Niemal natychmiast rozległ się ostry trzask i Doreen gwałtownie wyskoczyła w powietrze. Przetoczyła się przez maskę stojącego naprzeciwko samochodu i ciężko upadła na asfalt. Steve oddał cztery strzały w bok chevroleta, po czym skulił się i na czworakach podbiegł do Doreen. Leżała na lewym boku, z policzkiem w śniegu. Z jej ust płynęła gęsta krew.
– Brzuch – wyszeptała.
Steve odpiął radiotelefon i krzyknął do mikrofonu:
– Ranny funkcjonariusz policji. Parking przy Big Bear, rząd G. Potrzebny ambulans i wsparcie! Natychmiast!
W jednej ręce trzymał pistolet wycelowany w chevroleta, a drugą podtrzymywał głowę Doreen.
– Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Tylko nie zasypiaj, przez cały czas mów do mnie.
Doreen lekko pokiwała głową.
– Możesz być pewien, że łatwo się mnie nie pozbędziesz. – Zakaszlała i śnieg zabarwiła kolejna struga krwi. – Powiedz tej kobiecie… Powiedz jej, że jest prawdziwą wróżką.
– Robert? – powiedział Feely. Samochód śmierdział prochem i benzyną, przez co Feely’emu zaczynały łzawić oczy. – Robert, słyszysz mnie?
Potrząsnął jego ramieniem, jednak Robert był nieruchomy, ciężki i nie reagował. – Robert, człowieku, daj spokój, rusz się! Nie wiem, co mam robić!
Trząsł nim i trząsł, jednak Robert nie odpowiadał. Wreszcie Feely zrezygnował. W samochodzie było niemal zupełnie ciemno. Odrobina światła dostawała się do wnętrza jedynie przez małe dziury po pociskach Steve’a i otwory, które Robert wywiercił dla snajpera.
Co by teraz zrobił kapitan Lingo? Kapitan Lingo na pewno znalazłby słowa pocieszenia i radę, jak wyjść z tej sytuacji. Kapitan Lingo wysiadłby z samochodu z rękami w górze i oznajmiłby: „Ocaliliście mi życie, panowie policjanci, i bardzo wam dziękuję. Ten maniakalny zabójca porwał mnie, grożąc mi bronią, i tylko wasza błyskawiczna akcja ocaliła mnie przed makabrycznym końcem”.
Słów „makabryczny koniec” Feely użył kiedyś w dymku do jednego z rysunków, nie miał jednak okazji, by użyć ich w realnym życiu.
– Makabryczny koniec – wyszeptał. Następnie z całej siły zaparł się stopami o tylne fotele chevroleta.
W tym samym momencie eksplodował bak z benzyną. Samochód wyleciał w powietrze i po chwili, już w postaci ogromnej kuli ognia, opadł na śnieg. Jeszcze raz podskoczył, że straszliwym zgrzytem blach, i wreszcie na dobre osiadł na asfalcie. Policjanci i klienci supermarketu, którzy zgromadzili się dookoła, mogli go jedynie bezradnie obserwować.
Steve pozostał przy Doreen, dopóki nie nadbiegli sanitariusze. Następnie wrócił do wozu, w którym wciąż siedziała Sissy, z rękami złożonymi jak do modlitwy.
– Co z nią? – zapytała.
– Niedobrze, ale lekarz powiedział, że raczej z tego wyjdzie.
– Bardzo mi przykro, detektywie. Naprawdę, bardzo mi przykro.
– Niepotrzebnie. Jeżeli ktoś tu zawinił, to wyłącznie ja. Mieli w tym samochodzie nabitą broń, a pojazd był przystosowany, by z niego strzelać, w ogóle go nie otwierając. Powinienem być bardziej ostrożny.
Zdjął czapkę i wierzchem dłoni starł śnieg z twarzy.
– Zaraz ktoś odwiezie panią do domu. Pewnie jutro do pani zadzwonię. Muszę jakoś napisać raport w tej sprawie.
– Nikomu nie musi pan o mnie wspominać.
– Cóż, zobaczymy.
Steve popatrzył na nią. Pomarańczowy blask ognia z płonącego chevroleta wesoło igrał na jej twarzy.
– Poczuła pani miłość? – zapytał.
Sissy pokiwała głową.
– Ludzie bez trudu potrafią ukrywać nienawiść albo pogardę. Ale chociaż nie wiadomo jak by się starali, nigdy nie będą w stanie ukryć miłości.
Następnego poranka śnieżyca ustała. Sissy wyszła na podwórze i wsłuchała się w ciszę. Pan Boots wybiegł za nią, bardzo blisko niej i wywiesił język. Ciężko sapał.
– No i co my teraz zrobimy, panie Boots? – zapytała go.
W tym momencie usłyszała warkot nadjeżdżającego samochodu. Po chwili auto zatrzymało się i wysiadł z niego Steve, w okularach przeciwsłonecznych z żółtymi szkłami.
– Jak się pani miewa, pani Sawyer?
– Och, doskonale, dziękuję. A co z pańską partnerką?
– Niestety, jest w bardzo złym stanie. Ale w nocy przeszła operację i zdaniem lekarzy najgorsze już za nią.
– Biedna kobieta. Nie poznałam dotąd jej imienia.
– Doreen. Doreen Rycerska. Wszyscy ją znają z ciętego języka, ale jest naprawdę dobrą policjantką.
– Poślę jej kwiaty. Wypije pan filiżankę herbaty? Poza tym mam bardzo dobre ciasto z wiśniami, choć sama go nie piekłam. Nigdy w życiu się tego nie nauczyłam.
Weszli do środka. Na zewnątrz został jedynie pan Boots, radośnie biegający po świeżym śniegu.
Steve zauważył karty DeVane leżące na stoliku i wziął je do ręki.
– Muszę pani powiedzieć, że jeśli chodzi o mnie, pani wróżba jest prawdziwa.
Sissy zestawiła filiżanki z drewnianej tacy.
– Tak – powiedziała. – Czasami dokładność ich przepowiedni wyprowadza mnie z równowagi. Bywa, że się zastanawiam, czy nie powinnam ich wyrzucić.
– To, co powiedziała pani o moim synu…
– Nie musi mi pan mówić, jeśli pan nie chce.
– Chcę jedynie powiedzieć, że to wszystko było prawdą. Aresztowano go za napaść seksualną, a kiedy zamierzałem z nim o tym rozmawiać, oświadczył mi, że chce zostać skazany, tylko dlatego, żeby się na mnie zemścić. Sama pani rozumie, że mnie to bardzo zabolało.
Sissy nalała wrzątku do dzbanka z herbatą i zamieszała. Następnie postawiła dzbanek na stoliku, obok kart.
– Wczoraj późnym wieczorem – mówił Steve – dziewczyna, która była jakoby napastowana przez mojego syna, wycofała skargę. Początkowo oskarżyła go dlatego, że bardzo bała się, co pomyślą jej rodzice, którzy przyłapali Alana próbującego uciec z ich domu bez spodni.
– Och, te dzieciaki – westchnęła Sissy.
– Właśnie. – Steve pokiwał głową. – Przyprawiają o ból głowy, kłamią, patrzą ojcu w twarz i mówią, że go nienawidzą. Ale co można zrobić?
Zegar, jak zwykle z pewnym wahaniem, jakby nie chciał nikogo denerwować, przypominając o upływającym czasie, wybił godzinę jedenastą.
– Czy wie już pan, kim byli ci dwaj zabójcy? – zapytała Sissy. – Słyszałam w telewizji, że na pewno było ich dwóch, ale nic ponadto.
– Starszy pochodził z New Milford. Nazywał się Robert Touche i ostatnio się rozwiódł. Drugi to młody chłopak, Kubańczyk, Fidelio Valdes. Ostatnio mieszkał w Nowym Jorku. Rozmawialiśmy z dziewczyną, u której się zatrzymali w Canaan, ale prawie nic o nich nie wiedziała. Nie mamy pojęcia, jak ci dwaj się spotkali i dlaczego razem zaczęli zabijać ludzi.
– Karty ostrzegły mnie, że się zbliżają – powiedziała Sissy. – Powiedziały mi o dwóch burzach nadchodzących równocześnie.
– Może powinniśmy utworzyć dla pani w policji stanowej wydział przepowiedni?
Sissy podała mu kawałek ciasta.
– Ostrzegły mnie także przed mężczyzną w szafie. Inaczej nie mogły mnie przestrzec przed osobnikami schowanymi w samochodzie; kiedy ujrzały świat, samochody jeszcze nie istniały. Powiedziały mi o odciskach stóp, prowadzących do jeziora. Jak sądzę, chodziło o to, że pojadą do Mad River Reservoir. Powiedziały mi także o ptaszku uwięzionym w klatce. Wciąż jednak nie rozumiem, o co im chodziło z tym ptaszkiem.
Steve spędził u Sissy jeszcze ponad godzinę. Przyjemnie mu się z nią rozmawiało, ponieważ okazała się osobą bezkompromisową, a przy tym bardzo łagodną i spokojną. Traktowała go tak, jakby doskonałe wiedziała, że nie jest człowiekiem nieomylnym, i jednocześnie wspaniałomyślnie mu to wybaczała. Kusiło go, by poprosić ją o kolejną wróżbę, ale w końcu się nie ośmielił. Poza tym, ta pierwsza przepowiednia dała mu wystarczająco dużo do myślenia.
Читать дальше