielając mięso od ości, w takim skupieniu, jakby pracował nad archeologicznym zabytkiem.
— I co dalej?
— Przemyślałem to. Naprawdę długo. Zdaje się, że bitą godzinę przesiedziałem w mojej dziurze nic nie robiąc, tylko się zastanawiałem. Ale w końcu nie wymyśliłem nic lepszego, niż powiadomienie profesora — Stephen wziął kęs i spróbował. Smak był równie dobry, jak aromat. Naprawdę godzien polecenia jest ten lokal. — Jego reakcja wydała mi się dziwna.
— Uhm — mruknął Yehoshuah.
— Długo przyglądał się znalezisku, nic nie mówiąc. Potem po cichu poprosił mnie, żebym na razie nikomu o tym nie opowiadał. „Nikomu!”, powtórzył jeszcze dwa razy, poważnie i wnikliwie patrząc mi prosto w oczy. A potem wysłał mnie do Pierre’a, żebym mu pomagał. Pierre’owi, który mówi tylko po francusku. A ja po francusku umiem tylko Oui i Non i Voulez-vous coucher avec moi? To znaczy jak dojdę do?
Judith zachichotała. Wyglądało na to, że w takim stopniu i ona opanowała francuski.
— A teraz nam wszystko zdradziłeś. Stephen lekceważąco machnął ręką.
— Ach, jeszcze nigdy mnie nikt tak nie potraktował; on mnie po prostu nie zna. Pomyślcie sami, odsyła mnie, nad wykopem każe postawić namiot, telefonuje, następnego dnia zjawia się główny sponsor wykopalisk, zjeżdża z całym hufcem ludzi jak Attyla z armią Hunów — o co w tym wszystkim chodzi? Czy on myśli, że przestanę się zastanawiać?
— A jak myślisz, o co tu chodzi? — spytał Yehoshuah.
— Cóż, jedno jest pewne: umarły, któremu do grobu włożyć instrukcję obsługi kamery, z pewnością nie był Żydem przełomu epok — wywnioskował Stephen. — Myślę, że zamordowano go niedawno i tam zakopano. Yehoshuah otworzył szeroko oczy.
— O rany. Naprawdę tak myślisz?
— Nie jestem pewny. Ale to mogłoby być wyjaśnienie. Judith w namyśle zmarszczyła brwi.
— Ale dlaczego morderca miałby wkładać ofierze do grobu akurat instrukcję tej kamery?
— Może to decydująca wskazówka. Dowód morderstwa.
— Ale jeśli to dowód, mógł go spalić. Albo zakopać gdzie indziej. Grób ofiary to najgorsze miejsce, jakie mogło mu przyjść do głowy. Przecież właśnie tutaj najbardziej go zdradza. Pomyśl, gdyby nie było przy nim tej instrukcji, każdy wziąłby zwłoki za zwykłe archeologiczne znalezisko. — Za plecami Judith znów ktoś zabierał się do rozłożenia gazety. Tym razem krawędź hebrajskiego dziennika zadrapała ją w tył głowy, ale zdawała się tego nie dostrzegać.
— Mówiłeś wcześniej, że zwłoki leżały w nekropolii — z namysłem dodał Yehoshuah. — W rzędzie innych grobów.
— Tak.
— To by znaczyło, że morderca wiedział o tej osadzie już wiele lat temu, prawda?
— Ach — wyrwało się Stephenowi — a przecież dopiero w zeszłym roku odkryto ją na zdjęciach satelitarnych. Masz rację.
— No właśnie. To dziwne.
— Gdybym chciała zakopać gdzieś zwłoki — wtrąciła z uśmieszkiem Judith i przeczesała włosy palcami, omijając minimalnie gazetę — to nie odkryty obiekt archeologiczny byłby chyba najmniej odpowiedni, prawda? Chodzi mi o to, że gdybym kogoś zamordowała, nie chciałabym, żeby go kiedykolwiek znaleziono.
Stephen wbił wzrok obok niej w zadrukowaną hebrajskim pismem płachtę gazety, na której coś przykuło jego uwagę, choć nie potrafił przeczytać ani słowa po hebrajsku. Czy porodem był człowiek, próbujący ją czytać w mrocznym świetle restauracji?
— A może morderca chciał, żeby znaleziono ciało — zastanawiał się głośno. — I chciał też, żeby je od razu zidentyfikowano jako ofiarę morderstwa. Ale jest coś jeszcze — przyjechał tam John Kaun ze swoimi ludźmi, a nie policja kryminalna. Co to może znaczyć?
Judith znów dotknęła swych czarnych jak węgiel loków, tym razem chwytając gazetę, odwróciła się płonąc gniewem i krzyknęła na mężczyznę, po hebrajsku, lecz nietrudno było zgadnąć, co ją tak rozzłościło. Stephen uśmiechnął się, gdy tamten, smukły mężczyzna w okularach i z wielką brodą, bąkając liczne usprawiedliwienia, zaczął pedantycznie składać gazetę. Wtedy nagle odkrył, co przedtem przyciągnęło jego uwagę.
— Judith!
Spojrzała na niego poirytowana. Wstał, pochylił się nad stołem, nie zauważając, że przewrócił przy tym solniczkę i wazonik ze sztucznym bukiecikiem, i chwycił gazetę.
— To zdjęcie! — zawołał, chwycił mocniej, wyrwał płachtę papieru mężczyźnie, i położył ją przed Judith.
— Co tu napisali? Pod zdjęciem?
— Stephen? Co ty wyprawiasz? Zastukał wskazującym palcem w zdjęcie.
— To ten człowiek, który przyjechał taksówką. Akurat, gdy odjeżdżaliśmy. Co tu jest napisane?
— Jaki człowiek?
Stephen spojrzał na nią ostro.
— Przeczytaj tylko, co tu jest napisane. Po prostu przeczytaj.
— Stephen, o jakim człowieku mówisz?
— Za chwilę oszaleję — warknął Stephen. — Yehoshuah, ty. Co tu jest napisane, na miłość boską? Yehoshuah pochylił się zmieszany nad zdjęciem, najwyraźniej zrobionym w samolocie.
— Peter Eisenhardt, znany niemiecki pisarz, podróżuje właśnie po Izraelu gromadząc materiały do swojej następnej powieści…
— Peter Eisenhardt! — zawołał Stephen. — Właśnie. Dziękuję! — Wyrwał mu gazetę i oddał ją właścicielowi, w osłupieniu przyglądającemu się całej scenie.
— Gdy odjeżdżaliśmy z obozu, stała tam taksówka, która przyjechała krótko przed tobą — powiedział zwracając się do Yehoshui. — Jeszcze cię pytałem, czy wiesz, kim jest ten człowiek, pamiętasz? Yehoshuah skinął głową.
— Byłem pewien, że widziałem tę twarz już gdzieś na jakiejś fotografii, ale nie mogłem przypomnieć sobie, kto to. Teraz wiem. — W ekspedycji do Brazylii uczestniczył pewien Niemiec, który miał przy sobie dwie powieści Petera Eisenhardta. Z tyłu okładki był na nich portret autora.
— Tak, i co z tego? — spytała Judith unosząc brwi. — Przykro mi, ale to nazwisko nic mi nie mówi. Stephen oparł się o oparcie krzesła i przez moment miał wrażenie, że dobiegająca zewsząd fala dźwięków wzbiera, powódź głosów w najróżniejszych językach, brzęczenie szklanek, śmiechy i zgrzyt sztućców o talerze. Przez jego umysł przemknął szalony pomysł, całkowicie szalony pomysł…
— W Niemczech — powiedział powoli Stephen — jest dość znanym pisarzem science fiction.
Judith przyjrzała mu się, odwzajemnił jej spojrzenie. Stephen Foxx uwielbiał szalone pomysły. Całe życie, jakie prowadził, zawdzięczał innemu szalonemu pomysłowi. Ale ten — przebijał wszystkie…
— Może — zastanowiła się — ten John Kaun chce sfilmować jakąś jego powieść. A ponieważ akurat obaj są w Izraelu, umówili się na spotkanie…
Читать дальше