Olbrzym uniósł pytająco brwi.
– Zapomina pan o odpowiedniej formie, kiedy się do mnie zwraca. Jeśli tak to będzie wyglądało, nie usłyszycie ode mnie więcej ani słowa. A chustki poszukajcie sobie w mojej dupie. Tylko nie za głęboko, bo jestem zdecydowanie heteroseksualny.
– Kurwa – nie wytrzymał Flap. – Weź mnie trzymaj, Janusz, bomu dam w ryj!
– Uspokój się! Co cię napadło?
– Ten typek tak na mnie działa!
– Idź się przewietrzyć. Sam z nim pogadam.
King Kong wyszedł. Flip milczał dłuższą chwilę.
– To jak będzie?
– Nijak. Ale chciałbym wiedzieć, co jest naprawdę grane. Niech mnie szlag trafi, jeżeli chodzi wam o jakąś nieszczęsną chusteczkę. Może jeszcze wczoraj. Ale na pewno nie teraz.
– Skąd taki wniosek?
– Stąd, że jesteście już po godzinach. I uważam, że o tym przesłuchaniu nie wie żaden wasz przełożony. Albo jesteście nadgorliwi, albo…
– No? – wewnętrzny uniósł brwi – Albo co?
– Albo pracujecie dla kogoś na boku.
– Dla kogo według ciebie. przepraszam, pana?
– Daruj sobie, człowieku – mruknął z niechęcią Michał. – Możesz mi mówić po imieniu. Nie wadzi mi. Ja tylko lubię wkurzać tamtego.
– Zauważyłem. A on musi cię nie cierpieć od pierwszego wejrzenia, bo normalnie jest bardziej opanowany. No to dla kogo mamy niby pracować?
– Nie wiem – Wroński rozłożył ręce. – Na razie nie wiem.
– I nigdy się nie dowiesz. My wykonujemy tylko polecenia naszych szefów.
– I nie chodzi wam o żadną zasmarkaną chustkę.
– To prawda. Teraz już nie – rzucił na stół szarą kopertę.
– Masz nasza idiotów?
– Co to jest?
– Przesyłka do Warszawy, którą dzisiaj przejęliśmy. Wiesz, co jest w środku? To, rzecz jasna, retoryczne pytanie. Pewnie, że wiesz, bo sam ją kazałeś wysłać. Myślałeś, że jak wyręczysz się kumplem to wystarczy?
Wroński wziął kopertę do ręki. Nawet jeszcze nieostemplowana.
– Jesteście sprytniejsi niż przypuszczałem – mruknął.
– Nie rozumiem dwóch rzeczy – odezwał się po chwili milczenia Flip. – Dlaczego zaadresowałeś ją do tej prywatnej kliniki? Znasz tam kogoś, kto mógł wykonać analizy?
– Chyba zdaje pan sobie sprawę, że tego się ode mnie nie dowiecie.
– Wiem. A druga sprawa. Po jaką cholerę zawinąłeś w chustkę zwykły kawałek szkolnej kredy? Zupełnie tego nie rozumiem. Przecież ani jedno, ani drugie nie pochodzi z miejsca, w którym znaleziono zwłoki.
– No to macie o czym myśleć. Ale dobrze, jak chcesz, powiem ci. Postanowiłem wam zrobić kawał. Skoroście tak szukali tego kawałka materiału, to go macie. W prezencie.
– Nie kupuję tego.
– Ale ja nic nie sprzedaję.
– Myślę, że zrobiłeś podpuchę. A to, czego szukamy gdzieś zadołowałeś. Jesteś sprytniejszy niż sądziłem.
Jestem sprytniejszy niż sam sądziłem, pomyślał Michał. A wy głupsi niż przypuszczałem. Albo udajecie.
Zaćwierkała komórka. Flip sięgnął do kieszeni.
– Tak, rozumiem – powiedział służbistym tonem; – Natychmiast, panie inspektorze. Już, w tej chwili.
Spojrzał zimnym wzrokiem na Wrońskiego.
– Twój superwizor, Marek Baliński, interweniował u naszego szefa. Nie wiem, skąd się dowiedział, że cię chwyciliśmy, ale załatwił natychmiastowe zwolnienie. Możesz iść. Ale pamiętaj.
– Daruj pan sobie tę drętwą gadkę. Wiem, co usłyszę. Będziecie śledzić każdy mój krok, a każda moja rozmowa zostanie podsłuchana i nagrana, jak dzisiaj rano z doktorem. Za cholerę nie wiem tylko, dlaczego,
– Nie węsz za dużo to damy ci spokój.
– Prowadzę sprawę morderstwa.
– A prowadź, robaczku. Tylko się tak nie wczuwaj! Sam dzisiaj powiedziałeś, że kto mniej wie, lepiej śpi. Tak, proszę pana komisarza. To święte słowa. Kto mniej wie, lepiej śpi.
* * *
– Obudź się – szturchnął Magdę. Z trudem otworzyła oczy. – No obudź się. Zrobiłaś, o co prosiłem?
– Zwariowałeś? – mruknęła odwracając się na drugi bok. – Wiesz, która godzina?
– Cholera, wiem! Ale to bardzo ważne!
Usiadła na łóżku trąc oczy. Miała ochotę wypomnieć mu, że całą noc gdzieś przebalował, że pewnie dogadzał sobie z kochanką, ale na widok wyrazu twarzy męża, dała spokój. Tak wzburzonego nie widziała go od bardzo dawna. Nigdy chyba. Nawet wtedy, kiedy dawała mu bardzo ostro popalić.
– Byłaś w Twardogórze?
– No co się głupio pytasz? Pewnie, że byłam. Przecież nie mam urlopu.
– Zrobiłaś, o co prosiłem?
– Zrobiłam! Hanka była zdziwiona, ale na pewno…
– Dobrze. Przepraszam, że cię obudziłem. Ale jak pomyślałem sobie, że mogłaś zapomnieć…
– Ja nigdy niczego nie zapominam! I jak się podejmę jakiejś sprawy to ją załatwiam. Nawet jeśli jest taka kretyńska.
– Okej. Idź spać. Dopiero trzecia nad ranem.
– A ty gdzie byłeś? Pewnie u…
– Daj spokój! Pół nocy spędziłem w bardzo nieprzyjemnym miejscu. Nie chciałabyś się tam znaleźć. Idź już spać.
– A ty gdzie? – spytała widząc, że mąż kieruje się do wyjścia.
– Załatwić coś.
– O tej porze?
– O tej porze. Są rzeczy, które czekać nie mogą. Myśl sobie, co chcesz – powiedział szybko, bo Magda otwierała już usta, żeby wylać kolejny potok wyrzekań. – Ale nie wyobrażasz sobie chyba, że o tej porze kochanka czeka na mnie w pełnym rynsztunku.
* * *
Rąbnął na oślep, kiedy tylko drzwi się uchyliły na dostateczną szerokość. Trafił prosto w szczękę. Uderzenie zabrzmiało głucho, tylko zęby zadzwoniły o siebie. Na filmach do ciosu pięścią dołącza się efekt dźwiękowy, najczęściej brzmiący jak wystrzał. W życiu jest to tylko zwykły odgłos, nic specjalnego. Najbardziej przypomina uderzenie pięścią w ścianę.
Jerzy zatoczył się. Wroński wskoczył do mieszkania, zatrzasnął drzwi, a potem wyciął zaskoczonego mężczyznę w żołądek. Kiedy ten się skulił, uderzył łokciem w kark.
Po takiej dawce tylko bohater kopanego obrazu madę in Hongkong może się jeszcze sprawnie poruszać. Wprawdzie zaatakowany mężczyzna poderwał się rozpaczliwie, próbował trafić Michała w krocze, ale ten tylko się odsunął. Jerzy padł ciężko na podłogę, krwawiąc z rozciętej głęboko wargi i rozbitego przy upadku nosa.
– Za co? – wybełkotał, siadając. Próbował zatamować krwawienie.
Michał poszedł do łazienki, rzucił mu ręcznik.
– Za co, cholera? Odbiło ci? Dobrze wiesz, za co! Kablujesz na mnie, kutasie! Co zrobiłeś z listem? W ząbkach zaniosłeś wewnętrznym?
– No co ty! – Jurek spojrzał wielkimi oczami. – Dopadli mnie przed pocztą, zabrali przesyłkę i zabronili o tym mówić! Wiedzieli, że mam ją przy sobie. O nic nie pytali tylko wyrwali mi teczkę, żeby wydłubać list.
– Pieprzysz, gnoju! Sam im to dałeś, bez proszenia! Donosisz im o każdym moim słowie, o wszystkim, co robię! Nawet jak się w tyłek podrapię z lewa na prawo, a nie z prawa na lewo!
– Przysięgam. To musi być kto inny.
– Zamknij się! – ryknął Wroński. – Twój koleś z wewnętrznego zacytował mi zdanie, które powiedziałem, kiedy byliśmy tylko we dwóch! Ty gnido!
Podniósł rękę do ciosu, ale nagle zrobiło mu się głupio. Podobno przemoc rodzi przemoc. W tym wypadku przemoc zrodziła wstyd. Po co pobił kolegę? Nie lepiej było mu wypomnieć w oczy podłości patrzeć jak się męczy, wije pod pogardliwym spojrzeniem?
– To nie ja – Jerzy spojrzał na zakrwawione dłonie, otarł ręcznikiem wargę. – Może ktoś stał pod drzwiami i usłyszał? Nie mam pojęcia. Ale to nie ja – powtórzył bezradnie.
Читать дальше