I wrócił na wartę, żeby dalej wartować.
Montalbano pomyślał z goryczą, że czekają go ponure lata z krwią Catarelli w żyłach i kaszką manną w brzuchu.
Pierwsze z długiej serii pocałunków, jakie czekały go tego dnia, otrzymał od Fazia.
– Słyszałem, komisarzu, że strzela pan jak Pan Bóg przykazał. Jednego trafił pan w szyję, i to pierwszym strzałem, drugiego pan ranił.
– Zraniłem również drugiego?
– Owszem, nie wiemy w co, ale ranić pan ranił. Doktor Jacomuzzi zauważył o dziesięć metrów od samochodu czerwoną kałużę, to była krew.
– Zidentyfikowaliście nieboszczyka?
– Pewnie.
Wyjął z kieszeni karteczkę i przeczytał:
– Munafó Gerlando, urodzony w Montelusie szóstego września tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku, kawaler, zamieszkały w Montelusie przy via Crispi czterdzieści trzy, znaków szczególnych brak.
„Predyspozycje do pracy w urzędzie stanu cywilnego nie opuszczają go nawet na chwilę” – pomyślał Montalbano.
– A jakie miał stosunki z wymiarem sprawiedliwości?
– Nic a nic, komisarzu. Nienotowany.
Fazio włożył karteczkę do kieszeni.
– Za takie rzeczy płacą im co najmniej pół miliona.
Zamilkł, widocznie zrozumiał, że strzelił gafę.
Montalbano postanowił wybawić go z opresji.
– Gege zginął na miejscu?
– Nie cierpiał. Seria urwała mu pół głowy.
Weszli pozostali. I komisarz natychmiast utonął w uściskach i pocałunkach.
Z Montelusy przyjechali Jacomuzzi i doktor Pasquano.
– Wszystkie gazety piszą o tobie – powiedział Jacomuzzi ze wzruszeniem, ale i nie bez zawiści.
– Jest mi naprawdę przykro, że nie mogłem wykonać na panu autopsji – powiedział Pasquano. – Ciekawe, jak pan wygląda od środka.
– To ja pierwszy przybyłem na miejsce – powiedział Mimi Augello – a kiedy zobaczyłem, w jakim jesteś stanie i w jakiej scenerii, prawie narobiłem w gacie ze strachu.
– Skąd się dowiedziałeś?
– Otrzymaliśmy anonimowy telefon, że była strzelanina u podnóża Scala dei Turchi. Dyżurował wtedy Galluzzo, który natychmiast do mnie zadzwonił. I powiedział mi coś, o czym nie miałem pojęcia. Mianowicie to, że w miejscu, w którym doszło do strzelaniny, zazwyczaj spotykałeś się z Gege.
– To on o tym wiedział?
– Chyba wszyscy o tym wiedzieli! Pół miasta o tym wiedziało! A więc nawet się nie ubrałem, wyszedłem, jak stałem, w piżamie…
Montalbano uniósł rękę i przerwał mu.
– To ty śpisz w piżamie?
– Tak – odparł zdziwiony Augello. – A co?
– Nic. Mów dalej.
– Kiedy jechałem na miejsce, zadzwoniłem z komórki na pogotowie. I dobrze się stało, bo straciłeś dużo krwi.
– Dziękuję – powiedział z wdzięcznością Montalbano.
– Jakie dziękuję?! Nie zrobiłbyś dla mnie tego samego?
Po krótkim rachunku sumienia Montalbano postanowił nie odpowiadać.
– Aha, muszę ci jeszcze powiedzieć pewną ciekawostkę – dodał Augello. – Pierwszą rzeczą, o jaką mnie poprosiłeś, kiedy jeszcze leżałeś na piasku i jęczałeś, to żebym zdjął z ciebie ślimaki. Miałeś halucynacje, więc obiecałem, że zdejmę, ale nie było tam żadnych ślimaków.
Weszła Livia, wzięła go mocno w ramiona, wybuchnęła płaczem i położyła się przy nim na łóżku tak blisko, jak to tylko było możliwe.
– Zostań tak – powiedział Montalbano.
Kiedy trzymała głowę na jego piersi, czuł przyjemny zapach jej włosów.
– Skąd się dowiedziałaś?
– Z radia. A raczej to moja kuzynka usłyszała wiadomość. Ładne przebudzenie, nie ma co.
– I co zrobiłaś?
– Przede wszystkim zadzwoniłam do Alitalii i zarezerwowałam bilet do Palermo. Potem zadzwoniłam do twojego biura w Vigacie. Rozmawiałam z Augellem, który był bardzo uprzejmy, dodał mi otuchy, zaproponował, że przyjedzie po mnie na lotnisko. Jadąc z nim samochodem, poznałam cały przebieg wypadków.
– Livio, co mi jest?
– Nic ci nie jest, zważywszy na to, co mogło się stać.
– Jestem na zawsze zgubiony?
– Co ty mówisz?
– Będę do końca życia na diecie?
– Ale wiąże mi pan ręce – powiedział kwestor z uśmiechem.
– Dlaczego?
– Dlatego, że zachowuje się pan jak szeryf – albo, jeśli pan woli, jak nocny mściciel – i pcha się na wszystkie kanały telewizyjne i na pierwsze strony gazet.
– To nie moja wina.
– Nie, nie pańska, lecz to również nie będzie moja wina, jeśli będę musiał pana w końcu awansować. Powinien pan teraz siedzieć cicho. Na szczęście przez jakieś dwadzieścia dni nie będzie pan mógł się stąd ruszyć.
– Aż tyle?!
– A propos, w Montelusie jest wiceminister Licalzi. Przyjechał tu, żeby, jak sam mówi, uwrażliwić opinię publiczną na walkę z mafią, i zgłosił zamiar złożenia panu wizyty dziś po południu.
– Nie chcę go tutaj! – krzyknął poruszony Montalbano.
Licalzi nieraz się pożywił przy mafijnym korycie, a teraz, wciąż za zgodą mafii, znów piął się na szczyt.
Właśnie w tej chwili wszedł ordynator. Nasrożył się, widząc w pokoju sześć osób.
– Nie miejcie żalu, ale proszę, żebyście go zostawili w spokoju, musi wypocząć.
Zaczęli się żegnać, a ordynator powiedział głośno do pielęgniarki:
– I dzisiaj już żadnych wizyt!
– Wiceminister wyjeżdża o piątej po południu – szepnął kwestor do Montalbana. – Niestety, biorąc pod uwagę polecenie ordynatora, nie będzie mógł pana odwiedzić.
Uśmiechnęli się do siebie.
Po kilku dniach odłączyli go od kroplówki i na szafce przy łóżku zainstalowali mu telefon. Jeszcze tego samego rana przyszedł Nicoló Zito, który wyglądał jak Święty Mikołaj.
– Przyniosłem ci telewizor, wideo i kasetę. A także gazety, które o tobie pisały.
– Co jest na kasecie?
– Nagrałem i zmontowałem wszystkie te idiotyzmy, które o tobie wygadywałem. Nie oszczędziłem ci też tego, co mówili o wydarzeniu dziennikarze Televigaty i innych telewizji.
– Halo, Salvo? To ja, Mimi. Jak się dzisiaj czujesz?
– Dziękuję, lepiej.
– Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że zamordowali naszego przyjaciela Ingrassię.
– Spodziewałem się tego. Kiedy to się stało?
– Dziś rano. Zastrzelili go, kiedy jechał samochodem do miasta. Dwóch facetów na potężnym motocyklu. Agent, który śledził Ingrassię, próbował udzielić mu pomocy, ale niewiele mógł zdziałać. Posłuchaj, Salvo, jutro rano wpadnę do ciebie. Musisz mi zrelacjonować, oficjalnie, wszystkie szczegóły strzelaniny.
Nie tyle z ciekawości, ile dla zabicia czasu poprosił Livię, żeby włączyła kasetę. W Televigacie szwagier Galluzza oddawał się fantazjom godnym scenarzysty Poszukiwaczy zaginionej arki . Według niego strzelanina była bezpośrednią konsekwencją odnalezienia w grocie dwóch zmumifikowanych zwłok. Jaka potworna i nieodgadniona tajemnica kryła się za tą dawną zbrodnią? Dziennikarz nie wstydził się przypomnieć mimochodem smutnego końca, jaki spotkał odkrywców egipskich grobowców, i powiązać tego z zamachem na komisarza.
Montalbano wybuchnął śmiechem, aż zakłuło go w boku.
Następnie pojawiła się twarz Pippa Ragonese, komentatora politycznego tej samej sieci, byłego komunisty, byłego chadeka, obecnie eksponowanego działacza partii odnowy. Bez ogródek Ragonese zadał pytanie: co robił komisarz Montalbano w towarzystwie alfonsa i handlarza narkotyków, z którym, jak głosiły pogłoski, łączyła go przyjaźń? Czy takie spotkania były zgodne z ładem moralnym, który powinien obowiązywać każdego funkcjonariusza państwowego? Czasy się zmieniły, podsumował surowo komentator, dzięki nowemu rządowi kraj oddycha nowym powietrzem i wszyscy muszą dotrzymać kroku przemianom. Dawne zachowania, stare zmowy muszą się skończyć raz na zawsze.
Читать дальше