– Jednak nie powiedziałeś, że zabrali przesyłkę. Jesteś obrzydliwy. Ja bym powiedział.
– Wiem – zaczął zbierać się z podłogi. – I za to należało mi się po mordzie. Ty byś powiedział. Ale to ty jesteś twardziel. wszyscy wiedzą.
Wroński wytrzeszczył oczy. Twardziel? Taką ma opinię, nawet u bliskiego współpracownika? Przecież nigdy nie dał powodów, żeby tak o nim myśleli. A może dał? Pyskaty, nigdy nie bał się zadrzeć z komendantem, nie drżał przed przełożonymi. Może o to chodzi?
– Wybacz – mruknął. – Nie powinienem cię uderzyć. To bez sensu.
– Należało mi się za list. Ale idź już. Muszę się doprowadzić do porządku.
Wstawał słoneczny poranek. Michał odetchnął głęboko rześkim powietrzem. Emocje opadały. W miarę jak odpływała złość, nadchodziło zmęczenie. Zerknął na zegarek.
Zdąży się jeszcze przespać dwie, może trzy godziny, zanim pójdzie do pracy.
* * *
Rzucił komendantowi na biurko pluskwę. Bardziej niż z tą potoczną nazwą, kojarzyła się raczej z karaluchem – podłużna, karbowana, z wystającymi długimi wąsami.
– Co to jest? – stary patrzył na urządzenie jak na zdechłą żabę.
– Nie wie pan? Naprawdę – spytał z drwiną. – Zostawili to bojownicy o czystość rąk policji, których pan na mnie nasłał.
– Nikogo na ciebie nie nasyłałem!
– Jasne, już wierzę. I dlatego, że nikogo pan na mnie nie napuścił, dostałem anioła stróża z województwa.
– Pieprzysz, komisarzu – stary otarł z czoła kropelkę potu. – Nie wiem, kto i po co go tu skierował, ale wiem jedno. Nie znam go, a to trochę dziwne, bo jestem na ty ze wszystkimi wyższymi oficerami w komendzie wojewódzkiej. A tego widzę po raz pierwszy. Albo nowy, albo z jakiegoś tajnego wydziału.
Wroński w duchu z politowaniem pokiwał głową. Komendant zawsze chwali się wielkimi znajomościami, a kiedy przychodzi co do czego i trzeba coś na górze załatwić, okazuje się bezradny. Może i pijał wódkę z większością przełożonych, ale nie znaczy to, że wrył im się w pamięć.
Chciał coś odpowiedzieć, ale w tej chwili wszedł Baliński.
– Witam – rzucił od progu. – Niech pan nie wstaje – dodał widząc, że komendant podnosi się z fotela.
Nagle zmarszczył brwi. Szybko podszedł do biurka, pochylił się nad pluskwą.
– Skąd macie ten sprzęt?
– Znalazłem – Wroński z trudem powstrzymał ziewnięcie.
Magda nie pozwoliła mu zasnąć. Ale tym razem jednak nie wzięło ją na wypominanie, tylko na amory. Przynajmniej mogła się przekonać, że nie tracił sił u innej kobiety.
– Gdzie? – inspektor wpatrywał się w pluskwę, jakby chciał z niej wydobyć zeznanie.
– Pod moim biurkiem. Pasło się toto grzecznie, pięknie przylepione w wolnej przestrzeni między panelem maskującym a szufladą.
– Podejrzewa pan, kto mógł ją zostawić?
– Oczywiście. Pana przyjaciele z wydziału wewnętrznego.
– To nie są moi przyjaciele. Ale to niemożliwe. Oni posługują się innymi gadżetami. A ten…
Wroński z komendantem wlepili wzrok w Balińskiego, czekając, co powie dalej, ale inspektor zamilkł.
– To musiał zostawić kto inny.
– Skąd ta pewność? – Wroński wziął ostrożnie urządzenie. – To po prostu pluskwa. Dziwna bo dziwna, ale pluskwa.
– Dobrze, powiem panom, bo znam się trochę na tym. Takiego sprzętu nie używa się w Polsce.
– Używa czy nie, wszystko jedno. Dziwne, że w ogóle tu coś takiego jest. Toż z naszej Oleśnicy prawdziwe agenturalne zadupie. Skąd tu sprzęt szpiegowski?
– Wyciąga pan pochopne wnioski. Nie powiedziałem, że tego użyli szpiedzy – Baliński najwyraźniej usiłował zatrzeć znaczenie tego, co powiedział przed chwilą pod wrażeniem znaleziska. – Przecież nie mogę wykluczyć z całą pewnością, że gdzieś w naszych magazynach niemożna czegoś podobnego znaleźć.
– Mogę to sobie wziąć? – spytał Wroński beztrosko.
– Nie żartuj, komisarzu – huknął komendant. – To nie zabawka!
– Dobrze już, dobrze. Tylko zapytałem.
– Wracaj do roboty.
Michał wyszedł.
Na korytarzu uśmiechnął się szeroko. Stary nie musi wiedzieć, że znalazł jeszcze jedną taką niespodziankę we własnym domu. A tamtej nikt mu nie zabierze. Zaraz jednak spoważniał. Z czego się cieszysz, wariacie? Ze znalezienia pluskwy w chałupie?
Co się dzieje?
Od jakiegoś czasu czuł całym sobą, każdym nerwem doświadczonego gliny, że coś jest na rzeczy. Ale teraz zyskał pewność. Podsłuchy, wydział wewnętrzny, inspektor z województwa. I on w środku wydarzeń, o których nie ma pojęcia. Domyślał się jedynie, iż wszystko to wiąże się jakoś z niezidentyfikowanymi trupami i jego zainteresowaniem tymi sprawami.
Ledwie doszedł do gabinetu, zadzwonił telefon.
– Komendant pana prosi – powiedziała sekretarka.
Powlókł się niechętnie z powrotem. Czego pierdziel chce? Przecież skończyli pogawędkę.
Na jego widok stary wyszedł zza biurka, stanął przednim, oparł się o krawędź blatu i splótł ręce na piersiach.
– Skoro już się dowiedziałem, co ci chodzi po głowie – powiedział cicho – skąd te dziwne spojrzenia, pyskowanie ponad normę, uznałem, że musimy to sobie wyjaśnić. Podejrzewasz, że podłożyłem ci świnię. Ale to nie ja nasłałem na ciebie dupków z kontroli. Najpierw przyszli do mnie. To nie była przyjacielska pogawędka. Pociąłem się z nimi, ale nie mogłem niczemu zapobiec.
Nie mogłeś, przeleciało przez głowę Michałowi, to pewne, ale i nie chciałeś. Gdybyś był takim dobrym dziadkiem, nic nie kosztowałoby cię podnieść słuchawkę i ostrzec.
– Ktoś inny cię nadał – ciągnął stary. – Nie pytaj, kto, bo sam nie wiem. Kilka osób słyszało, co mówił tamten konował z pogotowia. A ty nie jesteś najbardziej lubianym człowiekiem na komendzie. Balińskiego też nie ja na ciebie napuściłem. Potrzebny mi tutaj jak kaktus w dupie. Myślisz, że to miłe mieć na głowie taką szychę?
– Dziękuję, szefie – skłonił głowę. – Ta informacja wiele dla mnie znaczy.
– Szlag by cię! Zawsze musisz być taki zgryźliwy?
– Ależ skąd! Mówię poważnie. To bardzo ważne. Trochę rozjaśniło mi się w głowie.
Sam nie wiedział, po co powiedział taką wierutną bzdurę. Nie tylko niczego mu to nie dało, ale jeszcze na dodatek zaciemniło obraz. Jeśli nie dziadyga to kto i w jakim celu? Czyżby sprawa tajemniczych morderstw była tak ważna? Czyżby ktoś poczuł się zaniepokojony aktywnością śledczą zwykłego komisarza z powiatowej placówki?
– Ale burdel – westchnął, zbierając teczki pozostawione przez Balińskiego. – Ten facet nie ma krzty litości.
Przez cały dzień inspektor przeglądał materiały dotyczące dziwacznych zgonów. A potem nagle wyrwał go telefon z Wrocławia. Rzucił wszystko i pobiegł do samochodu. Michał został sam z zupełnym bajzlem.
Zaczął porządkować dokumenty. Pierwsza teczka z brzegu zawierała sprawę ciała znalezionego przy śluzie. Zdjęcia, raporty, badania techników.
Zaraz. przecież poza tym, że papiery zostały wydobyte na wierzch, nie zmieniła się ich kolejność. Tylko fotografie są porozrzucane, pomieszane.
A jeśli się dogłębnie analizuje sprawę, siłą rzeczy powstaje bałagan, papierzyska mieszają się z wydrukami i formularzami. A tutaj jest nieporządek tylko na pierwszy rzut oka. Czyżby pan wysoki oficer tak naprawdę nie interesował się oglądanym materiałem, a tylko przerzucał fotki? O co chodzi?
– Panie komisarzu – do pokoju wpadł dyżurny z prewencji. – Samochód czeka. Ma pana zawieść do Wrocka.
Читать дальше