Andrea Camilleri - Pies z terakoty
Здесь есть возможность читать онлайн «Andrea Camilleri - Pies z terakoty» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pies z terakoty
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pies z terakoty: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pies z terakoty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pies z terakoty — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pies z terakoty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– To prawda, że zastrzeliłeś tego, który strzelał do Gege?
– Tak.
– Bez względu na to, gdzie Gege jest, będzie z tego zadowolony.
Westchnęła, ujęła mocniej dłoń komisarza.
– Gege poszedłby za tobą w ogień.
Meu amigo de alma – Montalbanowi przypomniał się pewien tytuł.
– Ja za nim też – powiedział.
– Pamiętasz, jaki był z niego nicpoń?
Nicpoń, urwis, leń patentowany. Marianna wyraźnie nie miała na myśli ostatnich lat, jego trudnych związków z prawem, lecz te dawne czasy, kiedy jej młodszy brat był mały i krnąbrny.
Montalbano uśmiechnął się.
– Pamiętasz, jak wrzucił petardę do miedzianego kotła, a człowiek, który go naprawiał, zemdlał od huku?
– A jak wylał atrament z kałamarza do torebki nauczycielki, pani Longo?
Około dwóch godzin rozmawiali o Gege i jego wyczynach, zatrzymując się tylko na epizodach, które sięgały co najwyżej czasu dojrzewania.
– Zrobiło się późno, już pójdę – powiedział Montalbano.
– Zaprosiłabym cię, żebyś został ze mną na obiedzie, ale mam same ciężkostrawne rzeczy.
– Co przygotowałaś?
– Attuppateddri z sosem.
Attuppateddri , czyli mieszkańcy małych jasnobrązowych muszli, zapadając w letarg, wydzielają śluz, który twardnieje, staje się białą błoną i zamyka, wręcz barykaduje, wejście do muszli. Na samą myśl o nich Montalbana zemdliło i miał ochotę odmówić. Lecz jak długo jeszcze będzie go prześladować ta obsesja? Przeprowadził chłodną kalkulację i postanowił przyjąć zaproszenie, żeby rzucić wyzwanie jednocześnie żołądkowi i psychice. Siedząc nad talerzem, z którego unosił się delikatny zapach barwy ochry, musiał się zmusić do jedzenia, ale wyciągnąwszy szpilką pierwszego ślimaka i spróbowawszy, od razu poczuł się wyzwolony: znikła obsesja, odczarował się smutek, nie było wątpliwości, że odżyje również żołądek.
W biurze utonął w objęciach. Tortorella nawet uronił łzę.
– Dobrze wiem, co to znaczy: wrócić po tym, jak człowiek oberwał kulę!
– Gdzie jest Augello?
– W pańskim gabinecie – powiedział Catarella.
Bez pukania otworzył drzwi, a Mimi poderwał się z krzesła za biurkiem, jak gdyby przyłapano go na kradzieży. Poczerwieniał.
– Niczego nie ruszałem. Tylko że stąd telefony…
– Bardzo dobrze zrobiłeś, Mimi – uciął Montalbano, tłumiąc ochotę, żeby skopać tyłek facetowi, który ośmielił się usiąść na jego krześle.
– Jeszcze dziś miałem odwiedzić cię w domu – powiedział Augello.
– Po co?
– Żeby ustalić ochronę.
– Czyją?
– Jak to czyją? Twoją. Wcale nie jest powiedziane, że tamci nie spróbują ponownie. Mogą nie dać za wygraną.
– Mylisz się, już nic więcej mi się nie przydarzy. Ponieważ, Mimi, to przez ciebie do mnie strzelano.
Augello oblał się takim rumieńcem, jak gdyby wsadzono mu w tyłek wtyczkę przewodu wysokiego napięcia. Zaczął drżeć. W końcu chyba cała krew gdzieś mu odpłynęła, bo pobladł jak nieboszczyk.
– Co też ci przychodzi do głowy? – wybełkotał.
Montalbano uznał, że wystarczająco się zemścił za przywłaszczenie biurka.
– Spokojnie, Mimi. Niezręcznie się wyraziłem. Chciałem powiedzieć, że to ty uruchomiłeś mechanizm, który sprawił, że do mnie strzelano.
– Mów jaśniej – poprosił Augello, osunął się na krzesło i otarł sobie chusteczką usta i czoło.
– Mój drogi, bez konsultacji ze mną, bez pytania, czy zgadzam się na to, czy nie, kazałeś śledzić Ingrassię. I co, myślałeś, że on jest taki głupi, żeby się nie zorientować? Wystarczyło najwyżej pół dnia, by zauważył, że mu depczesz po piętach. Miał jednak uzasadnione podejrzenia, że to ja wydałem polecenie. Zdawał sobie sprawę z tego, że popełnił mnóstwo błędów, za które wystawiłem go na cel, i wówczas, żeby się zrehabilitować w oczach Brancata, który zamierzał go zlikwidować – sam mi opowiedziałeś treść ich rozmowy telefonicznej – opłacił dwóch sukinsynów, żeby mnie rozwalili. Tyle że plany diabli wzięli. Wtedy Brancato, albo ktoś w jego imieniu, miał już powyżej uszu Ingrassii i jego niebezpiecznych porywów geniuszu, z niepotrzebnym zabójstwem biednego Misuraki na czele, i zadbał o to, żeby szef supermarketu zniknął z powierzchni ziemi. Gdybyś nie zaniepokoił Ingrassii, Gege wciąż jeszcze byłby wśród żywych, a mnie nie bolałoby biodro. To wszystko.
– Cóż, jeżeli sprawy tak się mają… – powiedział skruszony Mimi.
– Mają się tak, jak mówię. Możesz śmiało założyć się o własną dupę.
Samolot wyhamował bardzo blisko budynku, pasażerowie nie musieli wsiadać do autokaru. Montalbano widział, jak Livia schodzi po trapie i z pochyloną głową kieruje się do wejścia. Skrył się w tłumie, popatrzył na Livię, która po długim oczekiwaniu podniosła bagaż z taśmy, położyła go na wózku i ruszyła w stronę postoju taksówek. Poprzedniego wieczoru umówili się telefonicznie, że z Palermo uda się pociągiem do Montelusy, a on tylko przyjedzie po nią na dworzec. Tymczasem postanowił sprawić jej niespodziankę, pojawiając się już na lotnisku Punta Raisi.
– Czy jest pani sama? Mogę podwieźć?
Livia, która szła do pierwszej taksówki w szeregu, zatrzymała się raptownie i krzyknęła:
– Salvo!
Szczęśliwi, padli sobie w ramiona.
– Wyglądasz bosko!
– Ty również – powiedział Montalbano. – Obserwuję cię już od pół godziny, odkąd wysiadłaś z samolotu.
– To dlaczego od razu się nie pokazałeś?
– Lubię patrzeć, jak egzystujesz beze mnie.
W samochodzie Montalbano natychmiast ją przytulił, pocałował, położył dłoń na jej piersi, pochylił głowę, otarł się policzkiem o kolana i brzuch.
– Jedźmy stąd – powiedziała Livia, ciężko oddychając. – W przeciwnym razie aresztują nas za obrazę moralności.
W drodze do Palermo komisarz złożył jej propozycję, która dopiero co zrodziła mu się w głowie.
– Zatrzymajmy się w mieście. Chciałbym pokazać ci targ w Vuccirii.
– Już widziałam. Guttuso.
– Ten obraz to kit, uwierz mi. Wynajmiemy pokój w hotelu, pochodzimy po mieście, pójdziemy na Vuccirię, prześpimy się i jutro rano pojedziemy do Vigaty. I tak nie mam nic do roboty, mogę uważać się za turystę.
Kiedy przyjechali do hotelu, zrezygnowali z planu, zgodnie z którym mieli się tylko odświeżyć i wyjść. Nie wyszli, kochali się i zasnęli. Obudzili się po kilku godzinach i znów się kochali. Kiedy wyszli z hotelu, był już wieczór. Ruszyli w kierunku Vuccirii. Livię ogłuszyły odgłosy targu, czuła się zagubiona; nie rozumiała słów zachęty, okrzyków przekupek, języka. Zdumiewały ją sprzeczności, nagłe kłótnie, kolory tak jaskrawe, że wydawały się sztuczne, jak spod pędzla malarza. Woń świeżej ryby mieszała się z zapachem mandarynek, z oparami smażeniny i meusy, czyli jagnięcych flaków, gotowanych i posypanych wędzonym serem, a całość tworzyła niepowtarzalny, niemal magiczny miszmasz. Montalbano zatrzymał się przed sklepikiem z używaną odzieżą.
– Podczas studiów przychodziłem tutaj, żeby jeść chleb z meusą, który dzisiaj zwyczajnie rozwaliłby mi wątrobę. A ten sklep stanowił unikat na skalę światową. Teraz sprzedają w nim używane ubrania, lecz wtedy wszystkie szuflady były puste; właściciel, don Cesarino, siedział sobie za gołą ladą i przyjmował klientów.
– Jakich klientów? Przecież szuflady były puste!
– Nie były zupełnie puste, były… jak by to powiedzieć… pełne intencji, zachcianek. Ten człowiek sprzedawał rzeczy kradzione na zamówienie. Szłaś do don Cesarina i mówiłaś: potrzebuję takiego to a takiego zegarka, albo: potrzebuję obrazu, jakiegokolwiek, na przykład dziewiętnastowiecznego pejzażu morskiego, albo: muszę mieć taki to a taki pierścionek. On przyjmował zamówienie, zapisywał je na papierze, takim żółtym i chropowatym, jakiego wówczas używano w cukierniach, uzgadniał cenę i mówił, kiedy masz się stawić po odbiór. O umówionej godzinie, bez najmniejszego poślizgu, wyciągał spod lady i wręczał ci zamówiony towar. Reklamacji nie uwzględniał.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pies z terakoty»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pies z terakoty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pies z terakoty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.