Wyszedł, zostawiając ją za drzwiami, zgorzkniałą, przekonaną, iż niewierny mąż idzie do kochanicy. Szlag by to, zaklął w duchu. Zamiast wyjaśnić sytuację, wymóc na żonie, żeby nie straszyła dzieciaka, wywołał nowy konflikt. Tylko dlatego, że nie potrafi utrzymać języka za zębami.
Słusznie powiedział komendant. Kiedyś sobie właśnie zbyt długim jęzorem zrobi poważną krzywdę.
Wrócił do domu.
Magda jeszcze nie zdążyła ochłonąć.
– Słuchaj uważnie, tylko nie wrzeszcz teraz. Mam do ciebie prośbę.
To bardzo ważna sprawa, więc potraktuj serio co powiem i schowaj do kieszeni złość. Przynajmniej na razie. Ale wyjdźmy na korytarz.
– Dlaczego? – zdumiała się.
– Sam nie wiem. Na wszelki wypadek. Czasem ściany lubią mieć uszy.
Tak naprawdę chciał mieć pewność, że żona nie zacznie znowu jazgotać. W blokowej sieni na pewno się nie odważy.
* * *
– Wysłałem – powiedział Jurek. Miał spuchniętą po przepiciu twarz. Pewnie po wyjściu Michała wyjął następną flaszkę. – Nadal nie bardzo rozumiem, dlaczego sam nie mogłeś tego zrobić.
– Nie chlaj tak beznadziejnie – powiedział Wroński – bo skończysz jak Miro. Gość ma już dziury w mózgu.
– Z tobą przecież piłem.
– Ze mną, a potem beze mnie, do lustra. Tak nie wolno.
– Sram na wszystko – Jurek machnął ręką. – Jakby stara ode mnie nie odeszła, to bym nie pił.
Wroński westchnął. Jakbyś się nie puszczał naprawo i lewo z każdą napotkaną babką, Jolka siedziałaby przy tobie. Nic jednak nie powiedział. Lubił Jurka. Mógł go chyba nawet nazwać przyjacielem.
– Nie odpowiedziałeś – przypomniał sobie partner. – Dlaczego sam tego nie wysłałeś?
– Takie przysłowie jest. Kto mniej wie, lepiej śpi.
– To się wiąże z tą sprawą, którą prowadzisz? Zazdroszczę ci trochę tego truposza, bo zawsze to jakaś odmiana, prawdziwe zabójstwo. Mnie stary rzucił kupę papierów z kradzieży samochodów.
– Nie wiem, czy się wiąże, ale raczej tak. Ale dzięki twojej pomocy w wysłaniu listu mogę się dowiedzieć czegoś ważnego.
– No to jestem zachwycony. Patrz – powiedział ze zdziwieniem – mam tutaj nawet jakieś pilne zapytania z Interpolu o Audi i Opla. Jakby nie wiedzieli, że jeśli Szwabowi zginie samochód we wtorek, w czwartek jest już w Kijowie albo pod Moskwą. I szukaj wiatru w polu. Ruscy mają gdzieś takie sprawy. Ich prokuratorzy sami nieźle korzystają z tego złodziejstwa.
– Ale swoje zrobić musimy. Kiedyś rozmawiałem z jednym gliną z Interpolu. Tam ludziom samochodówki też wychodzą bokiem, ale nie mają wyjścia. Im zawracają gitarę gliny z zagranicy, a oni nam. Myśleli, że jak powstanie ten sławetny Europol to ich odciąży. Ale nie odciążył.
Zadzwonił telefon. Jurek odebrał, podał bez słowa słuchawkę Michałowi.
– Rozmowa do ciebie – powiedział dyżurny.
Ciche pstryknięcie i kulturalny, starannie modulowany głos
– Halo. Czy mogę rozmawiać z panem Wrońskim?
– Przy telefonie.
– Z tej strony Ramiszewski.
– Poznaję. W czym mogę pomóc.
– Chciałbym, jeśli to możliwe, żeby przyjechał pan do mnie dzisiaj po pracy. Czy o siedemnastej byłoby możliwe?
– Oczywiście, panie doktorze – odparł zupełnie zaskoczony. Nie przypuszczał, że wielkie panisko, lekarz sądowy, zadzwoni do podrzędnego gliny.
– Mam dla pana pewne informacje.
– Domyślam się – przerwał gwałtownie, zanim tamten powiedział coś więcej. Przecież to służbowy telefon! – Porozmawiamy po południu. Dziękuję za zaproszenie.
* * *
Komendant siedział za biurkiem, jednak nie rozwalony w fotelu, jak zwykle, ale prosto, prawie na baczność.
Na widok Wrońskiego zrobił marsową minę, wskazał mężczyznę siedzącego na krześle przyoknie.
– Inspektor Marek Baliński – rzekł uroczyście, Jakby oznajmiał wejście króla.
Mężczyzna wstał, podszedł z wyciągniętą ręką do Wrońskiego. Był wysoki i szczupły, w doskonale skrojonym garniturze.
– Baliński – przedstawił się.
Miał mocny uścisk.
– Pan inspektor został oddelegowany z komendy wojewódzkiej, żeby nadzorować sprawę śmiertelnych wypadków, jakie ostatnio miały miejsce na naszym terenie. A chodzi szczególnie o tego zastrzelonego.
– Podejrzewam, że to coś więcej niż jakaś miejscowa wendeta – wyjaśnił gość.
– To nie znajdzie pan zrozumienia u mojego komendanta. Ja też to podejrzewam, ale szef nie chce przyjąć do wiadomości oczywistych rzeczy, sam nie wiem, dlaczego.
Przysiągłby, że słyszy jak stary zazgrzytał zębami. Świetnie, wredny grzybie, pomyślał, za nasłanie na mnie wewnętrznych.
– Naprawdę? – Baliński uniósł brwi.
– Komisarz Wroński prowadzi właśnie tę sprawę – pospieszył z odpowiedzią komendant. – Jak zwykle ma własne pomysły i niewyparzoną gębę.
– Rozumiem. Co pan może powiedzieć o postępach w dochodzeniu, panie komisarzu?
– Niewiele – Michał wzruszył ramionami. – Czasu miałem za mało, a zresztą nie mam jeszcze wszystkich wyników badań medycznych i technicznych. Pan też jest z wydziału wewnętrznego?
– Dlaczego? Co panu przyszło do głowy? I dlaczego też?
– A, widzi pan – mówiąc patrzył nie na Balińskiego, ale wbił wzrok w komendanta – miałem wczoraj wizytę dwóch rozrywkowych panów z tego wydziału. Ktoś im doniósł, że ukryłem czy przywłaszczyłem jakiś dowód. Chusteczkę konkretnie. Zrobili mi rewizję w gabinecie i w domu.
– Znaleźli coś?
– A czy byłbym dzisiaj tutaj, gdyby znaleźli?
– Tak – roześmiał się oficer. – Głupie pytanie.
– Co ciekawe – Wroński nie zważając na marszczone brwi i chrząknięcie starego, ciągnął dalej – miałem podobno zabrać dowód z miejsca, w którym znaleziono zmarłego podobno na serce człowieka. Może mi pan powiedzieć, po cholerę miałbym zabierać coś takiego?
– Nie wiem, może kolekcjonuje pan chusteczki. A tak poważnie, słyszałem o tym. Powiadomiono mnie, zanim tu dotarłem, że będę miał do czynienia z jakimś krnąbrnym gliną. Ale ta sprawa z wewnętrznymi jest na pewno tylko żałosnym nieporozumieniem.
– Żałosne to są, owszem, ale ich metody.
– Komisarzu – chrząknął komendant – brudy należy prać we własnym domu, nie przy obcych.
– Jakie brudy? – Michał wytrzeszczył oczy. – Ja tylko…
– Pan inspektor – stary prędko wpadł mu w słowo – chce mieć dostęp do całej dokumentacji. Nie tylko tego zabitego, ale także pozostałych niewyjaśnionych zgonów.
– Czyli do dokumentów, w które ja nie mam prawa zaglądać? Ciekawe.
Tym razem zgrzytnięcie zębów było już wyraźnie słyszalne.
– Jeśli pan pozwoli – powiedział Baliński, wstając – skorzystam z pana biurka. Nie chcę przeszkadzać panu komendantowi, zalegając mu tutaj.
– Jasne – Wroński otworzył mu drzwi, puścił przodem.
Człowiek z komendy wojewódzkiej wydawał się miłym facetem, ale o prawdziwej policyjnej robocie pojęcie miał raczej mgliste. Kiedyś przy kieliszku ktoś powiedział, że ci z wierchuszki są oderwani od rzeczywistości.
Patrząc jak Baliński grzebie w papierach, Michał musiał zgodzić się z tym twierdzeniem.
– Panie inspektorze – zlitował się wreszcie – niech pan przejrzy te papiery pod kątem raportów medycznych. W nich najprędzej można coś znaleźć.
Jerzy z kolei patrzył na gościa jak na raroga. Pewnie zastanawiał się, czego może chcieć taka figura w pospolitej powiatowej dziurze, w ciasnym pokoju zwykłych funkcjonariuszy. To nie wróżyło nic dobrego. Z zajadłością godną lepszej sprawy przerzucał swoje samochodówki, robiąc wrażenie, jakby był pogrążony w pracy bez reszty.
Читать дальше